Media na bieżąco informują o sytuacji pandemicznej w kraju. Nie jest dobrze, a mimo wszystko dobrze jest. Gdy obserwuję zachowania obywateli, szczególnie w sklepach, gdzie raczej człowiek przy człowieku, mam wrażenie, że otwarcie mówią koronawirusowi: ty nam niestraszny. Tymczasem są dni, gdy liczba notowanych zachorowań zbliża się do 30 tys., a liczba zgonów przekracza 600.
Armagedon, a jednak nie robi to na nas wrażenia. Epidemiolodzy twierdzą, że dane publikowane przez resort zdrowia są mocno zaniżone. Minister zdrowia uspokaja, premier uspokaja, a wicepremier, zanim zacznie wrzeszczeć, demonstracyjnie zdejmuje maskę w trakcie przemówienia w Sejmie. Egzotyczny poseł nie zostaje dopuszczony przez wicemarszałka Sejmu do wystąpienia, bo nie chce założyć maseczki.
Minister zdrowia na zadane przez posłów pytanie o liczbę zgonów spowodowanych Covid-19 z pełną szczerością odpowiada, że te dane będą znane za 13 miesięcy. Jak śpiewa Andrzej Grabowski – jest dobrze, jest dobrze, ale nie najgorzej jest…
Jesteśmy rozdarci, dziwni, niejednoznaczni. Z jednej strony niby się boimy, z drugiej zaś własną postawą demonstrujemy lekceważenie zagrożenia. Od wczesnej wiosny żyjemy w stanie zagrożenia zdrowia i życia.
Wydawać by się mogło, że w takiej sytuacji będziemy poszukiwać narzędzi, które w razie czego zapewnią dodatkowe wsparcie w przypadku konieczności długotrwałego pobytu w szpitalu za przyczyną złośliwego wirusa, wspomogą finansowo w różnych formach (świadczenie lekowe, świadczenie ambulatoryjne), ułatwią życie w trakcie choroby (wizyty lekarskie w miejscu zamieszkania i w placówce medycznej, dostarczenie leków zaordynowanych przez lekarza, wizyty pielęgniarki, rehabilitacja).
Mam na uwadze oczywiście umowy ubezpieczenia na życie z przeróżnymi dodatkami na nieprzewidziane sytuacje zdrowotne. Gdy piszę ten tekst, oficjalna liczba zgonów zbliża się niebezpiecznie do 15 tys. Podobno będzie znacznie wyższa, z szansą na pozycję Włoch czy Hiszpanii w pierwszej fazie pandemii.
Warto byłoby zatem pomyśleć o zapewnieniu bezpieczeństwa finansowego najbliższym, bo fakty przeczą przekonaniu o naszej nieśmiertelności. Tymczasem wszelkie badania rynkowe pokazują, że Polacy nie zamierzają zwiększać wydatków na zakup ubezpieczeń, nie widzą takiej potrzeby.
Takiej potrzeby nie potrafimy zresztą wykreować w sobie od lat, od początku zmian ustrojowych. Odkąd sięgam pamięcią, odkrywcą potrzeb ubezpieczeniowych był zawsze agent, mniej lub bardziej udolny, niekoniecznie wspomagany przez ubezpieczycieli, którzy w reklamach medialnych bardziej dbają o znajomość marki niż o rozbudzenie świadomości ubezpieczeniowej obywateli kraju nad Wisłą. Ci zaś często reprezentują stanowisko, że wirus co prawda jest, ale można go zbagatelizować, ubezpieczenia to oszustwo, a ubezpieczyciele to złodzieje. I tym podobne…
Bywa jednak, że czasami mamy obawy o naszą przyszłość, takie sinusoidalne.Najnowszy pomiar cykliczny badania „Polacy w czasie epidemii” (3–7 listopada br.) autorstwa SW Research wskazuje, że Polacy rzadziej wskazują na obawę zarażenia się koronawirusem SARS-CoV-2 i zachorowania na Covid-19 (35% obecnie wobec 43% z poprzedniego pomiaru). Również rzadziej obawiają się, że ich bliscy zarażą się koronawirusem (49% obecnie, wobec 54% poprzednio). Zmalały też obawy co do ewentualnej niewydolności służby zdrowia (pomiar poprzedni 60%, pomiar aktualny 52%).
Czytając wyniki badania, odnoszę wrażenie, że nie jestem stąd, jestem z innej planety. Znacząco wzrosła liczba osób zakażonych oraz zgonów, a rodacy uznali, że zagrożenie spadło.
Niedofinansowana, zaniedbana służba zdrowia z końcówki tabeli europejskiej, goniąca resztką sił w pandemii spowodowała wzrost optymizmu wśród Polaków o jej wydolność.
Również gdy chodzi o stosowanie środków bezpieczeństwa przed zarażeniem się koronawirusem, odnotowano spadki w porównaniu z poprzednim pomiarem. Mniej osób deklaruje częste i dokładne mycie rąk (poprzedni pomiar 84%, obecny 74%), korzystanie z płynów dezynfekujących (poprzedni pomiar 54%, obecny 49%) czy maseczek (poprzedni pomiar 54%, obecny 49%).
Największy spadek na przestrzeni pomiarów został zanotowany dla zachowywania bezpiecznej odległości od innych osób (poprzedni wynik 70%, obecny 58%).
Wyniki badania odczytuję z niepokojem, ale nie tylko mnie winny one niepokoić. Czytając je, ubezpieczyciele powinni przygotowywać się na zwiększony poziom wypłat z zawartych umów ubezpieczenia.
Nie dostrzegam jednak akcji propagandowej z ich strony, której celem byłoby wpływanie na postawy obywateli, w szczególności na konieczność zachowania dystansu społecznego.
W poprzek temu, co sądzą Polacy, wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski w wystąpieniu w czasie posiedzenia sejmowej komisji zdrowia 19 listopada br. stwierdził ni mniej, ni więcej: – Pandemia poturbowała system opieki zdrowotnej. Skala tego zdarzenia nas przerosła.
Posłowie z kolei zwracali uwagę m.in. na zatrważające zwiększenie liczby zgonów, odwoływanie badań diagnostycznych, zabiegów planowanych i wizyt domowych.
Lider rynku ubezpieczeniowego informuje, iż od trzech–czterech tygodni notuje wzrost wypłacanych świadczeń z tytułu śmierci ubezpieczonego, zakładając, że dynamika świadczeń będzie miała wpływ na wynik grupy w 2020 r. Polak widzi to lepiej…
Sławomir Dąblewski
dablewski@gmail.com