Ryzykonomia. Test Turinga na głupotę

0
698

Mało kto zapewne słyszał, że gigant Google właśnie udostępnia aplikację do przewidywania rozwoju Covida, która ma wykorzystywać sztuczną inteligencję. Pewnie dlatego, że zdawać się może, że i o pandemii mało kto słyszał. A jak słyszał, to już zapomniał. Taki wniosek można wyciągnąć nie tylko z dzikich tłumów na plaży na Helu lub z uporem powtarzanych do niedawna deklaracji oficjeli, że walka jest wygrana i mamy „z górki”. 

Żyjemy w czasach, gdzie nie tylko sztuczna inteligencja staje się paradygmatem rozwoju, ale zdaje się i prawdziwa głupota, a na pewno niewiedza podniesiona do poziomu dającego powody do dumy przymiotu.

Ludzie się buntują, że epidemia trwa „już” pół roku i „dalej tak żyć nie można”. Na próbę naukowej dyskusji dostajemy linki do spisków z YouTube lub wyrwanych z kontekstu informacji, budząc zdziwienie powoływaniem się na WHO, European Centre for Disease Prevention and Control (a co to?!), czy zwykły SANEPID. A kto miałby czas czytać takie ciężkie teksty?

Ale ryzyko, jak to z ryzykiem bywa, nic sobie z głupoty nie robi, więc dobrze, że są jednak ludzie i organizacje, które poważniej niż większość rządów podchodzą do tego epokowego wyzwania. Epokowego.

Sztuczna inteligencja już od zarania była kandydatką do rozwiązywania problemów medycznych, choć warto tu przypomnieć przy tej okazji, że historia tejże inteligencji wcale długa nie jest. Samo pojęcie narodziło się w 1956 r. na warsztacie naukowym w Dartmouth College w USA za sprawą matematyka Johna McCarthy’ego. Młodym naukowcom chodziło o rozważenie zbudowania maszyny „zdolnej do zasymulowania każdego aspektu ludzkiej inteligencji”.

To podobieństwo stało się zresztą na lata punktem centralnym dyskusji o „cechach” AI (Artificial Intelligence). Jedną z najbardziej popularnych definicji zaproponował Alan Turing jako tak zwany test Turinga. Tak, ten sam znany z filmu genialny matematyk, który korzystając z prac polskich kryptologów, „rozszyfrował” niemiecką Enigmę.
Jest tu i inna ważna historia, bo Turing był gejem i zaszczuty zakończył przedwcześnie swoje życie. I trudno objąć rozumem, co mógłby jeszcze dla świata zdziałać. Smutne i tragiczne.

No więc Turing zaproponował, aby myślącą maszynę (bo takie planował) poddać testowi, który polega na rozmowie „testera” z maszyną i/lub „kontrolnym” człowiekiem ukrytymi za ścianą. Jeżeli „tester” nie potrafi odróżnić, kto zacz, maszyna przechodzi test Turinga. Proste i genialne.

Można się nawet zastanawiać, co z głupotą, równie przecież popularną jak rozum. Ale przecież już Lem przewidział powstanie głupich maszyn myślących.

Potem prace nad sztuczną inteligencją przechodziły „wiosny i zimy zainteresowania” w latach 60.–80. ubiegłego wieku, aż do 90. i XXI w., kiedy to rozwój technik komputerowych i internetu spowodował wręcz eksplozję zainteresowania sztuczną inteligencją.
Miliony nowych obszarów zastosowań już są i pojawiają nam się na horyzoncie. Są nimi medycyna, transport, handel, finanse i ubezpieczenia oczywiście też. 

Czym jest i czym może być AI, to wciąż otwarta dyskusja, choć pewnie większości kojarzy się ze zbuntowanymi terminatorami. Co zresztą wcale nierealne nie jest, ostrzegają takie umysły, jak Gates, Hawking czy Musk. Ale korzyści z AI jest za wiele, żeby zatrzymać tę lawinę, a skoro o terminatorach mowa, to mamy i LAWS autonomiczną broń, bo niestety jak to u ludzkości bywa, wojsko jest wielkim sponsorem badań w tej dziedzinie.

Definicja Unii Europejskiej podsumowuje, że AI to „systemy, które wykazują inteligentne zachowania w wyniku analizy otoczenia oraz podejmują działania z określoną dozą autonomii w celu osiągania specyficznych celów. Systemy te mogą wykorzystywać oprogramowanie komputerowe, działać w świecie wirtualnym (asystenci głosowi, oprogramowanie do analizy obrazu, wyszukiwarki, systemy rozpoznawania twarzy i głosu) lub mogą być częścią sprzętu i maszyn, takich jak roboty, autonomiczne pojazdy, drony oraz aplikacje Internet of Things (IoT)”.

Oczywiście mamy też i rodzime „Założenie do strategii AI w Polsce”, oficjalnie zatwierdzone i podpisane. A jakże.

A tekst ten pisał człowiek, ale… czy można jeszcze być tego pewnym?

dr Jerzy Podlewski