Laptop, telefony i drukarka miały runąć na ziemię po „niefortunnym zderzeniu” z udziałem dwóch kobiet. Szkoda wydawała się jasna: poszkodowana zgłaszała zniszczenie sprzętu elektronicznego, a sprawczyni miała się przyznać do winy.
Już pierwsze kroki detektywa ujawniły, że historia nie była wcale tak oczywista.
Sygnały ostrzegawcze
Sprawa trafiła do zakładu ubezpieczeń w 2016 r. Poszkodowana zgłaszała szkodę, powołując się na uszkodzenie sprzętu przez inną osobę. Do dokumentacji dołączono protokół, a nawet „ekspertyzę serwisową” sporządzoną przez lokalnego przedsiębiorcę. Na papierze wszystko wyglądało wiarygodnie – ale zbyt wiele elementów zaczęło się nie składać w spójną całość.
Przede wszystkim: poszkodowana i sprawczyni miały się nie znać. Tymczasem dokumenty działalności gospodarczej wskazywały, że w przeszłości były ze sobą powiązane formalnie.
Detektyw odkrywa sieć powiązań
Licencjonowany detektyw rozpoczął od tzw. białego wywiadu – sprawdzania danych w rejestrach, rozmów ze świadkami i analiz dokumentów.
Ustalenia były jednoznaczne: poszkodowana i sprawczyni to… matka i córka. Co więcej, obie od lat starały się o dotacje unijne, prowadziły podobne działalności gospodarcze i zmagały się z długami. Wszystkie nieruchomości należące do rodziny znajdowały się w egzekucji komorniczej.
Ekspertyza serwisowa, którą przedłożono ubezpieczycielowi, okazała się fikcyjna. Podpisany pod nią przedsiębiorca przyznał, że nie wykonywał żadnych badań sprzętu, a dokument przygotował „na prośbę znajomej”.
Przyznanie się i rezygnacja z roszczeń
W trakcie rozmowy z detektywem poszkodowana początkowo zaprzeczała wszelkim powiązaniom. Jednak wobec twardych dowodów zmieniła wersję i przyznała, że sprawczyni to jej matka. Wyjaśniła też, że „poczytały w OWU, że szkoda spowodowana przez osobę najbliższą nie podlega wypłacie”. Z tego powodu próbowały ukryć pokrewieństwo i przedstawić zdarzenie jako niezależne.
Ostatecznie kobieta własnoręcznie podpisała oświadczenie o rezygnacji z roszczeń wobec ubezpieczyciela.
Dlaczego to ważne dla ubezpieczycieli i klientów?
Bez pracy detektywa sprawa mogłaby zakończyć się wypłatą odszkodowania – w istocie za szkodę sfabrykowaną i wewnątrzrodzinną. Dzięki śledztwu udało się:
- zdemaskować próbę wyłudzenia,
- udokumentować powiązania rodzinne i biznesowe stron,
- zabezpieczyć rynek przed kolejnym nadużyciem.
Warto pamiętać, że koszty wyłudzeń nie znikają – ponoszą je uczciwi ubezpieczeni, którzy płacą wyższe składki. Każda udaremniona próba oszustwa to więc nie tylko ochrona interesu zakładu, ale też realna ulga dla setek tysięcy klientów.
Dlatego współpraca zakładów ubezpieczeń z detektywami to nie luksus, lecz konieczność. Tam, gdzie standardowa procedura likwidacyjna mogłaby nie wychwycić fałszu, praca śledcza ujawnia pełen obraz sprawy i chroni interesy całego rynku.
Marcin Markowski
prezes zarządu
Biuro Bezpieczeństwa Biznesu ALFA Sp. z o.o.
marcin.markowski@bbbalfa.com