Detektyw w ubezpieczeniach – Gradobicie, którego nie było

0
1156

Zgłoszenie wyglądało poważnie. Właścicielka sadu informuje o niszczycielskim gradobiciu, które miało pozbawić ją większości zbiorów. W tle polisa, solidne odszkodowanie i klasyczna historia o nagłym kaprysie pogody.

Problem w tym, że – jak wykazało śledztwo – grad nie spadł. A przynajmniej nie tam i nie wtedy.

Brak… śladów gradu

Eksperci przyjrzeli się dokładnie każdemu drzewu. Jabłka były uszkodzone, to fakt. Tyle że ślady nie przypominały tych, które zostawia grad. Zamiast nieregularnych uderzeń widać było punktowe wgłębienia. Na wielu owocach tylko z jednej strony. Na niektórych fragmentach pozostałości rdzawego lakieru – jakby ktoś zbyt gorliwie trenował celność.

Liście, które powinny wyglądać jak po ostrzale, były całe. Na ziemi pod drzewami nie leżało też to, co powinno – brakło świeżo opadłych owoców z naturalnymi śladami uderzeń. Były za to zgniłe jabłka i oznaki chorób sadowniczych, które mogły zdziałać więcej niż nieistniejący opad.

Grad? Nie. Raczej kreatywna rekonstrukcja

Z materiału zdjęciowego i analizy terenu wyłania się inny obraz. Sad zaniedbany. Jabłka niezbierane, niektóre mocno przejrzałe, inne z widocznymi plamami gorzkiej zgnilizny. Brak jakichkolwiek prób zagospodarowania zbioru w formie przemysłowej – żadnych faktur, dokumentów, kontaktów z tłoczniami.

Zadokumentowane metody liczenia strat nie spełniały podstawowych wymogów rzetelności. Próbki dobierane losowo, bez ciągłości, bez matematycznego uzasadnienia. Całość wyglądała bardziej na próbę odtworzenia strat niż ich udokumentowanie.

Scenariusz, który się nie klei

Detektywi nie mają wątpliwości. W tej historii coś poszło nie tak. Przede wszystkim – pogoda. W dniu rzekomego zdarzenia w okolicy nie odnotowano opadów gradu. A skoro nie było gradu, nie było też naturalnej przyczyny szkód.

Zamiast sił natury mieliśmy rękę człowieka. A dokładniej – kij, pręt lub inne narzędzie, które miało upodobnić jabłka do ofiar żywiołu.

Lekcja dla rynku

To nie tylko próba wyłudzenia, to sygnał ostrzegawczy. Nawet tak organiczne szkody jak w sadzie wymagają ścisłej weryfikacji. Zdjęcia, analiza meteorologiczna, spójna metodologia oceny – wszystko to staje się niezbędnym elementem likwidacji.

Czy takich przypadków będzie więcej? Z pewnością. I właśnie dlatego warto mieć detektywa nie tylko w mieście, ale i w sadzie.

Marcin Markowski
prezes zarządu
Biuro Bezpieczeństwa Biznesu ALFA Sp. z o.o.
marcin.markowski@bbbalfa.com