Jak perfekcjonizm karmi lęk przed mówieniem po angielsku

0
679

Oferujemy optymalne rozwiązania. Dostarczamy doskonałą jakość. Przewyższamy oczekiwania szefów, klientów, akcjonariuszy. A gdy przychodzi noc, godzinami nie możemy zasnąć.

Co jeśli się wyda, że jesteśmy zwyczajni, zmęczeni, mamy kredyt do spłacenia i kłopoty z dziećmi, a na doskonałość brak nam sił?   

Najgroźniejsze są momenty, gdy trzeba publicznie zabrać głos. Dopóki komunikacja odbywa się po polsku, jest dobrze. We własnym języku mamy poczucie bezpieczeństwa i spokój. Ale gdy mamy zacząć mówić np. po angielsku… odzywa się lęk, do tej pory ignorowany. Bywa, że tracimy zdolność mówienia, bezradnie patrzymy po sali, dopóki nie uratuje nas kolega z zespołu, przejmując ciężar konwersacji, a często także nasze szanse na bycie dostrzeżonym, docenionym, również awansem. 

W obcym języku trudno jest lać wodę, mijać się z prawdą, podkreślać zasługi z pozorną skromnością. Jeśli biegle nim nie władamy, odziera nas z ochronnej otoczki korporacyjnego żargonu. Chcąc nie chcąc, stajemy się autentyczni i… bezbronni. Czy osobie, która robi błędy gramatyczne, można powierzyć obsługę ważnego klienta? Przecież obiecujemy doskonałość…

Czego tak naprawdę się boimy?

Perfekcjonizm to cecha i sposób funkcjonowania, z których korporacje uczyniły cnotę. Nie wystarczy już spełniać oczekiwania, należy je przewyższać. Nie wystarczy dobry wynik, konieczny jest nieustanny wzrost. Excellent, outstanding, exceptional, extraordinary… w środowisku międzynarodowej korporacji te przymiotniki definiują to, jaki masz być ty i twój wynik: doskonały, wyróżniający się, wyjątkowy, niezwykły. I jak tu zaprezentować swój średni angielski, nabyty w polskiej szkole, a potem szlifowany na opłacanych z własnej kieszeni kursach pomiędzy spotkaniami zespołu na Teamsie, wieczorną kąpielą dziecka i marzeniami o chwili czasu dla siebie?

Lęk przed mówieniem w obcym języku to jedna z najbardziej powszechnych emocji związanych z oceną i odrzuceniem. Bardzo pierwotna i sięgająca odległych czasów. Kiedyś odrzucenie skutkowało wyeliminowaniem ze stada, a w konsekwencji śmiercią z powodu braku ochrony, jaką daje przynależność do grupy. Może tego nadal się boimy, zabierając głos po angielsku podczas spotkania w firmie, która co miesiąc przelewa nam pewną kwotę na konto, umożliwiając przetrwanie?

Czy jest miejsce, gdzie można być słabym?

Nie da się siłą woli wyłączyć emocji, trzeba znaleźć inny sposób. Można zapisywać się na kolejne kursy od Nowego Roku, kupić aplikację językową, zaklinać rzeczywistość i powtarzać sobie, że nie ma się czego bać. Albo spróbować zaprzyjaźnić się z własnym lękiem. Postawić go w centrum uwagi i dokładnie oświetlić: Skąd się wziąłeś? Co mi chcesz tak naprawdę powiedzieć? Odpowiedzi mogą zaskoczyć.

Pomóc może uczciwa psychoterapia, która nie gwarantuje doskonałych i błyskawicznych rozwiązań. Obiecuje właściwie jedno: bezpieczną przestrzeń na pokazanie własnej niedoskonałości, odpoczynek od ciągłej kontroli. Gdy przestajemy dążyć do rozwiązania problemu za wszelką cenę, paradoksalnie pojawia się przestrzeń do zmiany.

Małgorzata Kulik
psychoterapeutka i lektorka języka angielskiego dla branży ubezpieczeń