Składka od bezruchu

0
285

W branży ubezpieczeń wszyscy są z ryzykiem za pan brat. Ale tylko w pracy. Ryzyko życiowe to często zupełnie inna bajka. Tam ryzyko nie ma swojej wyceny.

Nikt nam nie powie wprost: „Jeśli zostaniesz w tej pracy przez kolejne pięć lat, twoje zdrowie psychiczne ucierpi w stopniu takim a takim, z prawdopodobieństwem 50%. A jeśli się zwolnisz, to ryzyko finansowej straty wyniesie trzy miesiące twoich obecnych zarobków, z szansą odbudowania dochodu w ciągu roku”.

Lepszy znany diabeł?

Kiedy przychodzi do decyzji, które zmieniają naszą codzienność, często wierzymy, że jeśli nie zrobimy nic, to unikniemy ryzyka. Nie złożę wypowiedzenia, bo boję się, że nie znajdę lepszej pracy i nie utrzymam rodziny. Nie skończę relacji, w której czuję się samotna, bo boję się, że bez niej będę jeszcze bardziej sama. Nie przeprowadzę się, choć czuję, że moje miejsce jest gdzie indziej, bo boję się porażki, braku bezpieczeństwa, utraty znajomych, wszystkiego, co znam.

Z pozoru wygląda to na brak decyzji, a tak naprawdę jest to decyzja jak każda inna. Tylko że jej konsekwencje są mniej spektakularne i rozciągnięte w czasie, więc łatwo je przeoczyć. Nie zmieniając nic, ryzykuję swoim zdrowiem psychicznym, poczuciem sensu, czasem zdrowiem fizycznym, jeśli stres i napięcie kumulują się w ciele. Ryzykuję wypaleniem, zobojętnieniem, poczuciem, że życie gdzieś mi przecieka.

Płacę składkę od bezruchu, tyle że nie w ratach miesięcznych dla ubezpieczyciela, tylko w codziennych, drobnych rezygnacjach z siebie.

Nikt nie chce ryzyka

W pracy nieustannie rozmawia się o transferze ryzyka, o jego ograniczaniu, o zarządzaniu nim. Klient nie chce ponosić kosztu pożaru, więc ubezpiecza magazyn. Firma transportowa nie chce ryzyka regresu w razie wypadku, więc dokupuje klauzulę rozszerzającą OC przewoźnika. Bank chce ograniczyć ryzyko niewypłacalności kredytobiorcy, więc wymaga polisy na życie z cesją. Wszyscy chcą spać spokojnie, bo wiedzą, że pewnych zdarzeń nie da się w pełni uniknąć.

W ubezpieczeniach, jeśli nikt nie podejmie decyzji o ubezpieczeniu danego ryzyka, to ono wciąż istnieje, ale w całości obciąża właściciela mienia lub podmiotu. Nie znika, nie rozpuszcza się w powietrzu, po prostu uderza z całą siłą w jednego człowieka lub firmę, kiedy coś się wydarzy. W życiu działa to podobnie. Ryzyko niepodjęcia decyzji nie znika. Po prostu nie daje nam możliwości wyboru sposobu, w jaki poniesiemy jego konsekwencje.

Nie wiem, czy zawsze warto zmieniać wszystko, co nam nie pasuje, bo każda decyzja ma swoje skutki, swoje koszty i swój obszar niepewności. Ale coraz częściej myślę, że to, co nazywamy „bezpiecznym trwaniem”, jest często ułudą.

Nie mamy polisy od tego, że jeśli nic nie zmienimy, to wszystko będzie dobrze. Bezruch również niesie w sobie ryzyko. Czasem nawet większe niż ruch, bo odbiera poczucie sprawczości i zamyka drogę do tego, by inaczej rozłożyć ciężar, który i tak musimy nieść. Może właśnie dlatego tak trudno nam się decydować – bo często nie widzimy ryzyka w niepodejmowaniu decyzji o zmianie. Ryzyka, które płynie z pozostania tam, gdzie już dawno nie ma dla nas życia. Z jakim ryzykiem tobie jest bardziej po drodze?

Małgorzata Kulik
psychoterapeutka i trenerka umiejętności językowych

terapiamasens.com

premium-english.pl