Czy ubezpieczenia grupowe mają sens?

0
3618

Grupówka to obecnie standardowy dodatek dla pracownika zatrudnionego na umowę o pracę. Właśnie takie osoby są głównymi klientami ubezpieczeń zbiorowych. Ubezpieczyciele podchodzą elastycznie również do innych form współpracy między ludźmi, ale nadal jest to mniejszość rynku.

Oferta firm ubezpieczeniowych w tym zakresie jest bardzo szeroka: ubezpieczenie w razie śmierci w różnych okolicznościach, trwała niezdolność do pracy, poważne zachorowania, trwały uszczerbek na zdrowiu, dniówki szpitalne i operacje. Poza tym śmierć rodzica i teścia oraz urodzenie dziecka. Czasami rozszerzenie o ubezpieczenie członków rodziny – małżonka oraz potomstwa.

Niewątpliwie zaletą takiego ubezpieczenia jest łatwość wejścia do grupy – w większości wystarczy wypełnić deklarację uczestnictwa i przystępuje się do polisy od najbliższej płatności. Stan zdrowia nie jest weryfikowany. Innym wabikiem, który sprawia, że właściwie nie analizuje się umowy, jest cena ubezpieczenia – najczęściej kilkadziesiąt złotych.

Brak ankiety medycznej, tanie rozwiązanie i często kilka stron rozpisanych w możliwych do otrzymania świadczeniach to trzej muszkieterowie stojący za sukcesem grupówek.

Powrót do normalności za dziewięć miesięcy

Wypadek czy choroba – pechowe stany mają swoje konsekwencje. Najbardziej dotkliwą jest niemożność wykonywania pracy. W pierwszym miesiącu L4 80% normalnego wynagrodzenia, a dopiero od drugiego miesiąca wypłacane jest 100% i tak maksymalnie przez pół roku. Następnie, jeżeli nie wyzdrowiejemy, przechodzimy na zasiłek rehabilitacyjny w wysokości 60%, również maksymalnie na pół roku. Później czeka nas renta, której wysokość zawsze jest za niska.

Etatowy pracownik ulega wypadkowi. Wskutek krzywego stąpnięcia na nierównej powierzchni kolano nienaturalnie się wygina. Uraz jest ewidentny, choć konsekwencje jeszcze nieznane. Poszkodowany jedzie na SOR, gdzie po odczekaniu co najmniej sześciu godzin dostaje się do lekarza dyżurnego, który po badaniu przedmiotowym oraz zleceniu RTG stwierdza: „Nie ma złamania, nic poważnego”. Człowiek wraca do domu, ale ból nie ustępuje. Kość niby cała, ale nie da się chodzić. Pojawia się nowy objaw – opuchlizna. „Szkoda czasu na NFZ, jadę prywatnie”. Bierze wolne w pracy i jedzie na USG. Płaci 200 zł za wizytę i dowiaduje się, że ma zerwane więzadła krzyżowe. Czeka go operacja, rekonstrukcja i kilkumiesięczna rehabilitacja.

Idzie na zwolnienie, bo i tak nie może pracować. Pensję gwarantuje mu umowa o pracę, więc o pieniądze na życie się nie martwi. Umawia się na wizytę lekarską do ortopedy z NFZ i czeka na nią dwa tygodnie. Tam uzyskuje potwierdzenie, że operacja jest konieczna. Termin? Za dziewięć miesięcy. To i tak szybko. Następnie trzy miesiące rehabilitacji i względny powrót do normalności.

Tylko co robić przez ten czas? A może zabieg prywatnie mógłby się odbyć szybciej? Oczywiście, nawet w przyszłym tygodniu, za 18 tys. zł. Do tego kilka wizyt, za 200 zł każda. Ze sprzętu rehabilitacyjnego wystarczą kule i stabilizator – to też kilkaset złotych. Później trzy razy w tygodniu fizjoterapia i ćwiczenia, łącznie ok. 5–6 tys. zł za trzy miesiące. Rachunek za wszystko wyniesie ok. 26 tys. zł.

Czy polisa zadziałała?

Pensja poszkodowanego przez cały czas pokrywa koszty życia – czynsz, rachunki, które wzrosły z powodu ciągłego przebywania w domu. Musi kupować jedzenie i spłacać kredyt, utrzymać siebie i rodzinę. Doszły też wydatki związane z powrotem do formy sprzed wypadku. Ale przecież ma polisę!

Grupówka za 69 zł (wziął wyższy z dwóch pakietów) ma sumę ubezpieczenia 50 tys. zł na ryzyku „trwały uszczerbek na zdrowiu”. Ubezpieczyciel wycenił wypadek na 8%, co oznacza odszkodowanie w wysokości 4000 zł. Niestety, nie wystarczy na prywatną opiekę zdrowotną, więc operacji nie będzie. Człowiek zacznie obciążać nienaturalnie drugie kolano, chcąc oszczędzać to bolące, co zwiększy ryzyko kolejnej kontuzji. Ucierpi na tym kręgosłup i całe samopoczucie znacznie się pogorszy.

Odszkodowanie wypłacone, ale czy polisa zadziałała? Koszt ubezpieczenia rocznie – 828 zł. Pokrycie kosztów szkody w 15%, co uniemożliwia jakiekolwiek działanie.

Ubezpieczenie w razie wypadku powinno działać w taki sposób, że z jednej strony mam zagwarantowane pieniądze na życie i utrzymany standard – to zapewnia przez pół roku umowa o pracę. Z drugiej strony mam mieć możliwość skutecznego leczenia, szybko i w komfortowych warunkach.

