Niejednokrotnie, zaczynając pracę w ubezpieczeniach jako bardzo młoda kobieta, spotykałam się ze stereotypami ze strony kolegów czy klientów. Najczęstsze przekonania brzmiały: „Jesteś kobietą, jesteś młoda, atrakcyjna, kto by od ciebie nie kupił? Ty masz na pewno łatwiej”. Czy aby na pewno tak właśnie mamy?
Nigdy nie zgadzałam się z takimi poglądami. Bardzo szybko przekonałam się, że wiek, wygląd czy płeć niczego nie ułatwiają, wręcz przeciwnie. Pierwsze spotkania z przedsiębiorcami od razu pozbawiły mnie złudzeń.
Wiedziałam, że jeśli klient ma mi zaufać, powierzyć swoje pieniądze oraz zabezpieczenie siebie i rodziny, muszę wykazać się wiedzą większą niż przeciętna, reprezentowana przez doradców płci męskiej.
Nie chodziło o wyuczone regułki i doktorat z produktu. Klient oczekiwał partnera w rozmowie. Osoby, która poza wiedzą wyniesioną z sali szkoleniowej ma swoje zdanie i orientuje się, co dzieje się w gospodarce, na świecie, jakie są trendy inwestycyjne, co jest bieżące w jego/jej branży.
Nieustanna walka ze sobą – rodzina czy kariera
Równowaga w życiu zawsze była dla mnie bardzo ważna. Niestety przez kilka pierwszych lat w pracy doradcy nie potrafiłam pogodzić pracy z życiem prywatnym. Albo pracowałam za długo i za dużo, albo skupiałam się głównie na życiu prywatnym.
Robiłam pięć–sześć spotkań dziennie, kilka dni z rzędu. Później czułam, że muszę wziąć dzień wolny, a nawet dwa dni, by złapać równowagę. Nie było w tym żadnej systematyczności. W efekcie, moje wyniki były wprost proporcjonalne do zaangażowania w pracę. Ciągłe wzloty i upadki spowodowały, że zaczęłam wyciągać wnioski.
Dyscyplina i konsekwencja
Wiele razy zastanawiałam się, czy zawsze będę musiała wybierać pomiędzy pracą a rodziną i sobą. Jednak wielu moich mentorów pokazywało, że da się to połączyć. Zaczęłam od pierwszych zmian wprowadzanych małymi krokami.
Ustaliłam, że codziennym priorytetem jest dzwonienie do klientów, umawianie i odbywanie spotkań oraz pozyskiwanie nowych kontaktów. Zapisałam te działania w kalendarzu i bez względu na to, ile dodatkowych spraw miałam na dany dzień, te trzy musiałam wykonać, zanim pójdę spać. Najczęściej starałam się zacząć rano, kiedy miałam największą motywację.
To spowodowało, że zawsze, kiedy przychodził trudniejszy dzień, a nawet kilka dni, włączałam tryb autopilot. Robiłam to, co trzeba, żeby pomimo wszystko nie wypaść z rytmu.
Dzisiaj dzięki takiemu podejściu nie muszę wybierać, czy będę lepszym doradcą ubezpieczeniowym i postawię tylko na karierę, czy lepszą siostrą, córką, partnerką. Mam czas dla siebie, wystarczającą ilość odpoczynku, który pozwala mi nieustannie ładować baterie, mieć lepsze nastawienie do każdego dnia.
Jaki jest tego efekt? Pracuję mniej, ale zdecydowanie bardziej efektywnie. Z refleksją na temat drogi do równowagi zostawiam was na resztę wakacji.
Marta Sionkowska
specjalistka ds. sukcesji w firmie i rodzinie, Pru