Co ma wspólnego ikona Hollywood i ubezpieczenia komunikacyjne? Okazuje się, że całkiem sporo, przynajmniej w świecie historii ubezpieczeń. Przekonałam się o tym podczas Global Conference on the History of Risk and Insurance, która odbyła się w dniach 2–4 lipca w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.
Wydarzenie, któremu patronowała „Gazeta Ubezpieczeniowa”, przyciągnęło nie tylko badaczy historii ubezpieczeń, ale też pasjonatów ciekawostek z pogranicza popkultury i rynku finansowego. To tam miałam okazję zobaczyć reprodukcję polisy komunikacyjnej Marilyn Monroe z 1962 roku. Oryginał tego dokumentu znajduje się w zbiorach włoskiego Museo dell’Assicurazione.
OC sprzed 60 lat
Marilyn Monroe kojarzy się przede wszystkim z niełatwym życiem, fleszami aparatów i kultową białą sukienką unoszącą się zmysłowo nad kratką wentylacyjną. Tymczasem w 1962 r. była także właścicielką – a raczej beneficjentką – polisy komunikacyjnej wystawionej przez The Travelers Indemnity Company, firmę, która istnieje do dziś jako część Travelers Companies, jednego z największych ubezpieczycieli majątkowych w USA.
Jej polisa była skromna zarówno w objętości, jak i w wartościach. Składka wynosiła zaledwie 16,50 dol. rocznie i obejmowała ochronę do 10 tys. dol. za uszkodzenia ciała (bodily injury) oraz 5000 dol. za szkody majątkowe (property damage). W tamtym czasie przeciętny Amerykanin zarabiał około 100 dol. tygodniowo, więc składka Marilyn stanowiła około 16,5% tygodniowych dochodów, kwotę zdecydowanie zauważalną w domowym budżecie zwykłego obywatela.
Dla hollywoodzkiej gwiazdy tej rangi był to jednak wydatek wręcz symboliczny. Marilyn Monroe potrafiła zarobić za jeden film nawet 150 tys. dol., co oznacza, że koszt całorocznej polisy komunikacyjnej stanowił zaledwie około 0,011% jej filmowego honorarium. Innymi słowy, jej ubezpieczenie auta kosztowało mniej więcej tyle, co drobny napiwek w ekskluzywnej restauracji Beverly Hills.
Czym mogła jeździć Marilyn?
Marilyn Monroe uwielbiała motoryzacyjne nowinki. Z zachowanych zdjęć i dokumentów wynika, że była właścicielką czarnego Forda Thunderbirda z 1955 r., którego zakupiła w grudniu tamtego roku i zarejestrowała na swoją firmę Marilyn Monroe Productions Inc. Auto było symbolem amerykańskiego stylu – dwuosobowy kabriolet, piękny, szybki, nieco ekstrawagancki.
W 1962 r. nowy Ford Thunderbird kosztował około 3000 dol. Limit szkód majątkowych w polisie Marilyn wynosił natomiast 5000 dol. To oznacza, że ubezpieczenie pokrywało straty wystarczające na zakup przynajmniej jednego, a w niektórych konfiguracjach nawet prawie dwóch nowych Thunderbirdów. W kontekście tamtych realiów całkiem przyzwoita ochrona.
Polisa Marilyn w polskich realiach
Postanowiłam przeliczyć te wartości na dzisiejsze polskie realia. W 2025 r. średnie miesięczne wynagrodzenie brutto w Polsce wynosi około 8700 zł, czyli w przeliczeniu około 2000 dol. Tygodniowo daje to około 500 dol. Gdyby zachować ten sam udział składki w dochodzie, polisa Marilyn kosztowałaby w Polsce około 82,50 dol. rocznie, czyli około 360 zł.
Brzmi nieźle? To porównajmy to z aktualnymi kosztami obowiązkowego OC w Polsce. W II kw. 2025 r. średnia składka OC wyniosła 674 zł. To prawie dwa razy więcej niż polisa Marilyn, choć trzeba przyznać, że współczesne polisy oferują zdecydowanie szerszy zakres ochrony niż skromny dokument sprzed ponad sześciu dekad.
Sumy gwarancyjne, czyli przepaść między epokami
Największą różnicę między dawną a współczesną ochroną widać w limitach odpowiedzialności. W 2025 r. w Polsce sumy gwarancyjne obowiązkowego OC wynoszą:
- 5,21 mln euro (ok. 22,6 mln zł) za szkody osobowe,
- 1,05 mln euro (ok. 4,55 mln zł) za szkody majątkowe.
Limit polisy Marilyn wynoszący 5000 dol. na szkody majątkowe jest dziś ponad 900 razy niższy niż minimalna suma gwarancyjna obowiązkowego OC w Polsce. To dobitnie pokazuje, jak w ciągu sześciu dekad wzrosły koszty napraw, wartości samochodów, ale także oczekiwania wobec ochrony ubezpieczeniowej. Kiedyś wystarczało zabezpieczyć się na wypadek wgniecenia błotnika – dziś polisy komunikacyjne obejmują kwoty, które pozwoliłyby sfinansować niejeden plan filmowy w Hollywood.
Ubezpieczenia między historią a współczesnością
Historia polisy Marilyn Monroe przypomina, że ubezpieczenia to nie tylko suche liczby, paragrafy i regulacje. To także świadectwo czasów, w których żyjemy – naszych obaw, wartości i tego, co uznajemy za warte ochrony. Choć dziś nikt nie wyobraża sobie tak niskich sum ubezpieczenia, w latach 60. była to całkiem realna i adekwatna ochrona.
A fakt, że dokument, choć w formie reprodukcji, trafia na naukowe konferencje, świadczy o tym, że ubezpieczenia są nie tylko produktem finansowym, ale także częścią kultury i historii.
A gdyby James Dean żył dziś…
Na koniec pozostaje tylko jedno pytanie: ciekawe, ile wynosiłaby dziś składka ubezpieczeniowa dla Jamesa Deana? Znając jego legendarną pasję do szybkiej jazdy i zamiłowanie do sportowych aut, pewnie nie mógłby liczyć na żadne zniżki za bezszkodową jazdę. W dzisiejszej Polsce być może miałby już kilkadziesiąt punktów karnych, czarną historię w CEPiK, a OC droższe niż roczna rata leasingu na Porsche. Trudno powiedzieć, czy którykolwiek ubezpieczyciel zdecydowałby się wystawić mu polisę bez wyjątkowo wysokiej składki, nawet jeśli reklamowałby ją swoją filmową twarzą.
Aleksandra E. Wysocka