Ubezpieczyciele w Polsce coraz częściej zwracają uwagę na ryzyko związane z używaniem urządzeń transportu osobistego (UTO). Ich zdaniem ochrona użytkowników hulajnóg elektrycznych powinna składać się z ubezpieczeń NNW oraz OC.
– Wiosną popularność hulajnóg rośnie i to dobry moment, żeby przypomnieć o związanych z jazdą na nich zagrożeniach. O wypadkach na hulajnogach mówi się najwięcej w kontekście szkód wyrządzonych przechodniom. Trwa dyskusja, czy nałożyć na właścicieli urządzeń obowiązek zakupu polisy OC. Ale na sprawę ubezpieczeń warto spojrzeć szerzej, bo wypadkom ulegają przecież także sami użytkownicy. I często odnoszą poważne obrażenia, zwłaszcza kończyn i głowy – zauważa Andrzej Paduszyński, dyrektor Departamentu Ubezpieczeń Indywidualnych Compensa TU.
Ekspert zwraca uwagę, że ryzyko poturbowania przechodniów oraz odniesienia kontuzji to dwa powody, dla których warto rozważyć zakup dobrowolnego ubezpieczenia, zawierającego OC i NNW. Ubezpieczyciele coraz częściej dają taką możliwość, np. jako rozszerzenie ubezpieczenia komunikacyjnego OC lub AC.
Według amerykańskiego NEISS kontuzje odniesione na hulajnogach elektrycznych to w 32% przypadków urazy głowy. Wielu z nich udałoby się uniknąć, ale 95% poszkodowanych nie zakłada kasku. Do najczęstszych problemów użytkowników hulajnóg należą również urazy rąk i nóg. W takich sytuacjach przydaje się NNW. Z kolei OC chroni użytkownika hulajnogi przed finansowymi konsekwencjami wypadku, w którym ucierpiał ktoś inny.
– Jeśli kierujący hulajnogą ma OC, a roszczenie wobec niego jest zasadne, ubezpieczyciel wypłaca poszkodowanemu należne mu pieniądze. Świadomość odpowiedzialności za wypadki jest niestety bardzo mała. Użytkownicy zwłaszcza hulajnóg na minuty albo o w ogóle o tym nie myślą, albo uważają, że odpowiedzialność za szkody leży po stronie operatora, czyli właściciela urządzenia. Tymczasem w praktyce zdarza się tak bardzo rzadko, np. wtedy, gdy do wypadu dojdzie z powodu wady technicznej hulajnogi – tłumaczy Andrzej Paduszyński.
(AM, źródło: Brandscope)