Detektyw w ubezpieczeniach. Człowiek, który nigdy nie widział „swoich” samochodów

0
858

Sprawa zaczęła się rutynowo. Kolizja w Niemczech, Audi A3 i Honda Jazz, konieczność sprawdzenia polisy OC sprawcy. Jednak w dokumentach pojawił się pierwszy niepokojący sygnał.

Numer PESEL wskazanego ubezpieczającego widniał już na kilkunastu innych polisach – 16 umów, różne auta, różne numery rejestracyjne. Jeden rzekomy właściciel.

Wysłane do niego pismo pozostało bez odpowiedzi, choć potwierdzono odbiór. Detektyw ruszył więc pod ustalony adres. Drzwi otworzył siostrzeniec mężczyzny, informując, że wuj przebywa w delegacji w Niemczech i rzeczywiście składał zawiadomienie w prokuraturze, bo ktoś posługiwał się jego danymi.

Trop prowadzi do domu

Po powrocie do kraju mężczyzna zgodził się na spotkanie. Rozmowa odbyła się w samochodzie detektywa, zgodnie z procedurą opisaną w raporcie. Najpierw weryfikacja tożsamości, potem prezentacja zestawu polis. Lista wyglądała jak przypadkowa kompilacja samochodów z różnych województw. Mężczyzna przejrzał dokumenty i jednoznacznie stwierdził, że żadnej z umów nie zawierał i żadnego z tych aut nigdy nie posiadał.

W oświadczeniu potwierdził również, że o nieprawidłowościach dowiedział się dopiero po otrzymaniu korespondencji od ubezpieczyciela. Co więcej – kilka miesięcy wcześniej złożył zawiadomienie na policję w związku z użyciem jego danych przy transakcji samochodowej, z którą nie miał nic wspólnego. Załączone zawiadomienie o wszczęciu śledztwa potwierdziło, że jego tożsamość była wykorzystywana już wcześniej.

Kolizja bez sprawcy

Gdy detektyw przeszedł do pytań o samą kolizję w Niemczech, mężczyzna równie stanowczo zaprzeczył, że miał z nią jakikolwiek związek. Nigdy nie prowadził Hondy Jazz, nigdy nie znał uczestników zdarzenia. Było jasne, że polisa wykorzystana przy zgłoszeniu szkody była fikcyjna, a prawdziwy sprawca pozostał nieznany.

To właśnie próba „podpięcia” kolizji pod cudzą tożsamość uruchomiła całą lawinę. Ktoś liczył, że 16 różnych polis wygląda wystarczająco wiarygodnie, by nikt nie sprawdził, kto rzeczywiście stoi za ich zawarciem.

Prokuratura zajmuje się już szerszym wątkiem wykorzystywania danych mężczyzny – wygląda na to, że kolizja była jedynie wierzchołkiem większego procederu.

Finał: Prawda silniejsza od fikcji

Ustalenia są jednoznaczne. Mężczyzna, którego dane znalazły się w polisie OC, nie miał żadnego związku ze szkodą. Został wciągnięty w schemat, w którym jego dane posłużyły jako wygodna fasada do wyłudzeń. Sprawa pokazuje, że w likwidacji szkód kluczowe jest dotarcie do prawdziwego człowieka za dokumentami. To tam kryje się odpowiedź na pytanie, czy polisa chroni uczciwego klienta, czy jedynie papierową fikcję.

Rynek ubezpieczeniowy coraz częściej musi zmierzyć się z nadużyciami opartymi na kradzieży danych. Weryfikacja tożsamości ubezpieczającego staje się tak samo istotna jak analiza samego zdarzenia. Bez tego łatwo paść ofiarą schematów, w których polisy mają jedynie stworzyć pozór odpowiedzialności.

Detektyw w procesie likwidacji szkód to nie tylko narzędzie do ujawniania prób wyłudzeń, ale również wsparcie w ochronie uczciwych klientów. To dzięki takiej pracy ubezpieczyciel może podjąć decyzję opartą na faktach, a nie na serii fałszywych dokumentów.

Marcin Markowski
prezes zarządu
Biuro Bezpieczeństwa Biznesu ALFA Sp. z o.o.
marcin.markowski@bbbalfa.com