Rozmowa z Grzegorzem Siedleckim, dyrektorem Biura Sprzedaży Agencyjnej PZU Życie, oraz Sebastianem Nawrockim, dyrektorem Biura Inicjatyw Sprzedażowych i Wsparcia
Aleksandra E. Wysocka: – W kampanii rekrutacyjnej PZU Życie pojawiają się astronauci. Skąd pomysł na taki symbol?
Grzegorz Siedlecki: – Astronauci to symbol ludzi, którzy mierzą naprawdę wysoko. Do takiej misji nie trafia się przypadkiem – trzeba przejść przez selekcję, przygotować się na duży wysiłek, umieć działać pod presją i w zespole. I właśnie takich ludzi szukamy. W biznesie ubezpieczeniowym też nie ma miejsca na przypadkowość. Jeśli ktoś chce się rozwijać i budować poważną firmę, musi być gotów do dużego zaangażowania.
My z kolei zapewniamy całą infrastrukturę, czyli swoistą bazę startową: nowoczesne narzędzia, gotową bazę klientów, programy rozwojowe i wsparcie od pierwszego dnia. To środowisko pracy, w którym można skupić się na działaniu, a nie na rozwiązywaniu technicznych problemów.
Mówicie, że agent ubezpieczeniowy to już nie zawód dla każdego. Co to oznacza w praktyce?
G.S.: – Kilka lat temu do branży dołączały osoby o bardzo różnym poziomie przygotowania i świadomości. Bywało, że ktoś zaczynał, po kilku miesiącach rezygnował i klienci zostawali bez opieki. To szkodziło wszystkim. Dlatego dziś stawiamy na jakość i selekcję.
Rekrutacja przypomina proces rekrutacji do dużej firmy doradczej: rozmowy, gra kompetencyjna, analiza predyspozycji. Jeśli kandydat przechodzi dalej, podpisuje kontrakt na dwa lata. To bardzo konkretne zobowiązanie – liczba spotkań z klientami, aktywności do wykonania, oczekiwane wyniki i związane z tym zarobki. Dzięki temu od początku wiadomo, czego się spodziewać i co trzeba zrobić, by osiągnąć sukces. Nie ma miejsca na złudzenia, że to łatwy dodatkowy dorobek. To biznes i misja w jednym.
Dlaczego warto potraktować tę pracę jak misję, a nie tylko zajęcie?
G.S.: – Bo tu chodzi o coś więcej niż sprzedaż. Ubezpieczenia na życie to praca z odpowiedzialnością za bezpieczeństwo rodzin i spokój klientów. Kiedy ktoś przychodzi po polisę, to często nie dlatego, że ma taki kaprys, tylko dlatego, że chce zabezpieczyć dzieci, kredyt, przyszłość.
Agent nie tylko podpisuje dokument, ale bierze udział w najważniejszych decyzjach dotyczących życia klienta. Dlatego mówimy, że to misja – jeśli ktoś traktuje ją poważnie, to ma poczucie, że robi coś naprawdę wartościowego. To ogromna satysfakcja, kiedy po latach klient mówi: „Dzięki twojej polisie moja rodzina miała zabezpieczenie, kiedy ja zachorowałem”.
Empatia brzmi dobrze, ale co z realnym wsparciem? Jak wygląda codzienność nowego agenta?
G.S.: – Przede wszystkim nie jest sam. W pierwszych miesiącach dostaje nie tylko szkolenia, ale też gotowe leady, czyli kontakty do klientów. Dzięki temu od razu ma z kim pracować, a nie musi tracić czasu na budowanie bazy od zera. Później rozwija się w ramach wybranej ścieżki. Jeśli jest mocny merytorycznie, może pójść w stronę doradcy eksperta, a najlepsi mają szansę dołączyć do MDRT, czyli elity doradców finansowych na świecie.
Druga opcja to ścieżka menedżerska – prowadzenie zespołu i program Era Przyszłości, w ramach którego przygotowujemy do zarządzania ludźmi. Do tego dorzucamy pełną personalizację szkoleń: każdy dostaje takie wsparcie, jakiego potrzebuje. To trochę jak plan lotu – każdy agent ma swoją trasę, ale nie wyrusza w nią sam.
