Nie czekaj na zawał, DNA podpowie, co warto zmienić dziś

0
636

Rozmowa z Matjažem Petrovičem, VP of Sales w GenePlanet

Aleksandra E. Wysocka: – Prewencja w ubezpieczeniach to temat, o którym mówi się coraz częściej, ale wielu uważa, że klienci wciąż nie chcą za nią płacić. To raczej „miły dodatek” niż realna wartość. Naprawdę widzicie, że ludzie są gotowi inwestować w zdrowie, zanim coś się wydarzy?

Matjaž Petrovič: – Tak, i to coraz bardziej świadomie. Jeszcze kilka lat temu ludzie reagowali dopiero wtedy, gdy pojawiał się ból. Dziś coraz więcej osób rozumie, że lepiej uczyć się języka zdrowia, zanim organizm zacznie krzyczeć. Widać wyraźną zmianę mentalności. Od reakcji na problem do zapobiegania. W całej Europie obserwujemy ten sam trend. Inwestowanie w profilaktykę staje się elementem stylu życia, a nie luksusem.

W ilu krajach Wasze rozwiązania są już częścią polis ubezpieczeniowych?

– W ponad dziesięciu. Między innymi w Austrii, Słowenii, Chorwacji, Polsce, Rumunii i Wielkiej Brytanii. Nasze programy są integrowane z polisami życiowymi i zdrowotnymi. Czasem jako benefit w standardzie, a czasem jako rozszerzenie premium. Dla ubezpieczyciela to sposób, by oferować coś więcej niż tylko wypłatę po szkodzie. Dla klienta to realna wartość w codziennym życiu.

Które rynki rozwijają się najszybciej?

– Dużo zależy od gotowości samych towarzystw. Jeśli są w fazie innowacji produktowej, reagują błyskawicznie. Wspólnie z Hannover Re testowaliśmy nasze rozwiązania w Wielkiej Brytanii i Niemczech i wyniki były świetne. Ale równie duży entuzjazm widzimy w Rumunii czy Bułgarii. Tam klienci cenią to, że coś faktycznie dostają w ramach polisy, a nie tylko obietnicę pomocy w razie wypadku.

Jak dokładnie wygląda Wasza oferta dla ubezpieczycieli?

– Nasza misja od początku była prosta. Pomóc ludziom żyć zdrowiej i dłużej. Istniejemy od ponad 15 lat i cały czas rozwijamy rozwiązania, które łączą badania DNA z codziennymi wyborami dotyczącymi stylu życia. Ubezpieczenie zwykle reaguje, gdy coś się już wydarzyło. My wprowadzamy element, który może temu zapobiec. Wspólnie z towarzystwami budujemy model, w którym polisa nie kończy się na przelewie odszkodowania, ale towarzyszy klientowi każdego dnia. To sytuacja korzystna dla obu stron. Klient ma lepsze zdrowie, a ubezpieczyciel niższe ryzyko roszczeń.

Czy w aplikacji GenePlanet wykorzystujecie sztuczną inteligencję?

– Tak. AI pomaga nam personalizować rekomendacje. Przykład to menu scanner. Wystarczy zeskanować danie w restauracji, a aplikacja oceni jego skład i dopasowanie do indywidualnych potrzeb użytkownika.

Ocena opiera się na analizie genetycznych predyspozycji, na przykład metabolizmu tłuszczów, węglowodanów czy witamin. Użytkownik dostaje jasną informację, co jest dla niego dobre, a co lepiej ograniczyć. To nie jest aplikacja z uniwersalnymi radami, tylko cyfrowy dietetyk oparty na twoim DNA.

Brzmi zaawansowanie. A jak trudne jest samo badanie DNA?

– Bardzo proste. Wystarczy niewielka próbka śliny pobrana w domu. Klient rejestruje zestaw online, odkłada pięć minut na całą procedurę i odsyła próbkę w dołączonej, opłaconej kopercie. Nie trzeba nigdzie jechać ani czekać w kolejce. Po kilku tygodniach użytkownik otrzymuje wyniki i spersonalizowany plan.

Dla ubezpieczyciela to usługa, którą może w pełni zautomatyzować i wysłać setkom klientów bez angażowania agentów czy laboratoriów w terenie.

Nie kusi Was wykorzystanie danych genetycznych w ocenie ryzyka ubezpieczeniowego?

– Absolutnie nie. W Europie jest to prawnie i etycznie wykluczone. Obowiązuje moratorium, które zabrania używania danych DNA do kalkulacji ryzyka. My pracujemy tylko na informacjach potrzebnych klientowi. Nie przekazujemy ich ubezpieczycielowi. Nasz produkt ma wspierać zdrowie, a nie selekcję. Dlatego skupiamy się na obszarach, takich jak dieta, sport, regeneracja czy ogólny styl życia.

Z badań wynika, że ludzie często zaczynają dbać o siebie dopiero po chorobie. Jak przekonać ich wcześniej?

– Trzeba pokazać, że profilaktyka może być ciekawa, praktyczna i natychmiastowa. W naszej aplikacji można śledzić własny health score, czyli wynik oparty na danych o aktywności, śnie, ciśnieniu, BMI i wynikach badań. Gdy ktoś widzi, że ma dziś 680 punktów, a po miesiącu zdrowych nawyków 720, to działa jak gra. Nie chodzi o rywalizację, ale o świadomość. Zresztą my też testujemy elementy grywalizacji, bo zdrowie zaczyna się od zaangażowania.

Czyli aplikacja staje się czymś w rodzaju osobistego coacha zdrowia?

– Dokładnie. Można zintegrować smartwatch, wprowadzać wyniki badań, monitorować sen i poziom stresu. Aplikacja nie mówi: „masz problem”, tylko: „tu możesz coś poprawić”. Współpracujemy z ubezpieczycielami, by klienci widzieli realne korzyści, na przykład niższe składki, dodatkowe punkty czy nagrody za regularne dbanie o siebie.

Jak reagują klienci i partnerzy z branży ubezpieczeniowej?

– Bardzo dobrze. W Polsce współpracujemy już z ERGO Hestią, a w drodze są kolejne projekty z ubezpieczycielami, którzy chcą wprowadzać innowacje oparte na prewencji i personalizacji. To pokazuje, że polski rynek jest gotowy na nowy sposób myślenia o ochronie zdrowia. Nasz poziom satysfakcji klientów to 4,5 na 5. Ponad 90% użytkowników mówi, że dzięki programowi zaczęli realnie zmieniać swoje nawyki. To dowód, że ubezpieczenia mogą wyjść z roli biernego płatnika i stać się partnerem w zdrowiu.

Dziękuję za rozmowę.

Aleksandra E. Wysocka