Powódź błyskawiczna? Nie ma czasu na rozgrzewkę

0
630

O tym, dlaczego powódź błyskawiczna to zupełnie inny poziom wyzwania niż tradycyjne zalanie, rozmawiamy z Radosławem Bartosikiem, ekspertem i współwłaścicielem firmy Mentax.

Aleksandra E. Wysocka: – Jakie są kluczowe różnice w podejściu do likwidacji szkód z powodzi błyskawicznych w porównaniu z tradycyjnymi zalaniowymi?

Radosław Bartosik: – Powódź błyskawiczna to inny rodzaj przeciwnika – nie daje czasu na rozgrzewkę. W ciągu kilku godzin z jednego obszaru spływają setki zgłoszeń. Kluczowe jest natychmiastowe „rozszycie” sytuacji: które szkody wymagają pilnej interwencji, które można poprowadzić zdalnie, a gdzie niezbędny jest ekspert na miejscu.

W Mentax mamy tę przewagę, że nie jesteśmy rozbudowaną strukturą TU – jesteśmy elastyczni, szybcy, możemy podejmować decyzje tu i teraz, bez wielostopniowych ścieżek akceptacji. Tu działa zwinność i gotowe scenariusze, które wypracowujemy od lat. Wspieramy to technologią – automatyzujemy procesy, a AI pomaga nam w analizie i segregacji zgłoszeń.

Tradycyjne zalania są bardziej rozproszone w czasie i przestrzeni, co pozwala na działanie w standardowym rytmie. Ale nawet tam wprowadzamy innowacje, bo każda minuta mniej w procesie to szybsza pomoc dla klienta.

Jak sobie radzicie z presją czasu i tempem zdarzeń? Jakie technologie są w grze: zdalna likwidacja, wideoweryfikacja, drony, AI?

– Przy masowych szkodach nie ma miejsca na improwizację. Tu liczy się przygotowany proces i ludzie, którzy potrafią działać pod presją – i my mamy jedno i drugie.

Zdalna likwidacja? To nasz standard. Wideooględziny, zdjęcia, aplikacje – pandemia tylko przyspieszyła wdrożenie tych narzędzi. Dziś są codziennością. Drony? Świetne tam, gdzie teren jest trudno dostępny – przy dużych szkodach, na obszarach wiejskich. Nie zastąpią człowieka, ale skracają czas reakcji.

AI traktujemy nie jak modę, lecz jako realne wsparcie ekspertów. Automatyzuje analizę materiałów, przyspiesza decyzje, odciąża ludzi w najbardziej czasochłonnych zadaniach. Ale jedna zasada jest dla nas święta: technologia nigdy nie działa sama – musi iść w parze z doświadczeniem człowieka.

Jak wygląda współpraca z TU w kontekście standaryzacji procesów? Czy idziemy w pełną automatyzację?

– Automatyzacja? Tak, ale z głową. Towarzystwa widzą jej wartość, ale nikt rozsądny nie wierzy, że człowieka da się w pełni zastąpić. Nasza filozofia jest prosta: AI i procesy mają wspierać eksperta, a nie odbierać mu decyzyjność.

TU doceniają naszą zwinność. Często to my proponujemy rozwiązania i procedury, zanim kryzys się wydarzy. Robimy symulacje, testujemy różne „czarne scenariusze”. Dzięki temu, gdy przychodzi prawdziwa powódź, mamy odpowiedzi, a nie pytania.

Kryzys to emocje. Jak komunikować się z klientami, którzy stracili dom czy dorobek życia?

– Tu nie ma automatyzacji – to zawsze człowiek do człowieka. Największym wyzwaniem jest emocja. Strata domu to nie „kolejna szkoda w systemie”. Dlatego uczymy ludzi empatii. Czasem trzeba być twardym negocjatorem, a czasem po prostu dobrym człowiekiem.

Mamy procedury komunikacji kryzysowej i informujemy klientów o statusie sprawy w czasie rzeczywistym – to redukuje stres i buduje zaufanie. Ale żadna procedura nie zastąpi autentycznej rozmowy.

Czy wzrost ryzyka gwałtownych opadów wymusza inwestycje w technologie i kompetencje?

– Tak naprawdę robimy to od 20 lat. Mentax od początku był firmą technologiczną – choć wtedy nikt tego tak nie nazywał. AI nie jest dla nas rewolucją, tylko kolejnym etapem.

Ryzyko rośnie, a my rośniemy z nim. Inwestujemy w technologie, ale równie mocno w ludzi. Technologia bez kompetencji to tylko gadżet. Nasza misja? Być zawsze o krok przed tym, co się wydarzy.

Dziękuję za rozmowę.

Aleksandra E. Wysocka