Technologia coraz mocniej wkracza w życie agentów. To ułatwienie czy dodatkowy ciężar?
G.S.: – To ogromne ułatwienie. Kiedyś proces sprzedaży wymagał wielu spotkań, papierów, wizyt w oddziale. Dziś agent może przeprowadzić całość zdalnie, od A do Z, w sposób bezpieczny i wygodny dla klienta. Ma jedno środowisko pracy, jeden panel i jedno logowanie. Wszystko jest aktualizowane codziennie, więc od razu widzi raporty, zaległości i dane klientów. To daje kontrolę nad sytuacją i ogromny komfort. Do tego zapewniamy nowoczesne biura i przestrzenie pracy, bo nie każdy chce pracować wyłącznie z domu.
Sebastian Nawrocki: – Kluczową zmianą było wprowadzenie płatności online pierwszej składki. Klient dostaje link i może zapłacić BLIK-iem, kartą, Google Pay czy Apple Pay. Dzięki temu polisa może być aktywna w kilka minut, a nie po kilku dniach. To gigantyczna różnica w komforcie obsługi.
W mojePZU klient może potem opłacać kolejne składki, spłacać zaległości czy włączyć automatyczne płatności. To rozwiązanie, które daje poczucie, że agent i klient poruszają się w jednym, spójnym systemie.
Czyli skorzystają i agenci, i klienci?
S.N.: – Zdecydowanie tak. Agent ma narzędzia, które upraszczają jego pracę: mniej e-maili, mniej kliknięć, więcej przejrzystości. Klient ma proces, który jest szybki i intuicyjny. Może kupić polisę zdalnie, o dowolnej porze i od razu ją opłacić. To jest odpowiedź na oczekiwania współczesnych konsumentów – chcą szybko, wygodnie i bez zbędnej biurokracji.
G.S.: – Dodam jeszcze, że to jest sprzedaż bez granic. Agent może pracować wtedy, kiedy chce, i w taki sposób, jaki mu odpowiada. A klient ma poczucie, że wszystko dzieje się sprawnie i profesjonalnie.
Powiedzmy konkretnie: ile można zarobić, dołączając do PZU Życie?
S.N.: – To pytanie, które pada zawsze. Odpowiedź jest prosta: jeśli ktoś traktuje tę pracę jak własny biznes i realizuje plan zapisany w kontrakcie, zarabia naprawdę bardzo dobrze. Do tego mamy mechanizm stabilizacji dochodów. Polega on na tym, że jeśli agent przez dwa lata wypracowuje premie, to w trzecim roku dostaje dodatkowe, stałe wynagrodzenie wypłacane co miesiąc. To daje poczucie stabilności finansowej, którego nikt inny na rynku nie oferuje. To także forma nagrody za konsekwencję i lojalność wobec klientów.
Brzmi obiecująco. Ale powiedzcie, czy to rzeczywiście szansa dostępna dla wielu, czy raczej wyzwanie na granicy niemożliwego?
G.S.: – To nie jest łatwa droga. Ale to też nie jest iluzja, tylko realna możliwość. Ci, którzy są gotowi włożyć pracę i przejść przez proces, mogą naprawdę dużo osiągnąć. To przypomina wspinaczkę wysokogórską: wielu patrzy na szczyt, ale tylko ci, którzy konsekwentnie idą krok po kroku, stają na wierzchołku.
Nagroda jest ogromna. Kiedy klient mówi „dziękuję” w chwili, gdy wsparcie finansowe naprawdę zmienia jego życie, to jest doświadczenie, którego nie da się porównać z żadnym innym.
S.N.: – Dokładnie tak. To trudny zawód, ale daje satysfakcję, jakiej nie znajdzie się w wielu innych profesjach. Każdy agent, który po latach spojrzy wstecz i zobaczy, ilu ludziom pomógł, zrozumie, że to była droga pełna sensu.
My z naszej strony dajemy mapę, narzędzia i wsparcie. Agent nie jest samotnym graczem, tylko częścią zespołu, który działa razem. To daje ogromną siłę.
Dziękuję za rozmowę.
Aleksandra E. Wysocka
