Koszt wycofania skażonego produktu z rynku w przypadku poważnego incydentu liczony jest w milionach złotych. Gdy dochodzi również do konieczności wypłaty odszkodowań za szkody w zdrowiu, kwota ta może dynamicznie wzrosnąć. Eksperci EIB przypominają, że większość kosztów wynikających z zanieczyszczenia produktu może pokryć ubezpieczenie skażenia produktu (CPI – Contaminated Product Insurance).
Do końca listopada tego roku Główny Inspektorat Sanitarny wydał już 57 alertów o bakteriach lub pestycydach w żywności czy też o nieprawidłowościach w produkcji wyrobów do kontaktu z żywnością lub kosmetyków.
– Wszystkie te zdarzenia mają jeden wspólny mianownik. Każdy z tych produktów należy wycofać z obrotu oraz zorganizować zbiórkę i refundację kosztów za już sprzedane wyroby. Co więcej, przedsiębiorcy muszą w takiej sytuacji liczyć się ze spadkiem zaufania do marki. Te wszystkie problemy organizacyjne i wizerunkowe mają wymierny wpływ na finanse producenta. Nie możemy też zapominać, że w niektórych przypadkach może dojść do konieczności wypłaty odszkodowań dla konsumentów. Choć jak widać, liczba ostrzeżeń w ostatnich latach maleje, ponieważ producenci stosują coraz lepsze procedury bezpieczeństwa, to ryzyka nie można zupełnie wyeliminować – zauważa Mateusz Kita, broker ubezpieczeniowy, dyrektor ds. Rozwoju EIB.
Skażenie produktu kosztuje miliony
Eksperci szacują, że przeciętny koszt poważnego incydentu to kilka–kilkanaście milionów złotych. Tak wysoka kwota wynika z faktu, że pojedyncze zdarzenie wywołuje lawinę różnych kosztów. W ich skład wchodzi:
- wartość wycofanych produktów dotkniętych skażeniem – 42%,
- wartość produktów nieskażonych, a również objętych wycofaniem – 21%,
- koszty zatrzymania produkcji – 21%,
- utrata kontraktów – 4%,
- pozostałe koszty, w tym przede wszystkim koszty powiadomienia, transportu, utylizacji, sortowania – 12%.
– Choć lista ta już jest długa, to należy zwrócić uwagę, że nie obejmuje ona ewentualnych szkód osobowych, uszczerbku na zdrowiu konsumentów, za które należy im się odszkodowanie. W momencie gdy do nich dochodzi, koszty rosną lawinowo i potrafią wielokrotnie przekroczyć wymienione koszty operacyjne. Dlatego każdy producent powinien zainteresować się ubezpieczeniem na taki wypadek – mówi Mateusz Kita.
OC to za mało
Rynek w Polsce oferuje przedsiębiorcom ubezpieczenia uwzględniające to ryzyko. Większość polis OC dla producentów zakłada pokrycie kosztów roszczeń konsumentów, którzy ucierpią na skutek skażenia produktu. Wiele polis uwzględnia też roszczenia partnerów biznesowych i dystrybutorów, którzy kupili produkt dotknięty wadą. Niektóre polisy zapewnią refundację kosztów odszukania wadliwego produktu, poinformowania konsumentów, transportu, sortowania i utylizacji. Inne pokryją nawet koszty pomocy w organizacji tego procesu.
A co z wartością skażonych produktów? Tego OC nie pokrywa. To domena ubezpieczenie CPI, przeznaczonego dla podmiotów z branży spożywczej, farmaceutycznej czy kosmetycznej. Jego zadaniem jest refundacja wartości skażonego produktu oraz kosztów obrony reputacji marki. Kompensuje też utracone kontrakty i zysk, który nie zostanie wypracowany w momencie czasowego zamknięcia zakładu lub jego części. Może także pokryć koszty, które ujawnią się dopiero w przyszłości, nie bezpośrednio po incydencie (np. roszczenia poszkodowanych, których uszczerbek na zdrowiu zostanie wykryty dopiero po kilku latach).
– Polscy producenci chętnie korzystają z dostępnych na rynku rozwiązań. Warto też zauważyć, że zarówno liczba polis, jak i ich jakość oraz wybierane przez firmy sumy gwarancyjne sukcesywnie rosną z roku na rok. Programy ochrony ubezpieczeniowej są coraz bardziej rozbudowane i ich zakres zdecydowanie wykracza poza typowe szkody osobowe i uszkodzenie mienia. Ubezpieczenie CPI powinno być traktowane jako standard w branży spożywczej. W Polsce takie umowy funkcjonują już od ponad 10 lat i stopniowo popularyzują się też wśród mniejszych firm – mówi Mateusz Kita.
(AM, źródło: Brandscope)