Czy to już koniec agencji marketingowych w ubezpieczeniach?

0
457

Rozmowa z Vicky Hope, współzałożycielką LOOP Agencies (UK), firmy zajmującej się transformacją usług kreatywnych dla branż regulowanych

Aleksandra E. Wysocka:Vicky, przejdźmy od razu do sedna. Po latach polegania na zewnętrznych agencjach marketingowych firmy coraz częściej stawiają na wewnętrzne zespoły, zwłaszcza w branżach takich jak ubezpieczenia. Czy tzw. in-housing to faktycznie przyszłość marketingu, czy może tylko sposób na ominięcie pośredników z powodu frustracji?

Vicky Hope: – Łatwo uznać, że to tylko reakcja na problemy z agencjami, ale w rzeczywistości in-housing jest strategicznym krokiem. Dla ubezpieczycieli, dla których zgodność z regulacjami i bezpieczeństwo danych to priorytety, własny zespół może odmienić sposób działania. Ale uwaga: to nie jest szybka droga do sukcesu. To proces, który wymaga zarówno planowania, jak i zmiany kultury organizacyjnej.

Ubezpieczenia raczej nie kojarzą się z kreatywnością. Czy wewnętrzne zespoły naprawdę potrafią stworzyć coś, co wyróżni markę?

– Kreatywność w ubezpieczeniach polega na mądrym podejściu do ograniczeń – nie na efektownych kampaniach, ale na znajdowaniu inteligentnych rozwiązań. Złożone produkty i regulacje nie tłumią kreatywności, wręcz przeciwnie – wymagają innowacyjnego myślenia.

Zespoły wewnętrzne, które na co dzień żyją marką i jej wyzwaniami, mogą tworzyć bardziej trafne kampanie. Kluczem jest niezamykanie się w „bańce” – lecz czerpanie inspiracji z branży i spoza niej, współpraca z ekspertami, uczestnictwo w wydarzeniach.

Wiele osób uważa, że in-housing to głównie oszczędność. Czy rzeczywiście wewnętrzne zespoły są tańsze?

– Nie zawsze – przynajmniej nie na początku. Ale skupianie się wyłącznie na kosztach to błąd. Chodzi o wartość, jaką daje taki model. W ubezpieczeniach, gdzie kampanie muszą szybko reagować na zmiany regulacyjne czy rynkowe, wewnętrzne zespoły eliminują opóźnienia i ryzyko niezgodności. Już sama oszczędność czasu może uzasadnić inwestycję.

Zgodność z regulacjami często bywa hamulcem dla kreatywności. Czy wewnętrzne zespoły lepiej radzą sobie w tym obszarze, czy to tylko inny sposób na zarządzanie biurokracją?

– To właśnie w zgodności leży ich siła. Bycie częścią firmy oznacza, że te zespoły doskonale rozumieją regulacje i szybciej przez nie przechodzą. Przykład? Marketing ubezpieczeń na życie czy emerytalnych – tam każde słowo musi być precyzyjne, a proces akceptacji skrupulatny. Wewnętrzne zespoły eliminują opóźnienia, które często zdarzają się w agencjach zewnętrznych.

Dane są dziś podstawą nowoczesnego marketingu. Czy wewnętrzne zespoły dają przewagę, zwłaszcza w kontekście ochrony prywatności i danych pierwszej strony?

– Absolutnie. Zarządzanie danymi wewnętrznie to większa kontrola i większe zaufanie – kluczowe w branży ubezpieczeń. Dzięki danym pierwszej strony można tworzyć kampanie, które są nie tylko hiperpersonalizowane, ale też w pełni zgodne z regulacjami. To nie tylko przewaga konkurencyjna – klienci tego oczekują.

Gdzie firmy najczęściej popełniają błędy, próbując wdrożyć model wewnętrzny?

– Najczęstszym błędem jest próba zmiany wszystkiego naraz. Lepiej zacząć od jednego produktu czy grupy klientów, zdobyć doświadczenie, a dopiero potem skalować. Kolejną przeszkodą jest znalezienie odpowiednich ludzi – specjalistów, którzy rozumieją zarówno marketing, jak i specyfikę ubezpieczeń.

Czy zatem in-housing to przyszłość marketingu, czy może chwilowy trend?

– To model, który zostanie z nami na długo, zwłaszcza w branży ubezpieczeń, gdzie kluczowe są zaufanie i zgodność. Ale to nie znaczy, że to ostateczne rozwiązanie. Przyszłość to hybrydy – łączenie wewnętrznych zespołów z zewnętrznymi ekspertami. Wygrywać będą ci, którzy znajdą równowagę między kontrolą a współpracą.

Dziękuję za rozmowę.

Aleksandra E. Wysocka