Ponowny autozapis do PPK ma skłonić więcej osób do oszczędzania w systemie

0
702

Z końcem lutego tracą ważność deklaracje o rezygnacji z uczestnictwa w Pracowniczych Planach Kapitałowych złożone przy wdrażaniu systemu. Osoby, które nie chcą przystąpić do PPK, muszą złożyć taką deklarację ponownie w marcu.

– Ponowny autozapis do PPK wiąże się przede wszystkim z tym, że podmioty zatrudniające będą zobligowane do tego, żeby do końca lutego 2023 roku poinformować wszystkie osoby, które z PPK zrezygnowały i są w wieku od 18 do 55 lat, o tym, że wygasa ich deklaracja o rezygnacji z PPK, przestaje ona funkcjonować z końcem lutego. Jeśli chcą się z PPK wypisać ponownie, to będą musiały ponownie złożyć deklarację o rezygnacji – przypomina w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes dr Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego.  

Z kolei osoby, które dotąd nie uczestniczyły w programie, ale chcą do niego przystąpić, nie muszą podejmować żadnych działań.

– One automatycznie staną się uczestnikami PPK, a od 1 kwietnia zostaną za nich wznowione wpłaty. Czyli to, co zarobią w marcu, będzie już wiązało się z odpowiednim pobraniem wpłaty do PPK i przekazaniem do instytucji finansowych – mówi Antoni Kolek. – Do 17 kwietnia pierwsze środki w PPK pojawią się za tych nowych uczestników, którzy zostaną zapisani w ramach autozapisu – dodaje.

Ekspert wskazuje, że celem automatycznego zapisu jest to, żeby jak najwięcej osób zmieniło swoją decyzję dotyczącą tego, żeby nie oszczędzać w programie.

– Ma być to „szturchnięcie”, czyli zachęcenie do tego, żeby ponownie w PPK znaleźć się jako uczestnik – mówi prezes Instytutu Emerytalnego.

Na koniec stycznia 2023 roku w systemie oszczędzało już 2,55 mln osób, a partycypacja wynosiła 34,9%.

– Jeśli PPK są dobrze prowadzone od strony administracyjnej, jeśli są oparte na zaufaniu między podmiotem zatrudniającym a instytucją finansową, to także sami pracownicy dużo lepiej odbierają, jak ten program działa. To też może być istotny bodziec dla tych pracowników, którzy z PPK zrezygnowali, a teraz się przekonają, że ktoś inny z firmy w nim został, oszczędzał, przez ostatnie kilka lat udało mu się zgromadzić paręset czy parę tysięcy złotych, w związku z tym teraz jest czas na mnie i ja także przystąpię do tego programu – mówi Antoni Kolek. – Pewnie więcej trudności pojawia się tam, gdzie pracodawca nie jest chętny do prowadzenia PPK, albo tam, gdzie pracownicy zarabiają na tyle niewiele, że dotychczas mało kto do tego PPK przystąpił, wówczas pewnie więcej kontrowersji, więcej trudności, więcej problemów administracyjnych wpływa negatywnie na odbiór tej formy długoterminowego oszczędzania – dodaje.

Plany są obecnie prowadzone przez 18 instytucji finansowych, głównie towarzystwa funduszy inwestycyjnych, ale także powszechne towarzystwa emerytalne i zakłady ubezpieczeń. Największy udział w rynku mają PKO TFI (31,8%), TFI PZU (20,3%) oraz Nationale-Nederlanden PTE (11,1%).

– Z perspektywy pracownika najistotniejsze w PPK jest to, że do jego wpłaty jest dopłata po stronie pracodawcy i po stronie państwa. Oprócz tego instytucje finansowe funkcjonują w taki sposób, który pozwala myśleć o tym, że w długim horyzoncie te instytucje wygenerują odpowiednią wartość środków, które do PPK włożyliśmy przez całą naszą karierę zawodową. Tak że z perspektywy jednostkowej jak najbardziej PPK się opłaca – mówi prezes Instytutu Emerytalnego. – Natomiast ta perspektywa bardzo szybko zderza się z rzeczywistością, kiedy mówimy o osobach z niskimi wynagrodzeniami. Łatwo nam się mówi z perspektywy dużych miast i funkcjonuje w takiej firmie, gdzie te 2% jego wynagrodzenia nie robią większego wrażenia. Dużo trudniej pewnie powiedzieć osobie, która zarabia płacę minimalną, że oprócz tego, co ma jako potrącenia podatkowe i składkowe, jeszcze będzie musiała 2% wyłożyć na to, żeby odroczyć swoją konsumpcję na czas po 60. roku życia – podsumowuje.

(AM, źródło: Newseria)