Brokerzy są naszymi sprzymierzeńcami w prewencji szkodowej

0
478

Rozmowa ze Zbigniewem Żyrą, dyrektorem Hestia Corporate Solutions

Aleksandra E. Wysocka: – Niektórzy właściciele zakładów przemysłowych boją się, że po audycie ryzyka przeprowadzonym przez ubezpieczyciela będą musieli dokonać istotnych modyfikacji konstrukcji obiektów, zainstalować kosztowne urządzenia albo zapłacić wysoką składkę. Czy rzeczywiście audyt ubezpieczeniowy jest złem koniecznym, czy może narzędziem, które pozwala istotnie zmniejszyć liczbę szkód przemysłowych?

Zbigniew Żyra: – Audyt ryzyka ubezpieczeniowego odgrywa podwójną rolę. Po pierwsze, pozwala na szczegółową ocenę ryzyka w obiekcie, przy pracujących maszynach i urządzeniach, na podstawie doświadczenia i wiedzy audytora, który przebywa bezpośrednio na miejscu. Dzięki wizycie u klienta jesteśmy w stanie zidentyfikować występujące zagrożenia i ocenić adekwatność stosowanych zabezpieczeń w stosunku do występujących zagrożeń, co ma bezpośredni wpływ na wycenę ryzyka i warunki ubezpieczeń.

Po drugie, audyt może stanowić – i zazwyczaj stanowi – dużą wartość dla klienta. Coraz częściej zdarza się, że to właśnie klient wprost domaga się wizytacji ubezpieczeniowej. W jej wyniku otrzymuje rekomendacje prewencyjne, po wdrożeniu których jakość ryzyka może ulec znacznej poprawie. Mniejsze ryzyko oznacza bezpieczniejsze z punktu widzenia zagrożeń warunki prowadzenia biznesu, zmniejszenie ekspozycji na przerwy w działalności, lepsze warunki negocjacyjne przy transferze ryzyka, bezpieczniejsze miejsca pracy i w końcu większe szanse na interesujące kontrakty.

Proszę pamiętać, że nie przeprowadzamy audytów po to, by ukarać przedsiębiorcę. Jesteśmy konsultantami, partnerami biznesowymi, którzy szukają najbardziej optymalnych rozwiązań prewencyjnych dla swoich klientów.

Czyli audyty ryzyka stanowią podstawową działalność Waszego zespołu? Czy pandemia wpłynęła na liczbę i sposób prowadzenia tych audytów?

– Oczywiście audyty ryzyka są nieodłącznym elementem procesu ubezpieczenia przedsiębiorstw, zwłaszcza tych, które charakteryzują się dużymi sumami ubezpieczeń lub należą do szczególnie zagrożonych. Ubezpieczyciele nie chcą kupować kota w worku, dlatego szczegółowo przyglądają się określonym grupom klientów.

W czasach przedpandemicznych przeprowadziliśmy tysiące audytów polegających na wizytacji wybranych klientów i bezpośrednich rozmowach z ich przedstawicielami. Pandemia spowodowała wiele ograniczeń w dostępie do obiektów czy możliwości podróżowania. Dlatego zaczęliśmy przeprowadzać audyty online, wykorzystując do tego dostępne technologie pozwalające na streaming obrazu. Inżynier ocenia ryzyko „zza biurka”, na podstawie tego, co widzi na ekranie, prowadząc jednocześnie konwersację na temat ryzyka.

Z pewnością taka forma prowadzenia audytów ryzyka będzie stanowiła w przyszłości coraz większy udział w portfelu serwisów inżynierskich, przynajmniej jeśli chodzi o pewien profil klientów. Nie wyeliminujemy jednak całkowicie audytów fizycznych. Nic bowiem nie zastąpi bezpośrednich spotkań z klientami, podobnie jak wirtualne wycieczki nie zastąpią wizyt w muzeach czy teatrach.

Jakie wnioski można wyciągnąć z audytów przeprowadzonych w ubiegłym roku? Czy jakość ryzyka u Waszych klientów się poprawia? Czy audytowani klienci korzystają z Waszych zaleceń?

– Rok czy dwa to zbyt krótki okres, by dostrzec wyraźny trend związany ze zmianą jakości ryzyka. Jeśli weźmiemy jednak pod uwagę dłuższy okres, to poprawa świadomości ryzyka i chęć współpracy są widoczne.

Mogę powiedzieć z własnego doświadczenia, że poziom zabezpieczeń jest z każdym rokiem wyższy. Z jednej strony wynika to z coraz większej świadomości przedsiębiorców, z drugiej natomiast, co ma niebagatelne znaczenie, ze zmian w regulacjach prawnych. Można więc powiedzieć, że następuje poprawa stopnia bezpieczeństwa, ale bardzo powoli. Raczej ewolucja, nie rewolucja.

W serwisach online ważna jest odpowiednia technologia, która służy wspieraniu w zarządzaniu ryzykiem. Wprowadziliście w tym obszarze ciekawe projekty pilotażowe z obszaru internetu rzeczy, o których mówiliście chociażby na Kongresach Brokerów. Jakie są efekty tych pilotaży?

– Efekty pilotaży okazały bardzo obiecujące, dlatego zdecydowaliśmy się na rozszerzenie naszej oferty w  zakresie monitoringu ryzyka z wykorzystaniem technologii internetu rzeczy (IoT). Do predykcji i prewencji szkodowej wykorzystujemy bezprzewodowe sensory, które mierzą różne parametry, np. temperaturę, wilgotność, wibracje silnika i inne istotne z punktu widzenia możliwych incydentów szkodowych.

