Przeczytałem parę dni temu na forach „edukacyjnych” relację z rozmowy z pewną młodą osobą, zdaje się z liceum, wielbicielem Dostojewskiego. Zapytany fan dość ambitnej literatury dokonał samooceny, że „z polskiego nie jest dobry”. Na pytanie o kryterium „bycia dobrym” w szkole z naszego Narodowego przecież przedmiotu, padła odpowiedź, że liczy się pilność, zadania domowe, wypracowania i temu podobne wymagania. Ot, codzienność edukacji.
Zabierając się do pisania ostatniej Ryzykonomii, w tym nietypowym roku zastanawialiśmy się, jaką klamrą objąć nasze tegoroczne opowieści o ryzyku, żeby było i znacząco, i uroczyście, jak na noworoczne „przejście” przystało.
No więc, trudno o temat ważniejszy dla wszystkiego, a przede wszystkim przyszłości, niż edukacja. Nie wiemy, czy Anglicy albo i Chińczycy mieli swojego Staszica, który rzekł był: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Dalej zacytujmy z dr. Google’a, że: „cytat ten pochodzi z aktu fundacyjnego Akademii Zamojskiej, 1600 r., sparafrazowany przez Stanisława Staszica w Uwagach nad życiem Jana Zamoyskiego, 1787 r. Słowa te były też mylnie przypisywane Andrzejowi Fryczowi Modrzewskiemu”.
Poprzednio pisaliśmy w Ryzykonomii o raporcie Światowego Forum Ekonomicznego pod tytułem „Przyszłość zatrudnienia 2020” i tam (jak Czytelnik pamięta) znalazły się m.in. najbardziej pożądane umiejętności (ang. skills), które będą wymagane na rynku pracy w nadchodzących latach dziejącego się już przełomu technologicznego czwartej rewolucji przemysłowej.
Na jednym z pierwszych miejsc wymieniono krytyczne myślenie. Trudno o bardziej kluczowy dla zarządzania ryzykiem przymiot przyszłego menedżera, a może przede wszystkim światłego obywatela.
Krytyczne myślenie nie jest ani optymistyczne, ani pesymistyczne. Gdyby podsumować, co naszym zdaniem oznacza, napisalibyśmy (językiem zarządzania ryzykiem), że jego istotą jest rzucenie wyzwania uproszczonym założeniom i heurystykom. Czy to codziennym, czy biznesowym.
Zwykle są one takie – a trochę doświadczenia biznesowego i życiowego już mamy – że „będzie dobrze”. Może i będzie, ale z krytycznym myśleniem ma to niewiele wspólnego, bo gdyby było rezultatem rzetelnej analizy… Ale zwykle pozostaje tylko założeniem, które potem weryfikowane jest w ogniu wydarzeń. Żadne to więc „krytyczne myślenie”.
Parę dni temu także – i przyznamy, że to powód tych dzisiejszych przemyśleń – na innej stronie edukacyjnych aktywistów (daremnie nawołujących do unowocześnienia) znaleźliśmy „wyciąg” z podstawy programowej szkoły w Finlandii.
O systemie edukacyjnym naszego nadbałtyckiego sąsiada wiemy co prawda niewiele, ale to na pewno, że we wszystkich światowych rankingach systemów edukacyjnych jest notowany na czołowych pozycjach. Finlandia także w naszym kraju (bez rezultatu) przywoływana jest jako benchmark, jak „to” powinno wyglądać.
I nie rozsiadajcie się wygodnie w fotelach, w oczekiwaniu na sążniste zestawienia lektur, życiorysów mieszków i ich pociotków ani zwinności stułbi modrych czy tysięcy innych zbytecznych zapełniaczy pamięci (krótkotrwałej) naszej młodzieży.
Jeżeli wierzyć wspomnianemu portalowi edukacyjnemu (a mamy powody), to podstawa uczenia młodych Finek i Fińczyków jest następująca:
1) Refleksja na tym, jak się uczyć i nauka uczenia się
2) Kompetencja kulturowa, interakcja i wyrażanie siebie
3) Troska o siebie i zarządzanie codziennym życiem
4) Wieloznaczność w edukacji
5) Kompetencje w zakresie technologii informatycznych
6) Kompetencje zawodowe i przedsiębiorczość
7) Udział w budowaniu zrównoważonej przyszłości i zaangażowanie w to budowanie.
Sami byśmy tego w Ryzykonomii lepiej nie napisali. I dodajmy – z tego, co wiemy, o „reszcie” programu (choć pewnie nie jest to aż tak proste), decyduje nauczyciel.
Edukacja, co potwierdzi każdy z rodziców pędzących z pociechami między jednymi prywatnymi korepetycjami a drugimi, jest najważniejsza, tu nie mamy wątpliwości. Ale też, podobnie jak zarządzanie ryzykiem, jest procesem realizowanym w określonym systemie, w „strukturze ramowej”.
Stąd rola społeczeństwa i państwa, jego biurokratycznej emanacji w organizowaniu systemu edukowania. I bajką jest, że dom i rodzice są w stanie to udźwignąć. W dzisiejszym świecie na pewno nie są, a i przecież o komputerach, państwie prawa, finansach i nawet owej stułbi (dla zainteresowanych) rodzice wiedzy nie są w stanie przekazać. Nowoczesny system, na miarę trudnego do objęcia przełomu cywilizacyjnego, jest tu konieczny.
W końcu nic się tu nie zmienia i to będzie optymistyczny przekaz. Jest zbrodnia. I kara.
dr Jerzy Podlewski