Powrót do korzeni branży ubezpieczeniowej

0
525

Październikowa konferencja „EKF Ubezpieczenia: Sprzedaż, Innowacje, Ryzyko”, poza wieloma panelami dyskusyjnymi oraz wystąpieniami przedstawicieli zakładów ubezpieczeń, pośredników i instytucji regulacyjno-nadzorczych, przyniosła nam również wyniki raportu podsumowującego szanse i zagrożenia dla branży ubezpieczeniowej w ciągu najbliższych trzech lat.

Na pierwszy rzut oka raport zdaje się zwiastować dość mroczne czasy dla sektora ubezpieczeniowego. Chciałbym jednak zachęcić czytelników do tego, aby wspólnie zastanowić się, czy taka interpretacja jest właściwa. Czy przyszłość faktycznie rysuje się w aż tak ciemnych barwach?

A może nasza percepcja tych wyników jest jedynie pokłosiem pewnego sposobu myślenia o branży – dominującego, ale być może odbiegającego już dość daleko od korzeni ubezpieczeniowego dziedzictwa?      

Metodologia badania

Na początek przyjrzyjmy się samym wynikom. Raport Analiza kluczowych czynników wpływających na rozwój rynku ubezpieczeń w Polsce w perspektywie trzyletniej, przygotowany przez EKF Research oraz Deloitte, poświęcony jest porównaniu szans i zagrożeń w branży ubezpieczeniowej, jakie biorący udział w badaniu eksperci dostrzegają w ciągu najbliższych trzech lat.

Zadaniem panelu 22 ekspertów, których opinie są podstawą otrzymanych wyników, było oszacowanie prawdopodobieństwa materializacji kilkunastu szans i zagrożeń. Eksperci oceniali także istotność każdego ze zjawisk, rozdzielając pulę 100 punktów pomiędzy wszystkie analizowane aspekty. Suma iloczynów tych wag i prawdopodobieństw realizacji poszczególnych zjawisk pozwoliła utworzyć klasyfikację największych szans i zagrożeń dla sektora.

Szanse dla branży ubezpieczeniowej

Zdaniem ekspertów pięć największych szans rozwojowych dla branży ubezpieczeniowej to:

  1. wzrost popytu na ubezpieczenia zdrowotne i emerytalne, wynikający z postępującego starzenia się społeczeństwa (187,2 punktów, wyznaczane jako suma iloczynów wskazywanych przez ekspertów prawdopodobieństwa zajścia i siły wpływu na branżę dla tego aspektu),
  2. transformacja technologiczna pozwalająca na dalszą optymalizację procesów i redukcję kosztów działalności, selekcję ryzyk i klientów (150,7),
  3. rozwój prywatnej opieki zdrowotnej (127),
  4. rosnąca zamożność klientów (110,6),
  5. lepsze dopasowanie oferty ubezpieczeniowej do potrzeb klientów dzięki rozwiązaniom technologicznym (101,2).

Wskaźnik szans, będący sumą wskaźników dla powyżej wspomnianych zagadnień, wyniósł 676,7 punktów.

Ryzyka dla branży ubezpieczeniowej

Największe zagrożenia, jakie zostały wskazane przez ekspertów, to:

  1. przeregulowanie rynku ubezpieczeń, a w konsekwencji realizacja projektów regulacyjnych kosztem rozwojowych i związany z tym wzrost kosztów oraz trudności w planowaniu strategicznym (249,5),
  2. ryzyko demograficzne – starzejąca się sieć agentów i brak zainteresowania branżą ubezpieczeń przez młode pokolenie (143,8),
  3. globalne zmiany klimatyczne i koszt katastrof naturalnych wpływający na wzrost kosztów reasekuracji (132,3),
  4. rosnąca liczba i złożoność ataków cybernetycznych, generujące ryzyko związane z digitalizacją procesów i danych klientów (128,7),
  5. utrzymywanie niskich cen ubezpieczeń komunikacyjnych generujących niską lub ujemną rentowność w tym segmencie rynku (114,7).

W konsekwencji wskaźnik zagrożeń osiągnął 769 punktów.

Zagregowany wskaźnik sentymentu dla branży, wyznaczany jako różnica wskaźnika szans i zagrożeń, wyniósł -92,3, co zdaje się sugerować pesymizm i negatywną percepcję ekspertów co do perspektyw rynku w ciągu najbliższych trzech lat.

W materiale znaleźć można także wiele rekomendacji dla stabilnego i zrównoważonego rozwoju rynku ubezpieczeń w Polsce. Chciałbym jednak skupić się na podstawowym pytaniu, wynikającym z tak negatywnego poziomu wskaźnika sentymentu. Czy mamy powód do takiego pesymizmu i załamywania rąk nad stanem naszego rynku ubezpieczeniowego? Chciałbym zaryzykować tezę, że jest wręcz odwrotnie.

Negatywny sentyment czy… niedoceniany potencjał?

