Ci, którzy pamiętają reklamy otwartych funduszy emerytalnych w okresie ich startu i jeszcze jakiś czas później, pamiętają zapewne i taką, w której obiecywano Polakom emeryturę pod palmami, oczywiście z funduszu. Celowo używam słowa „obiecywano”, nie chcąc użyć słowa „zapewniano”, choć ówczesna propaganda emerytalna ocierała się o zapewnienia.
Były i inne sugestywne reklamy. Bogusław Linda grający Jamesa Bonda w reklamie jednego z funduszy po widowiskowych scenach wypowiada słowa: Życie to nie film, każdego czeka emerytura.
Zbigniew Zamachowski w klipie kolejnego funduszu na pytanie pani redaktor: Czy te pieniądze można stracić?, odpowiada: Nie. Uniemożliwia to cały system zabezpieczeń z gwarancjami skarbu państwa włącznie. Będziemy natomiast dziedziczyć oszczędności, czego do tej pory nie było.
Poszczególne spoty reklamowe dziś budzą gorzki uśmiech. Warto poszukać ich w internecie i odnieść prezentowane treści do rzeczywistości. Akcję propagandową wsparły setki tysięcy akwizytorów, w tym piszący te słowa, zachęcając skutecznie Polaków do inwestowania w lepszą przyszłość finansową za pośrednictwem OFE.
Z uwagi na granice wiekowe jedni nie mieli wyjścia i jakiś fundusz musieli wybrać, a jeśli nie wybrali, wylosowano w ich imieniu, inni mogli. Ja nie musiałem, ale wybrałem, wierząc, że odłożę na starość niezależne środki, które będą mogły być dziedziczone przez moje dzieci. Od tej pory moja emerytura stała na dwóch nogach: ZUS-owskiej i z prywatnej instytucji finansowej, która w pocie czoła miała pomnażać składki do niej skierowane. Do wyboru, w zależności od posiadanych środków, pozostawał trzeci filar.
Od startu OFE minęło ponad 20 lat. Oceny ówczesnej reformy systemu emerytalnego i jej dzisiejsze efekty pozostawiam każdemu z nas. Na podstawie reakcji osób uczestniczących w spotkaniach dotyczących PPK wiem, że są skrajne. Dominują jednak bardzo negatywne. Mój pogląd jest wypośrodkowany.
Wielka szkoda, że całą reformę szlag trafił, bo podważyło to i tak niewielkie zaufanie obywateli do instytucji państwa i do wszelkiego oszczędzania za pośrednictwem instytucji przez państwo w tym celu ustanowionych, w tym w formie PPK.
Trzeba jednak pamiętać, że powszechne towarzystwa emerytalne zarządzające OFE bardzo długo pobierały wysokie opłaty sięgające 10% od otrzymywanych składek emerytalnych. Od 2004 r. obniżono je do 7%, następnie do 3,5%; obecnie to 1,75%.
Do tego oczywiście dochodziły inne koszty pobierane ze składki uczestnika funduszu. Powstały struktury, które wymagały pokaźnych środków na ich funkcjonowanie. Nic za darmo. Płacili uczestnicy funduszy. Jakoś nie zauważyłem, by zarządzający poszczególnymi funduszami licytowali się w tym okresie obniżaniem kosztów w interesie swoich klientów.
Nie zauważyłem też, by poszczególne OFE ostro rywalizowały między sobą na wyniki inwestowania, z korzyścią dla oszczędzających na przyszłą emeryturę. Zmiany funduszu dokonywane przez uczestników odbywały się w ogromnej mierze przy udziale akwizytorów i pod wpływem ich opinii, działających zgodnie z kalendarzem umożliwiającym zmianę funduszu i w zgodzie z ich interesem, nie zawsze zaś w wyniku oceny wyników inwestowania.
Mogę przypuszczać, że gdy zakazano tego procederu, zmiany funduszu dokonywane samodzielnie przez uczestnika i pod wpływem rzetelnej oceny stopy zwrotu w długim okresie inwestowania środków nie odbywały się w dużej skali.
Środki zatem wpływały i z jakimś efektem były inwestowane…
Reforma emerytalna to w zasadzie już rozdział zamknięty. Polacy zapewne chętnie sięgną po swoje środki w OFE, płacąc państwu kolejne podatki, ku jego państwowemu zadowoleniu; część oszczędzających przekaże je na konto w ZUS w nadziei, że ten odpowiednio pomnoży je na starość.
Z punktu widzenia przedsiębiorców prowadzących działalność gospodarczą reforma emerytalna nie wpłynęła na poziom przyszłych świadczeń emerytalnych, bo jak niby miała wpłynąć, zważywszy na wysokość kwot kierowanych na fundusz emerytalny w obydwu filarach łącznie.
Obowiązkowa składka na ZUS dla większości przedsiębiorców jest uciążliwym podatkiem, w dodatku jedynie w części przeznaczanym na cele emerytalne. Od stycznia do grudnia br. wynosi ona 1431,48 zł z uwzględnieniem ubezpieczenia chorobowego, z czego 619,12 zł zasila fundusz emerytalny, a przecież w „lepszych czasach” składki były znacznie niższe. Jest to kwota, która odpowiada 60% prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego, przyjętego do ustalenia kwoty ograniczenia rocznej podstawy wymiaru składek.
Kwota prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w 2020 r. wynosi 5227 zł. Przyznaję, iż nie mam danych, jaki procent przedsiębiorców płaci więcej, niż musi, a można. Podobno kilka procent. To ci, którzy ufają, że gdy powierzą swoje środki finansowe szanownym instytucjom od obracania kasy emerytalnej, te im jej dostarczą.
