Najpierw praca, potem przyjemność. Bez pracy nie ma kołaczy. Ktoś nas kiedyś bardzo oszukał. Niby zachęcając do pracowitości, wbudowano w nas komunikat, że praca nie może być przyjemnością. Nie może być też „kołaczem” – kołacz dostajemy dopiero potem.
I tak w mózgu, w szufladce „praca” znajduje się przymus, nuda, zmęczenie, robienie czegoś na siłę. To, co najbardziej ekscytujące, mieści się w zupełnie innych szufladkach!
Co by było, gdyby świadomie w szufladce „praca” zrobić miejsce na odczucia, takie jak ekscytacja, satysfakcja, przygoda, rozwój, wzrastanie, przyjaźnie, inspirujące rozmowy, nowe pomysły? Gdyby świadomie dodawać te zadania i projekty, które rzeczywiście takie doświadczenia wspierają?
Poeksperymentuj z nowym powiedzeniem „W pracy jest dużo kołaczy!”. I spróbuj taki przekaz sprzedawać współpracownikom, dzieciom, wnukom. Może dzięki temu ich życie stanie się lżejsze, bo okaże się, że całkiem spora część codziennego męczeństwa wynika po prostu z tego, że istotne osoby na najwcześniejszym etapie życia miały określone negatywne przekonania, które sprzedawały dalej.
Jest jeszcze jedna pułapka. Psycholog kliniczny Gay Hendricks zauważył, że każdy człowiek posiada coś w rodzaju wewnętrznego termostatu szczęścia, czyli limitu tego, ile dobrych rzeczy w swoim życiu jest w stanie wytrzymać. To nie jest błąd w druku, naprawdę chodzi o limit dobrych rzeczy.
Bardzo często jest tak, że gdy przytrafi się nam więcej dobrego niż zazwyczaj, zaczynamy sami się sabotować. W głowie mamy swoisty szklany sufit. Przebadano osoby, które wygrały duże kwoty pieniędzy w loteriach. Okazało się, że w ciągu kilku lat ponad 60% z nich albo wróciło do stanu majątkowego sprzed wygranej, albo ten stan pogorszyło. Wielu z nich rozwiodło się z partnerami, a nawet zapadło na różnego rodzaju choroby… Nagły zastrzyk bogactwa był czymś, na co wcale nie byli przygotowani i nie potrafili go unieść.
A na ile dobrych rzeczy w swoim życiu ty masz gotowość?
Aleksandra E. Wysocka