Ubezpieczenia powstały i okrzepły w świecie, gdzie świadomość ryzyka pchnęła ludzi do stworzenia mechanizmów, w których potencjalna strata, zbyt duża dla jednostki, mogła być transferowana na większe grupy. Niezależnie od tego, czy korzeni dzisiejszych ubezpieczeń upatrywać będziemy w babilońskich zapisach kodeksu Hammurabiego, czy też pośród umów zawieranych przez starożytnych chińskich kupców, popyt na ubezpieczenia pojawiał się i rósł w otoczeniu niepewności i jej powszechnej świadomości.

Jeśli spojrzymy na listę największych zagrożeń, to aż trzy z nich (2, 3 oraz 4) związane są z istotnymi procesami społecznymi, demograficznymi i ekologicznymi, które w coraz większym stopniu będą kształtować odczucia i oczekiwania obecnych i przyszłych klientów. Nie pozostają one oczywiście jednowymiarowe – rosnące koszty reasekuracji, narażenie na ataki cybernetyczne czy odejścia najbardziej doświadczonych pracowników z pewnością będą bolesnym i kosztownym dla ubezpieczycieli skutkiem tych procesów. Czy nie jest jednak tak, że w tym samym czasie trendy te generują w społeczeństwie powszechną świadomość rosnących zagrożeń i potencjalnie ogromne zapotrzebowanie na usługi, w których ubezpieczycie doskonalą się od setek lat – usługi wyceny i transferu ryzyka? Czy podkreślając konieczność zwiększonych nakładów na reasekurację, nie zapominamy o tym, że przyczyniające się do nich powodzie, wichury i okresy suszy skłonią tysiące osób do tego, aby wreszcie rozważyć zakup ubezpieczenia?

Pomimo wielu niewątpliwych wyzwań, z którymi branża ubezpieczeniowa mierzyła się w ostatnich latach, sektor ubezpieczeniowy funkcjonował w otoczeniu dobrze znanych i dość stabilnych ryzyk. Być może bardziej zasadne byłoby nawet mocniejsze stwierdzenie – ubezpieczyciele starali się dążyć do tego, aby zwiększać wolumen składki przy jednoczesnej próbie minimalizacji jakiegokolwiek ryzyka. Dążenie do zdobycia klientów o idealnych profilach, liczne wyłączenia i ograniczenia, produkty, w których elementy ubezpieczeniowe były jedynie małymi dodatkami – to jedynie przykłady trendu, który obserwowaliśmy w ostatnich latach. Podejście, w którym wyzwania związane z szacowaniem trudniejszych ryzyk łatwiej było zastąpić rywalizacją o wąskie grono klientów, dla których ryzyko było niskie lub bardzo proste do wyznaczenia. Trudno oprzeć się wrażeniu, że na wielu płaszczyznach podejście takie miało negatywne konsekwencje: od wzrastającej luki ubezpieczeniowej począwszy, poprzez negatywny odbiór społeczny, a na wojnach cenowych (ryzyko 5) skończywszy.   

Być może więc ryzyka wskazywane w raporcie nie są nimi w istocie? Może są przede wszystkim szansą na to, aby wrócić do korzeni ubezpieczeń? Do próby skwantyfikowania tego, co jeszcze nie w pełni znane. Do zaoferowania wsparcia tym, którzy potrzebują mechanizmów współdzielenia ryzyka, aby mierzyć się z wszelkimi wyzwaniami (zdrowotnymi, klimatycznymi, cybernetycznymi), wobec których stają w codziennej aktywności.

Jako zagrożenie w ankiecie wskazano również przeregulowanie rynku i jego negatywne konsekwencje. Trudno negować fakt występowania tego zjawiska i jego uciążliwość dla ubezpieczycieli. Pocieszające jest, że postęp technologiczny (automatyzacja, narzędzia AI itp.) do pewnego stopnia może równoważyć negatywne aspekty inflacji prawa, wyrażające się w znacząco zwiększonej pracochłonności działań około sprawozdawczych. Sądzę jednak, że nawet w tym obszarze postulowany wcześniej „powrót do korzeni” ubezpieczeń może mieć pozytywny oddźwięk. Regulacje są bowiem często odpowiedzią – być może nadmiarową czy też nieuwzględniającą specyfiki lub uwarunkowań – na pewne praktyki obserwowane na rynku. Skupienie się więc na duchu i genezie poszczególnych zapisów, zamiast na ich procesowych uciążliwościach, może dać odpowiedź na to, jak przekuć i to ryzyko w szansę dla branży. Przyciągnąć do sektora młodych ludzi, poszukujących sensu, a nie suchej sprawozdawczości. Bo to nie poprzez wypełnianie kolejnych kolumn raportów, ale właśnie przez działania zgodne z duchem i etosem ubezpieczeń, pracownicy ci i sami ubezpieczyciele będą mogli w najbardziej pozytywnym stopniu wpływać na społeczeństwo, gospodarkę i środowisko naturalne.

W moim odczuciu ten negatywny wskaźnik sentymentu dla branży jest swego rodzaju żółtą kartką, ostrzeżeniem przed próbą działalności w obecnej formie i bez większych zmian. Równocześnie może być wielką szansą na nowe otwarcie i budowę w pozytywnej wizji silnego i rosnącego sektora ubezpieczeniowego w Polsce.

Adam Pasternak-Winiarski
dyrektor, Dział Usług Aktuarialnych i Ubezpieczeniowych, Deloitte