Użytkownik jest informowany o przekroczeniach stanów granicznych, które mogą doprowadzić do poważnej szkody. W tej chwili monitorujemy ryzyko za pomocą sensorów IoT kilkudziesięciu naszych klientów.

Jak na te nowe technologie zapatrują się brokerzy? Czy ich również trzeba przekonywać do zalet technologii opartej na internecie rzeczy?

– Świadomość brokerów, ale nie tylko, również agentów ubezpieczeniowych, jest coraz większa, dlatego monitoring ryzyka za pomocą internetu rzeczy staje się w wielu przypadkach kluczowym tematem naszych codziennych dyskusji o ryzyku. Pośrednicy są naszymi nieocenionymi sprzymierzeńcami w obszarze minimalizacji ryzyka. Doceniają nowoczesne technologie, zwłaszcza te, które pozwalają na skuteczną ochronę majątku i biznesu przy stosunkowo niewielkich nakładach finansowych.

Szybki montaż sensorów bez konieczności dodatkowego okablowania jest niewątpliwą zaletą oferowanych przez nas rozwiązań IoT. A możliwość otrzymywania notyfikacji o stanie zagrożenia za pomocą esemesa lub e-maila to prawdziwy krok w przyszłość.

Warto również zwrócić uwagę, że nie koncentrujemy się jedynie na dużych zakładach produkcyjnych, gdzie zazwyczaj zabezpieczamy rozdzielnice elektryczne, chłodnie, silniki czy sensory. Nasz system świetnie sprawdza się w mniejszych obiektach, takich jak apteki, gabinety lekarskie, restauracje, pensjonaty czy wspólnoty mieszkaniowe.

Coraz więcej mówi się o ryzykach cybernetycznych. Czy one rzeczywiście są istotne?

– To jest trudny temat, ponieważ ryzyka cybernetyczne są najczęściej „niewidoczne”. W wielu przypadkach dowiadujemy się o nich jakiś czas po incydencie, np. wycieku danych, które dla danej firmy stanowią nieocenioną wartość. Do bezpieczeństwa cybernetycznego podchodzimy dwutorowo. Z jednej strony szeroka, dostosowana do potrzeb klientów ochrona ubezpieczeniowa, z drugiej natomiast ekspertyza, którą dzielimy się z naszymi klientami. W ramach współpracy oferujemy pentesty – badania podatności infrastruktury IT na różnego typu zagrożenia oraz szkolenia dla pracowników obejmujące zagadnienia związane z bezpieczeństwem cybernetycznym.

Jest to ważne, gdyż jak wynika ze statystyk, to właśnie człowiek jest najsłabszym ogniwem w obronie przed hakerami. Mistrzem w wykorzystaniu socjotechniki w celu nieuprawnionego dostępu do danych był Kevin Mitnick, jeden z najsłynniejszych włamywaczy komputerowych. Tytuł jego książki Sztuka podstępu. Łamałem ludzi, nie hasła oddaje w dużej mierze istotę problemu. Dlatego uważamy, że odpowiednio przygotowany pracownik znaczy więcej niż najlepsze techniczne systemy zabezpieczeń.

Na koniec chciałabym zapytać o szkolenia dla kierowców, które prowadzicie już od jakiegoś czasu. Czy one rzeczywiście zmieniają ich sposób jazdy?

– Miałem okazję rozmawiać z kierowcami po naszym flagowym szkoleniu „Rozsądny kierowca”. Wielu z nich deklarowało ostrożniejszą jazdę w przyszłości. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest to efekt przedstawionych podczas szkolenia treści, zwłaszcza bardziej drastycznych, ale nawet jeśli z czasem ten szybko nabyty „rozsądek na drodze” ulegnie osłabieniu, to zawsze możemy liczyć na zwiększoną ostrożność podczas jazdy.

Podczas naszego szkolenia kierowcy mają zajęcia praktyczne w alko- i narkogoglach, ćwiczą czas reakcji dzięki specjalnie do tego celu przygotowanej aplikacji oraz uczestniczą w pokazach, np. wybuchu poduszki powietrznej. Najważniejsze jest uświadomienie zagrożeń na drodze oraz konsekwencji związanych z wypadkiem, nie tylko tych bezpośrednich, ale również dalszych, które mają przełożenie na pracę i rodzinę.

W drugiej połowie roku zaoferujemy treningi na symulatorze jazdy na płycie poślizgowej. Mamy przygotowanych kilka scenariuszy: można jeździć samochodem osobowym, samochodem ciężarowym, samochodem straży pożarnej, ambulansem itd. Kierowca kończy trening dopiero wtedy, gdy pokona wszelkie trudności, czyli gdy nauczy się jeździć w zaprogramowanych warunkach.

Trzeba otwarcie powiedzieć, że w 90% wypadków samochodowych wina leży po stronie kierowcy. W związku z tym nie nastawiamy się na poprawę stanu technicznego aut, lecz zajmujemy się „udoskonalaniem” kierowców. Nasz idealny kierowca to taki, który jeździ bezpiecznie, ekonomicznie i ekologicznie.

Dziękuję za rozmowę.

Aleksandra E. Wysocka