Przetrwają ubezpieczyciele obecni na rynku cyber

0
399

Munich Re będzie zdecydowanie i coraz wyraźniej zaznaczać swoją obecność na rynkach cyberubezpieczeń i cyberreasekuracji – zapowiedział Stefan Golling, członek zarządu Munich Re, podczas prezentacji na wirtualnym europejskim Rendez-Vous reasekuracyjnym.

Jeśli ubezpieczyciele i reasekuratorzy będą stronić od rynku cyber, nie przetrwają – stwierdził Golling. Jego zdaniem doniesienia medialne o twardniejącym rynku cyberubezpieczeń, ograniczonej dostępnej pojemności i mniejszym apetycie ubezpieczycieli i reasekuratorów na cyberryzyko nie powinny ich odstraszać.

– Jeśli chcemy nadal coś znaczyć w tej branży, liczyć się dla naszych klientów, musimy znaleźć rozwiązania dla cyber. I znajdziemy. Mamy zostać na rynku cyberubezpieczeń – zapewniał.

W 2020 r. Munich Re uzyskał 850 mln dol. przypisu składki z polis cyber – po połowie z ubezpieczeń pierwotnych i z reasekuracji. Sześć lat wcześniej, w 2014 r. przypis z polis cyber wynosił zaledwie 150 mln dol. W 2021 r. wolumen składek cyber Munich Re przekroczy próg 1 mld dol. (nadal w podziale pół na pół).

– Mamy ponad 130 osób, które nad tym pracują, zgromadziliśmy miliony danych, opracowaliśmy konkretną ochronę dla określonych segmentów rynku – linie osobiste, dla małych, średnich albo dużych przedsiębiorstw. No i oczywiście musimy mieć pod kontrolą własną akumulację ryzyka – mówił Golling.

– Skupiamy się na ubezpieczeniach pierwotnych i reasekuracji w podobny sposób. Chcemy być bardzo blisko tego biznesu – powiedział, wyjaśniając, dlaczego Munich Re uczestniczy w rynku pierwotnych cyberubezpieczeń.

Golling i Munich Re zdają sobie sprawę z coraz częstszego pojawiania się strat cyber, które napędza twardnienie rynku i obawy o dostateczną ochronę. Globalne straty gospodarcze spowodowane cyberprzestępczością sięgnęły w 2021 r. 6 bln dol., czyli od 2015 r. wzrosły dwukrotnie, a do 2025 r. przekroczą wartość 10 bln dol.

– Gospodarka naprawdę potrzebuje większej cyberodporności, więcej inwestycji w cyberbezpieczeństwo i więcej cyberubezpieczeń. Trzeba zwiększyć gęstość cyberubezpieczeń – podkreślił Golling.

W swojej prezentacji Golling odniósł się do głosów krytyki wobec rynku cyberubezpieczeń  sugerujących, że ubezpieczając wypłaty okupu, branża ubezpieczeniowa napędza ataki ransomware. – Należy zauważyć, że polisami cyberubezpieczenia nie tylko ubezpieczamy wypłaty okupu, ale reagujemy naszymi produktami na straty wynikające z przerw w działalności i pokrywamy koszta ewentualnych kwestii odpowiedzialności w następstwie ataków ransomware.

Golling wyraźnie rozróżnił ubezpieczalne ryzyka ransomware, cyberryzyka systemowe i cyberwojny. Z ostatnimi dwiema kategoriami rynek ubezpieczeń prywatnych nie jest w stanie poradzić sobie sam.

– Wszyscy są zgodni co do tego, że ryzyko takie jak wojna nie może być pokryte przez rynek prywatny i jedyną możliwą ochronę zapewniają rozwiązania oparte na poolu ze wsparciem państwa. To samo dotyczy cyberataków na krytyczną infrastrukturę.

Wyciągając wnioski z pandemii, Golling podkreślił konieczność precyzji sformułowań w polisach i jasności, co jest objęte ochroną, a co nie. Na koniec powiedział: – Potrzebujemy jednoznacznych zapisów i wypracowania rozwiązań wspieranych przez państwo, partnerstwa prywatno-publicznego dla ryzyk systemowych, również cyber – i to nie po pierwszym dużym zdarzeniu, ale zawczasu.

AC