We wrześniu wracamy do szkolnych realiów, a tym samym do tematu ubezpieczeń NNW. Przez lata było to ubezpieczenie sezonowe, kupowane głównie w gorączce ostatnich dni sierpnia, września i października.
Choć wzorzec powoli się zmienia, nadal wielu rodziców decyduje się na zakup polisy właśnie w okresie początku roku szkolnego.
Coraz częściej jednak rodzice podchodzą do tematu w sposób bardziej przemyślany, wybierając NNW szkolne przez cały rok. Ta zmiana jest efektem rosnącej świadomości i stopniowego odchodzenia od tradycyjnego modelu zakupu ubezpieczenia bezpośrednio w placówkach oświatowych.
Mit nr 1: NNW szkolne jest obowiązkowe i kupuje się je tylko w szkole
To powszechne przekonanie, które wciąż pokutuje, choć rzeczywistość wygląda dziś zupełnie inaczej. Jeszcze kilkanaście lat temu faktycznie tak postrzegano to ubezpieczenie – jako coś, co odhacza się na pierwszym zebraniu w szkole na podstawie informacji o wysokości składki. Nic dziwnego, że wychowawcy, niebędący ekspertami w dziedzinie ubezpieczeń, przekazywali jedynie minimum szczegółów. Pamiętamy to doskonale z czasów, gdy dzieci uczęszczały do podstawówki czy liceum. Choć zdarzały się spotkania z agentem ubezpieczeniowym, ich zakres siłą rzeczy był ograniczony do podstaw.
Dziś sytuacja wygląda znacznie lepiej i jest o wiele bardziej profesjonalna. Dużą zasługę mają w tym agenci ubezpieczeniowi, którzy skutecznie edukują klientów na temat dostępnych ofert. Jednak najważniejsza jest zmiana świadomości rodziców. Coraz częściej samodzielnie kupujemy ubezpieczenie NNW szkolne. Daje nam to czas na spokojne zastanowienie się nad wyborem odpowiedniej oferty i wariantu.
Co więcej, korzystając z usług agenta, często świadomie decydujemy się na nieco droższą polisę, ale za to z wyższymi sumami ubezpieczenia. Ta gotowość do zapłacenia więcej zazwyczaj wynika ze zrozumienia, po co tak naprawdę potrzebne jest to ubezpieczenie i czemu ma służyć.
Po co właściwie jest to NNW? Wypadki i ich konsekwencje
Jak pisaliśmy już rok temu w „Gazecie Ubezpieczeniowej”, wypadki zdarzały się, zdarzają i będą się zdarzać.
Najczęściej wypadki mają miejsce:
- na zajęciach wychowania fizycznego (ponad 30 tys. rocznie),
- na przerwach między lekcjami (ponad 12 tys. rocznie),
- podczas innych zajęć pozalekcyjnych i edukacyjnych (ponad 10 tys. rocznie),
- oraz w czasie wycieczek szkolnych (około 1,2 tys. rocznie).
Nie zapominajmy też o zdarzeniach, do których dochodzi w domu – również jest ich niemało. Najczęściej nasze dzieci doświadczają złamań, skręceń, zwichnięć i różnego rodzaju ran. Te incydenty dotyczą przede wszystkim grupy wiekowej 8–14 lat.
Mit nr 2: Mnie to nie spotka, więc nie potrzebuję ubezpieczenia
Oczywiście, wszyscy życzylibyśmy sobie, żeby nic złego nie spotkało ani nas, ani naszych dzieci. Jednak wypadki i choroby zdarzają się często, dotykając wszystkich, niezależnie od grupy społecznej czy wieku.
Wszystkie te zdarzenia niosą ze sobą określone konsekwencje. Poza bólem dziecka i stresem pojawiają się również konsekwencje finansowe. Koszty wizyty lekarskiej, badań, rehabilitacji, zakupu ortez, opatrunków, a czasem i leków – to wymierne wydatki, które rodzic musi ponieść. I właśnie po to, by te koszty pokryć lub w znacznej części zrekompensować, jest ubezpieczenie.
Koszty bywają naprawdę spore. Każdy, kto w ostatnim czasie musiał zapłacić za prywatną wizytę lekarską, badania czy leki, nie mówiąc już o zabiegach, doskonale wie, o czym mowa. Może zatem warto się zabezpieczyć, płacąc roczną składkę, której wysokość często odpowiada średnim zakupom w supermarkecie?
Mit nr 3: Wystarczy, że zgodzę się w szkole – wariant i suma ubezpieczenia nie są istotne
Aby rozwiać ten mit, przeanalizujmy hipotetyczne zdarzenie:
Janek, uczeń ósmej klasy, podczas wyścigu z kolegami na rowerze ulega drobnemu wypadkowi. Było trochę za szybko, nikt nie myślał o bezpieczeństwie, do tego zbyt wysoki krawężnik i upadek. Konsekwencje? Skręcone kolano, uszkodzone więzadło poboczne, dwie rany na ręce.
Konsekwencje finansowe? Pewnie minimum dwie–trzy wizyty u lekarza (dwie prywatnie, bo na NFZ trzeba by czekać kilka dni, a przecież są wakacje), konieczność zakupu leków przeciwbólowych, maści, opatrunków, być może również ortezy. Niewykluczone, że będzie potrzebna rehabilitacja.
Przy najniższej sumie ubezpieczenia, poza refundacją kosztów zakupu ortezy i/lub kul, ubezpieczony mógłby liczyć na świadczenie w wysokości około 1,5 tys. zł. Za ten sam wypadek, przy najwyższej sumie ubezpieczenia, świadczenie przekroczyłoby 10 tys. zł! Różnica w wyborze wariantu i sumy ubezpieczenia jest więc ogromna.
Podsumowanie
Wniosek jest prosty: warto pamiętać, czym jest ubezpieczenie i czemu ma służyć. Ubezpieczenie nie zabezpieczy twojego dziecka przed wypadkiem, ale ma zrekompensować jego ekonomiczne skutki. Pamiętajmy, że najniższe składki dają najniższe świadczenia. Wybierajmy więc rozsądnie, nie kierując się jedynie kryterium ceny – w SIGNAL IDUNA chętnie zaproponujemy odpowiednie rozwiązanie.
Życzymy Państwu i sobie takiego rozsądku w każdej sytuacji oraz jak najmniej nieprzewidzianych zdarzeń.
Zapraszamy do kontaktu!
Edyta Jankowska
starsza kierowniczka ds. kluczowych klientów w SIGNAL IDUNA Polska
Wojciech Soliński
dyrektor Biura Sprzedaży Agencyjnej w SIGNAL IDUNA Polska
