Paul Vitti, mafioso z filmu Depresja gangstera, miał ataki paniki i lęki. Jego świat pełen był przemocy, mafijnych układów i nieustannego napięcia, ale to, co naprawdę go złamało, to lata tłumienia emocji, traumy i niemożność przyznania się do słabości.
Choć to fikcyjna postać ze świata mafii, jego historia wcale nie jest tak odległa od realiów dzisiejszych liderów i specjalistów w środowisku biznesowym – tych, którzy przez lata uczą się, że emocje trzeba kontrolować, a oznaki wyczerpania chować głęboko pod uśmiechem profesjonalizmu.
Łączenie światów
Broker, nie działając oczywiście w świecie mafii, ma… deadline, pending offer i renewal, a to może doprowadzić do ataku paniki. Na pierwszy rzut oka – zupełnie inne światy. A jednak coś je łączy: ciągła gotowość, balansowanie między sprzecznymi oczekiwaniami, poczucie odpowiedzialności za to, czego nie da się w pełni kontrolować.
Praca brokera to codzienne bycie pośrodku – między klientem a ubezpieczycielem, między tym, czego ktoś potrzebuje, a tym, co ktoś inny może dać, między oczekiwaniami a ograniczeniami rynku, między presją terminu a złożonością ryzyka. To rola pośrednika, tłumacza, negocjatora – kogoś, kto nie tylko łączy światy, ale też je przekłada i próbuje znaleźć wspólny język tam, gdzie pozornie go nie ma.
Czasem myślę, że niektórzy z nas dobrze znali tę pozycję „pośrodku” na długo przed rozpoczęciem pracy zawodowej. Że ten trening zaczął się wtedy, gdy jako dzieci próbowaliśmy godzić sprzeczności: może między rodzicami, którzy się nie rozumieli, może między rodzeństwem, które się kłóciło, może między światem dorosłych a własnymi potrzebami, które musiały zejść na dalszy plan. Byliśmy tymi, którzy łagodzili napięcia, tłumaczyli, uspokajali, przekładali jeden świat na drugi, chcieli, żeby wszyscy byli zadowoleni.
Nie wszystko da się pogodzić
Dziś ta umiejętność stała się siłą i kompetencją, za którą się płaci i którą się ceni. Dziś świadomie podejmujemy odpowiedzialność za trudne rozmowy, za godzenie interesów, za szukanie rozwiązań w sytuacjach, które wydają się bez wyjścia. To wymagająca, ale ważna rola, wpisana w codzienność pośrednika.
Ale nawet najlepszy pośrednik czasem się męczy. Bo nie każdą sprzeczność da się pogodzić, nie każde oczekiwanie da się spełnić, nie każdy kompromis da się znaleźć. I wtedy pojawia się zmęczenie – nie zadaniami czy klientami, ale samym trwaniem w tej roli. Słuchaniem obu stron, próbą zrozumienia wszystkich, koniecznością, żeby „wszystko się zgadzało” – nawet wtedy, gdy się nie da. Może nie chodzi o to, żeby z tej roli uciec, ale raczej, by znaleźć miejsce, w którym choć na chwilę nie trzeba wszystkiego spinać, wszystkiego tłumaczyć, godzić. Miejsce, w którym można zapytać: „A czego ja potrzebuję, jeśli choć na chwilę przestanę być pośrodku?”. Próba odpowiedzi może być początkiem powrotu do siebie – do własnych marzeń i potrzeb, które tak często ustępują przekonaniu, że przede wszystkim trzeba być dla innych.
Małgorzata Kulik
psychoterapeutka i trenerka umiejętności językowych dla branży ubezpieczeń