Fachowcy od prognozowania emerytur używają pojęcia określanego stopą zastąpienia. Jest nią wskaźnik procentowy ukazujący stosunek między średnim wynagrodzeniem otrzymywanym za czas pracy zarobkowej a przeciętną emeryturą, jaką pracownicy otrzymają po osiągnięciu wieku emerytalnego, czyli co otrzymamy w zamian za ostatnią pensję.
Jak sięgnąć pamięcią, w zależności od tego, kto prognozował i w jakim momencie historycznym, taką podawał stopę zastąpienia. Według raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju na 2017 r. polski pracownik mógł liczyć na pierwszą emeryturę w wysokości 38,6% ostatniej pensji. Jest to niestety jeden z najgorszych wyników wśród wszystkich badanych państw.
Średnia wysokość indywidualnej stopy zastąpienia w krajach OECD wynosiła bowiem 63% – blisko dwa razy więcej niż w Polsce. Dane na kolejne lata są bardziej niepokojące, wszak mówią o 30-procentowej stopie zastąpienia, a nawet znacznie niższej.
To jednak dane, które mogą interesować zatrudnionych, a nie przedsiębiorców, bo niby do jakiej pensji ma odnieść swoje świadczenie emerytalne, skoro jej nie otrzymuje? Ma tyle, ile w danym momencie zarobi, ile państwo pozwoli mu zatrzymać po uwzględnieniu podatków. Odprowadzi do ZUS tyle, ile państwo nakaże, i dopilnuje, by nakaz był wykonany. Pracownikowi środki na ten cel pobierane są w zależności od wysokości zarobków. Dlatego też „etatowy” na emeryturze będzie miał więcej niż „przedsiębiorczy”, gdy ten drugi nie zadba o swoją przyszłość samodzielnie.
2236,84 zł – taka była wysokość przeciętnego miesięcznego świadczenia emerytalno-rentowego brutto w I półroczu 2019 r. Najniższa emerytura w tym roku to 1200 zł brutto. Nie jest oczywiste, że każdy ją otrzyma. Dotyczy to również przedsiębiorcy.
Aby otrzymać tak niską kwotę świadczenia, a po podatku jeszcze niższą, należy: osiągnąć wiek emerytalny, pokazać, że spełnione zostały wymagane okresy składkowe i nieskładkowe. W przypadku kobiet jest to 20 lat, a w przypadku mężczyzn – 25 lat. Co ważne, okresy nieskładkowe mogą wynosić maksymalnie 1/3 okresów składkowych.
O średniej emeryturze dla przedsiębiorcy za rok ubiegły w wysokości 1800 zł można dowiedzieć się z internetu. Trudno powiedzieć, czy jest to prawdziwa wysokość, a jeśli nawet – jak się ma, przedsiębiorco, do twojej aktualnej „płacy”, do poziomu życia, do którego przywykłeś?
Jeśli nie odkładałeś na przyszłość, nie inwestowałeś – może być ciężko. Co najwyżej dostaniesz raz na cztery lata trzynastkę albo i czternastkę, gdy będziesz potrzebny do oddania głosu w wyborach.
Ustawodawca jednoosobowym przedsiębiorcom nie zapewnił możliwości oszczędzania w ramach PPK, pozostawił jednak możliwość odkładania środków na emeryturę poprzez skorzystanie z wyższych limitów wpłat na IKZE z 1,2 do 1,8-krotności prognozowanego średniego wynagrodzenia. W praktyce oznaczałoby to podniesienie limitu IKZE do ok. 8000 zł rocznie. Planowana zmiana miałaby wejść w życie w 2021 r., gdy PPK zostaną objęte wszystkie przedsiębiorstwa, łącznie z najmniejszymi.
Może warto będzie skorzystać, wszak przyszłość emerytalna nie jawi się w różowych kolorach. Do wzięcia wciąż pozostaje również IKE, wolne od podatku od zysków kapitałowych, jeśli zgromadzone środki nie zostaną wypłacone do osiągnięcia wieku emerytalnego.
Dlaczego nawiązuję do świadczenia emerytalnego przedsiębiorcy? Bo sam nim jestem, jak wielu agentów ubezpieczeniowych w tym kraju, w dodatku tuż przed emeryturą.
Jakże często ta kwestia pojawiała się w rozmowach z innymi przedsiębiorcami. Jakże często kończyło się tylko na rozmowach, często na zamiarach. Przed laty polisy z funduszem kapitałowym miały pomóc w osiągnięciu dodatkowego źródła finansowania na emeryturze. Nie spełniły tego zadania, bo spełnić nie mogły. Dziś są przedmiotem sporów sądowych.
Nie sądzę, abyśmy byli grupą zawodową szczególnie zapobiegliwą w tym względzie. Płacimy obowiązkowe składki na ZUS. Nadwyżki, jeśli nimi dysponujemy, inwestujemy w sposób uznawany przez nas samych za najlepszy: nieruchomości, lokaty, obligacje, czasami akcje. Czyniąc to, pamiętajmy, że średnio będziemy korzystali z emerytury jako mężczyźni ok. 9 lat i 1 miesiąc, zaś jako kobiety 21 lat i 9 miesięcy. Oby starczyło na godziwe życie, niekoniecznie pod palmami, to już wiemy.
Sławomir Dąblewski
dablewski@gmail.com