Era globalnego ocieplenia się skończyła i „nastała era globalnego wrzenia”, powiedział sekretarz generalny ONZ António Guterres, po tym jak naukowcy potwierdzili, że wszystko wskazuje na to, że lipiec będzie najgorętszym miesiącem w historii.
Naukowcy zapewne po raz kolejny potwierdzą systematyczny wzrost temperatury na Ziemi, informując przy tym, że ostatni lipiec był najchłodniejszym miesiącem w dziejach ludzkości względem tych, które przed nami. Płonie południe Europy, temperatury przekraczają granice wytrzymałości ludzkiego organizmu.
Nie przeszkadza to jednak kolejnym rzeszom turystów decydować się na wypoczynek w krajach Europy Południowej. Bo wypoczynek jest już opłacony i być może natura odpuści. Takie stanowisko potwierdza również moja znajoma, wylatująca właśnie do jednego z najcieplejszych i płonących krajów, bo dzieci muszą mieć wakacje. Jakby co, wykupiła ubezpieczenie turystyczne. Udanego wypoczynku. Trzymam kciuki za ubezpieczyciela.
To, co pokazuje natura zniszczona przez działalność człowieka, przeraża, ale nie wszystkich, bo przyzwyczailiśmy się przez kolejne lata, że wiosny są coraz wcześniejsze i ciepłe, lata gorące i bezdeszczowe. Niewinną mżawkę ludzie mylą z opadem deszczu, zaś na widok deszczu okazują niezadowolenie. Tymczasem płoniemy i nawet komunikaty o tragicznej suszy w Polsce nie robią na nas wrażenia.
Nie protestujemy, nie podejmujemy żadnych działań w naszym interesie. Jakby naszymi mózgami kierowały jakieś obce istoty zmierzające do zagłady ludzkości. Rajcują nas przekazy dotyczące „ryżego”, „wrogich Niemiec i Unii Europejskiej”, nieśmiesznego „Janusza”, niekoniecznie zmian klimatycznych, braku działań ze strony właściwych instytucji państwa zobowiązanych do niezwłocznego podejmowania tychże w trybie natychmiastowym.
Dla ubezpieczycieli zmiany klimatyczne oznaczają wzrost wartości wypłacanych świadczeń i odszkodowań, za które w ostatecznym rachunku zapłacą ubezpieczeni. Według niedawno opublikowanego, wspólnego raportu klimatycznego PIU oraz EY, relatywny spadek PKB w Polsce wyniesie 3% w scenariuszu pozytywnym, w którym zrealizowane byłyby cele określone w Porozumieniu Paryskim. Jeśli wskutek wzrostu temperatur zrealizuje się scenariusz negatywny, PKB spadnie o ponad 10%.
W latach 2016–2021 zakłady ubezpieczeń zaraportowały do Komisji Nadzoru Finansowego 273 zdarzenia, które oceniły jako katastroficzne, o wartości 3,622 mld zł. Ekspozycja znacznego terytorium Polski na choćby tylko ekstremalną suszę jest tak duża, że ubezpieczenie skutków występowania suszy jest niemożliwe. Zarówno rynek ubezpieczeniowy, jak i reasekuracyjny nie dysponują takim kapitałem. Brak wody spowoduje szkody w rolnictwie, wskutek jej braku może zostać przerwana ciągłość działania wielu przedsiębiorstw i instytucji.
Zagrożeniem są również gwałtowne opady deszczu i burze, powodujące powstawanie szkód. Ubezpieczyciele raportują, że w tygodniach z silnym wiatrem przyjmują od trzech do ośmiu razy więcej zgłoszeń i szkód pogodowych niż w dni bezwietrzne. To akurat wydaje się oczywiste, choć przecież związane ze zmianami klimatycznymi. Więcej interesujących danych w raporcie.
Ubezpieczyciele mają do odegrania szczególną rolę w kryzysie klimatycznym, co jest wszem i wobec nieustająco komunikowane. Nie wystarczą jednak deklaracje o wspieraniu czystej energii poprzez ekoprodukty ubezpieczeniowe.
Potrzebne jest czyszczenie portfela z brudnych firm i maksymalne ograniczenie w dostępie do ochrony ubezpieczeniowej dla wydobywców surowców kopalnych i producentów energii z tychże surowców. Teraz, nie w przyszłości. Przyszłości może nie być. Jesteśmy w epoce wrzenia.
Sławomir Dąblewski
dablewski@gmail.com