Według danych IMGW, które zostały przetworzone przez ARiMR, łączna powierzchnia działek rolnych nawiedzonych przez powódź to 120 tys. ha. Z tego jedna czwarta to działki, na których występują niezebrane płody rolne, uprawy jako plon główny z tego roku. Zdaniem Marka Łagodowskiego, dyrektora ds. ubezpieczeń rolniczych firmy brokerskiej Mentor, ta sytuacja mocno wpłynie na rolnictwo na obszarach dotkniętych żywiołem.
W ocenie eksperta wielu producentów rolnych oszczędza na ubezpieczeniach albo ubezpiecza tylko to co najcenniejsze, zdając się na przysłowiowy „łut szczęścia”.
– Ze statystyk wynika, że 75% polskich rolników wykupuje polisę na budynki gospodarcze. Co drugi rolnik ubezpiecza swoje maszyny, a co czwarty – zwierzęta gospodarskie. Mniejszą grupę zwolenników spośród tej grupy znalazło ubezpieczenie ruchomości domowych, takich jak sprzęt RTV/AGD, meble, pieniądze czy biżuteria (23%). Ziemiopłody ubezpiecza 22% rolników, urządzenia i narzędzia 18%, a materiały i zapasy 17% badanych – wskazuje Marek Łagodowski.
Ekspert zwraca uwagę, że szczęściem w nieszczęściu było to, iż powódź wystąpiła pod koniec września, tj., w okresie, w którym z pól sprzątnięto już zboże. Największy problem mają jednak plantatorzy kukurydzy, ziemniaków czy buraków, które nie zostały jeszcze zebrane i tam doszło do największych strat. Dodatkowe koszty poniosą również ci rolnicy, którzy zdążyli już zasiać rzepak.
– Klauzule w ubezpieczeniach dotyczące powodzi czy zalania wystawiane są bardzo rzadko – ocenia Marek Łagodowski. – Najczęściej pytają o nie osoby, których pola lub gospodarstwa znajdują się w bezpośredniej bliskości do rzek, stawów czy innych zbiorników wodnych. A ponieważ właśnie tam ryzyko zalania jest zawsze duże, to i zakłady ubezpieczeń śrubują stawki – zaznacza.
Z doświadczenia eksperta wynika, że takie umowy są rzadkością. Tymczasem w związku ze zmianami klimatu coraz częściej dochodzi do ekstremalnych i niespotykanych wcześniej w Polsce burz, wiatrów, gradobić.
– Czasem kilkadziesiąt minut nawałnicy powoduje stratę dorobku całego życia – ocenia Marek Łagodowski. – I takich zjawisk jest coraz więcej. Polska traci z powodu gwałtownych zjawisk pogodowych około 6 miliardów złotych rocznie – dodaje.
Jego zdaniem obowiązkowe ubezpieczenie budynków wchodzących w skład gospodarstw rolnych w wielu przypadkach też nie do końca rozwiązuje problem szkód popowodziowych.
– W większości przypadków ubezpieczyciel wypłaca odszkodowanie za wartość rzeczywistą budynków – przypomina Marek Łagodowski. – To oznacza, że jeśli mamy 20-letni budynek, nie jesteśmy w stanie go odtworzyć, bo dostaniemy zbyt mało środków. Różnicę trzeba dołożyć z własnych pieniędzy. Do tego dochodzi czas budowy. W tym czasie zwierzęta muszą gdzieś żyć, a zboże musi być składowane – co może powodować kolejne koszty. Niestety, ubezpieczając się, rolnicy często chcą przyoszczędzić, a dodatkowe klauzule uznają za niepotrzebne. Tymczasem, jak zawsze, diabeł tkwi w szczegółach – dodaje.
Marek Łagodowski wskazuje, że część rolników, obawiając się zalania, przewoziło np. tysiące ton składowanego zboża na inne, wyżej położone tereny, co wypełnia przesłanki z art. 826 kc: „W razie zajścia wypadku ubezpieczający obowiązany jest użyć dostępnych mu środków w celu ratowania przedmiotu ubezpieczenia oraz zapobieżenia szkodzie lub zmniejszenia jej rozmiarów”. Ekspert podkreśla, że w rozszerzonych programach ubezpieczeniowych to ubezpieczyciel pokryłby koszty takiej operacji.
(AM, źródło: Mentor)