Ubezpieczenie grupowe wypłaca odszkodowanie za skutki wypadku, ale nie jest to równoznaczne z pokryciem rachunku w prywatnej placówce. W tej sytuacji to rozwiązanie nie zadziałało. Ubezpieczenie wypadkowe, które pokryłoby z górką opisany przykład, kosztuje mniej niż 200 zł na rok.

Niezauważalna kwota

Inny przykład – choroba i hospitalizacja. Pracownik etatowy źle się czuje, kaszle, ma gorączkę. Próbuje się leczyć domowymi sposobami, ale nie ma efektów, więc zgłasza się do lekarza. Diagnoza: zapalenie płuc, dostaje skierowanie do szpitala. Spędza tam tydzień, po czym wraca do domu i jeszcze przez dziesięć dni leży. Jak się ma jego sytuacja finansowa?

L4 wypłaca pensję, więc ma za co żyć. Teoretycznie nie brakuje mu jedzenia, ale w praktyce dożywia się zewnętrznie, bo szpitalna dieta okazuje się zbyt niskokaloryczna i mało kolorowa. To jakieś 50 zł dziennie. Później dodatkowe leki ok. 250 zł. Łączny koszt chorowania wynosi ok. 700 zł i mniej więcej tyle otrzyma jako odszkodowanie, bo hospitalizacja wskutek choroby to w jego polisie 100 zł za każdy dzień. Stratny jest tylko na niepełnej pensji w pierwszym miesiącu L4, ale jakoś to przeżyje.

Czy polisa odegrała znaczącą rolę w tej sytuacji? Jest to raczej pomijalne działanie. A może gdyby hospitalizacja była dłuższa, przykładowo miesięczna? Odszkodowanie około 3000 zł, minus koszty dożywiania 1500 zł, minus leki po szpitalu około 250 zł. To daje 1250 zł z górką. Prawdopodobnie kwota niezauważalna dla człowieka, który zarabia średnią krajową.

Przykład trudniejszy – poważna choroba, nowotwór. Czas leczenia 18 miesięcy. L4 przez pół roku, później 60%, następnie renta. Problemy z płynnością finansową w codziennym życiu zaczynają się maksymalnie po sześciu miesiącach. Odszkodowanie z grupówki za zachorowanie to średnio 10 tys. zł. Do tego 100 zł za dzień hospitalizacji, nawet 25 dni w każdym miesiącu to 2500 zł.

Koszty leczenia onkologicznego dające szansę wyzdrowienia – 15–30 tys. zł miesięcznie lub średnio prawie 2 mln zł za granicą. Czyli nadal nie ma za co żyć, a na leczenie trzeba organizować zbiórkę w internecie.

Grupowe czy indywidualne?

A co w sytuacji, gdy wypadkowi ulega samozatrudniony? Niestety ma jeszcze większy problem, bo świadczenie państwowe na L4, w wysokości 1800 zł miesięcznie, może nie wystarczyć nawet na opłacenie kosztów biura, nie mówiąc o wypłatach dla pracowników. A koszty życia? Leczenie? Mamy finansowy dramat, w którym grupówka niczego nie zmienia.

Umowa o pracę jest ubezpieczeniem od niepracowania z różnych przyczyn, a świadczeniem jest pensja przez sześć miesięcy. Jeżeli niezdolność do pracy trwa maksymalnie tyle, rozwiązaniem znacznie tańszym i efektywniejszym jest ubezpieczenie wypadkowe z opcjami koszty leczenia i rehabilitacja, bo one są realnymi, dodatkowymi wydatkami. Jeżeli leczenie trwa dłużej, to i przyczyna jest poważniejsza.

Odszkodowania za poważne zachorowania i niezdolność do pracy są w ubezpieczeniach grupowych bardzo niskie, w 99% wynoszą maksymalnie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Tutaj znacznie lepsze są polisy indywidualne z kilkusettysięcznymi wypłatami za diagnozę poważnej choroby, kalectwa czy trwałej niezdolności do pracy, wsparte dodatkowo możliwością leczenia za granicą i wielomilionowym budżetem na ten cel.

Gdy mowa o działalności gospodarczej, potrzebne są dodatkowo odszkodowania, które zabezpieczą również pierwsze sześć miesięcy niepracowania.

Może więc chociaż opcja „urodzenie dziecka” się obroni? Przyznam szczerze, że nie do końca rozumiem, jak to się ma do ubezpieczeń. Ubezpieczamy się od nieszczęść, śmierci, chorób czy wypadków. Nawet jeżeli nie planowaliśmy dziecka, nie łączy się to z powyższymi.

Pracodawcy traktują ubezpieczenie grupowe jako benefit. Oczywiście nawet słaba polisa jest lepsza niż żadna, ale czy nie lepiej byłoby kupować pracownikom indywidualne?

Grupówki w wielu przypadkach tworzą iluzję bycia ubezpieczonym, a ich posiadacze mają alibi do nienabywania żadnej innej. Zamykają się na wiedzę na temat możliwości. Przez takie ubezpieczenia uznają wszelkie inne polisy za drogie, a przez wysokość świadczeń przyzwyczajają się, że odszkodowanie i tak niewiele zmienia.

Jako agenci ubezpieczeniowi powinniśmy działać tak, aby realnie zabezpieczać finanse naszych klientów i dobierać rozwiązania, które faktycznie pomogą im, gdy życie powie „sprawdzam”.

Paweł Skotnicki
członek stowarzyszenia MDRT
prezes PSRDU
dyrektor Placówki Partnerskiej AVIVA
www.PawelFSkotnicki.pl