Branża ubezpieczeniowa szczególnie mocno narażona jest na „przegrzanie” pracą. Dążymy do osiągnięcia jak najwyższych wyników i tak mocno skupiamy się na tym celu, że… gubimy przy tym szerszy obraz.
Jeśli jesteś zbyt mocno skupiony na poszczególnych drzewach, nie dostrzeżesz piękna lasu. Ani faktu, że w nim jesteś, że cię otacza.
Zauważam to u znajomych z branży. Jak zapewne wiesz, sam w niej nie jestem. Zdarza mi się z nią współpracować, owszem. Przeszkoliłem już grubo ponad 1000 doradców ubezpieczeniowych, mam więc przekonanie (może błędne), że znam branżę na tyle dobrze, żeby pozwolić sobie na te „kilka zdań”. Ale nie jestem w niej zanurzony i patrzę na nią oczami obserwatora z zewnątrz. Zupełnie jakby… potencjalnego klienta.
Agent jak rekin
I co często widzę? Niemal maszyny, cyborgów, zawsze doskonale przygotowanych do swojej pracy, z „węchem” wyostrzonym jak u psa myśliwskiego. Z „okiem” bystrym jak u sokoła. „Nasłuchujących” w pozie „na baczność” niczym piesek preriowy (tak serio to nie wiem, czy one wtedy nasłuchują, wypatrują czy wąchają). Wszystko po to, żeby zidentyfikować kolejnego klienta i niczym rekin, który poczuje krew (ależ dziś zoologicznie), wyśledzić go i rzucić się do tętnicy szyjnej!
Oburza cię to, co czytasz? Uważasz, że wcale tak nie jest? To skąd wzięły się te dowcipy w stylu: „czym różni się rekin od agenta ubezpieczeniowego? Rekin czasem puszcza!”.
Nie jestem jakimś wielkim znawcą ideologii work-life balance. Rozumiem ją na swój bardzo indywidualny sposób. Wiem, że to wcale nie musi być 8 godzin na pracę, 8 godzin na sen, 8 godzin na resztę (zajęcie się domem, rodziną, hobby). Wiem jednak, że taka idea jest potrzebna.
Nie możesz ciągle być w pracy. Wszędzie wypatrywać klientów i każdego nią „katować”. Jeśli jesteś u cioci na imieninach, to tam bądź. Całym sobą. Nie skanuj rodziny pod kątem „komu sprzedam ubezpieczenie, kto będzie środkiem do osiągnięcia mojego celu”.
Z jednej strony bowiem możesz zatracić sens życia i stracić przyjaciół i rodzinę. Gdy będą się z tobą źle czuli, zaczną się odsuwać. I nie wierz, proszę, tym wszystkim szarlatanom rozwoju osobistego, którzy mówią, że bardzo dobrze, że masz odcinać ludzi, którzy ściągają cię w dół. Zobacz: kto decyduje, których ludzi masz odcinać, a których nie? Obcy człowiek, który najczęściej bierze od ciebie (za te „wspaniałe” porady) grube pieniądze.
Najpierw człowiek, potem klient
Z drugiej strony: wypalisz się. Sformułowanie „ciepło domowego ogniska” brzmi pięknie, prawda? Wywodzi się wprost od swego rodzaju ogniska, które nasi przodkowie palili wewnątrz domostw dla ogrzania się i przygotowania posiłków. A „pożar domowego ogniska” jak ci się kojarzy?
Nie płoń zbyt mocno, bo się wypalisz, nie bądź zbyt serio, bo dostaniesz łatkę sztywniaka, którego nie zaprasza się do towarzystwa, nie „bądź w pracy” zawsze, bo stracisz rodzinę i przyjaciół. I nie patrz na każdego człowieka, jakbyś widział sakiewkę złota! Najpierw człowiek, dopiero potem klient!
A gdy raz na jakiś czas (nie ciągle, tylko raz na jakiś czas) brak ci natchnienia, naprawdę nie masz sił mentalnych do pracy, to… zrób sobie wolne. Zabierz dzieci do zoo, spędź z nimi czas. Zajmij się swoim hobby. Jeśli nie zadbasz o takie rzeczy, tylko znów zmusisz się do pracy, prędzej czy później rzucisz tę branżę albo zaczniesz się regularnie widywać z psychoterapeutą. A wtedy i tak nie osiągniesz wyśrubowanych celów. I to prawdopodobnie już permanentnie.
Nie musisz być ideałem. Serio! Nie musisz. Ba, może dla wszystkich lepiej, abyś nim nie był.
Artur Sójka
trener i konsultant
prezes organizacji rekomendacji biznesowych Biznes Klub Polska