Czy 4 miliardy zgonów mogą przekonać?

0
407

Prezydent najpotężniejszego państwa świata z dumą oświadcza, że należy zerwać z zieloną polityką. Przeprowadzi rewolucję w sektorze energetycznym, która doprowadzi do zniesienia przepisów regulujących wydobycie ropy naftowej na terenach będących własnością władz federalnych, wyjdzie z porozumienia paryskiego (27 stycznia 2026 r.), wycofa ulgi podatkowe dla pojazdów elektrycznych.

Tak zapowiedzi, jak i decyzje prezydenta budzą przestrach i zdumienie, zdają się zaprzeczać rzeczywistości widocznej gołym okiem (choćby niedawne, gigantyczne pożary w Kalifornii), ale mają wielu popleczników biznesowych. Tym samym zwiększy się emisja gazów cieplarnianych i wzrośnie ich wpływ na globalne ocieplenie. Świat zdaje się zmierzać prostą ścieżką ku katastrofie klimatycznej, ale choć zapewne krótkotrwałym, to jednak potężnym zyskom branż wydobywczej i energetycznej oraz politykom dzielnie im sprzyjającym, też nie bez powodu. Bussines is bussines. Fakty są bez znaczenia. Nawet w Europejskim Zielonym Ładzie wobec decyzji amerykańskich nastąpią zmiany – niekorzystne, gdy chodzi o ochronę klimatu. Branża ubezpieczeniowa nie reaguje.

British Institute and Faculty of Actuaries (IFOA), najbardziej znany na świecie instytut, który szkoli i reprezentuje analityków ryzyka w branży ubezpieczeniowej, w niedawnym raporcie ostrzegł, że globalne ocieplenie o 3 stopnie może zmniejszyć globalny PKB o 50% do 2070–2090 r., doprowadzić do rozpadu kluczowych ekosystemów i upadku państw oraz spowodować 4 mld dodatkowych zgonów. Czy taka przerażająca dla ludzkości perspektywa może robić wrażenie? Nie sądzę, wszak wszelkie inne jej podobne, publikowane od lat, może nie aż tak alarmistyczne, nie robią wrażenia na decydentach wszelkiej maści. Społeczeństwa też jakby nie dowierzają prognozom, ponieważ wydają się nieprawdopodobne w realizacji.

Nieprawdopodobne? Przecież wystarczy się rozejrzeć w najbliższym otoczeniu. Padało – nie pada, nie było suszy – jest, rzeka płynęła – przestaje płynąć, ceny żywności rosną – rosną, a dlaczego? Przyszły gwałtownie opady, ludzie w krótkim czasie stracili dorobek życia i będą lizać rany całe lata. Gdzie? W Polsce przecież. Ubezpieczyciele dopłacili do biznesu? A jakże… i życie toczy się dalej. Nic się nie stało, przecież takie anomalie zdarzały się i przed laty. Tym oto sposobem przysypiamy, a powinniśmy tupać nogami, jeśli nie wrzeszczeć.

Günther Thallinger, członek zarządu Allianz, niedawno oświadczył na LinkedIn (cyt. za global.insure-our-future.com): „Branża ubezpieczeniowa historycznie zarządzała tymi ryzykami. Ale szybko zbliżamy się do poziomów temperatur – 1,5°C, 2°C, 3°C – gdzie ubezpieczyciele nie będą już w stanie oferować pokrycia dla wielu z tych ryzyk. (…) Jest to ryzyko systemowe, które zagraża podstawom sektora finansowego. Jeśli ubezpieczenia nie będą już dostępne, inne usługi finansowe również staną się niedostępne (…). Oznacza to brak kredytów hipotecznych, brak nowych inwestycji w nieruchomości, brak długoterminowych inwestycji, brak stabilności finansowej. Sektor finansowy, jaki znamy, przestaje funkcjonować. A wraz z nim kapitalizm, jaki znamy, przestaje być opłacalny (…) Istnieje tylko jedna droga naprzód: zapobieganie dalszemu wzrostowi poziomów energii atmosferycznej”.

To jeden z nielicznych wciąż głosów wysokiego przedstawiciela globalnej firmy ubezpieczeniowej. Liderzy ubezpieczeniowi wciąż mają wodę w ustach, nie protestują przeciwko decyzjom klimatycznym światowego przywódcy, nie opowiadają się za silniejszymi regulacjami i działaniami. Zarządzają ryzykiem, zarabiają albo tracą, podnoszą stawki ubezpieczeniowe, blokują ryzyka na terenach szczególnie zagrożonych zmianami klimatycznymi. Nie mają dzieci, wnuków? Przy milczącym przyzwoleniu ubezpieczycieli gotujemy obecnym i kolejnym pokoleniom przyszłość nie do pozazdroszczenia.  

Sławomir Dąblewski

dablewski@gmail.com