Zgłoszenie wyglądało klasycznie: kradzież auta z parkingu, późnym wieczorem, w centrum miasta. Poszkodowany – zdenerwowany kierowca, jego żona, rzekome zeznania, formalności na policji.
Do ubezpieczyciela trafiła dokumentacja, wniosek o szybkie wypłacenie odszkodowania. Problem w tym, że już pierwsze ustalenia budziły więcej pytań, niż dawały odpowiedzi.
Trop pierwszy: Zakup we mgle
Peugeot 2008 miał być sprowadzony prosto z Francji. Według relacji właściciela – spontaniczny wyjazd z grupą znajomych, sporo alkoholu po drodze, brak pamięci co do trasy i miejscowości zakupu. Samochód stał „przy jakimś budynku”, sprzedającym był „jakiś Francuz”, a transakcja – gotówką, bez świadków i dowodów. Brak zdjęć, brak potwierdzeń płatności, brak szczegółów dotyczących przejazdu przez granicę. Auto miało trafić do Polski… na lawecie, którą podstawił ktoś, kogo danych właściciel też nie zapamiętał.
Trudno o bardziej mglistą historię zakupu samochodu o wartości kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Trop drugi: Sprzedawca widmo
Detektywi sprawdzili umowę kupna. Na pierwszy rzut oka – dokument wyglądał poprawnie. Ale weryfikacja we Francji ujawniła coś innego: dane sprzedającego zostały skopiowane z gotowego wzoru w internecie. Żadnego realnego właściciela, żadnego kontaktu. Sprzedawca istniał tylko na papierze.
Co więcej, francuskie bazy potwierdziły: samochód o wskazanym numerze VIN został już zgłoszony jako utracony na terenie Polski, a nie Francji. Historia pojazdu zwyczajnie się nie kleiła.
Trop trzeci: Nerwy i wyuczone odpowiedzi
Podczas wywiadu poszkodowany drżał, patrzył na zegarek, powoływał się na konieczność przyjmowania leków. Odpowiadał na pytania jakby z pamięci, powtarzając tę samą, okrojoną wersję. Gdy zaproponowano rozmowę z jego żoną – ostatnią osobą, która miała prowadzić peugeota – unikał tematu. Wątpliwości śledczych tylko rosły.
Trop czwarty: Szybkie umorzenie i szybki powrót
Policja początkowo przyjęła zgłoszenie, ale szybko – jeszcze przed Nowym Rokiem – pojawił się wniosek o umorzenie dochodzenia. Powód? Brak dowodów. Jednak po przekazaniu dodatkowych informacji przez detektywów prokuratura zaczęła rozważać wznowienie sprawy. Już wtedy stawało się jasne, że cała historia miała drugie dno.
Finał: Kradzież, której nie było
Analiza zgromadzonych dowodów nie pozostawia złudzeń: zgłoszenie kradzieży peugeota było próbą wyłudzenia odszkodowania. Auto nie zostało sprowadzone z Francji w legalny sposób, sprzedawca nie istniał, a cała opowieść o wyjeździe i transakcji miała ukryć prawdziwy stan rzeczy – samochód był już wcześniej utracony, a polisa miała posłużyć do wypłaty nienależnych pieniędzy.
Wnioski dla branży
Ta sprawa pokazuje, jak istotne jest, by weryfikować nie tylko okoliczności szkody, ale i pochodzenie pojazdu. Brak dokumentacji, niejasne szczegóły zakupu, fikcyjni sprzedawcy – to sygnały ostrzegawcze, które powinny natychmiast uruchomić procedury detektywistyczne.
Współpraca z niezależnymi ekspertami chroni ubezpieczyciela przed stratami finansowymi, a rynek – przed kolejnymi próbami nadużyć. Bo każdy taki „znikający peugeot” to nie tylko ryzyko błędnej wypłaty, ale i cios w zaufanie klientów.
Marcin Markowski
prezes zarządu
Biuro Bezpieczeństwa Biznesu ALFA Sp. z o.o.