Byle z brokerami!

0
1472

30 lat Stowarzyszenia Brokerów. „Gazeta Ubezpieczeniowa” skończyła w lutym dopiero lat 23. Nie ma takiego podmiotu na naszym ubezpieczeniowym rynku, z którym współpracowalibyśmy tak długo, tak owocnie i tak dobrze. Tak było od samego początku „GU”, tj. odkąd powstała w lutym 1999 r., a ja zostałam jej redaktorką naczelną. Byłam potem na dziesiątkach imprez, zjazdów, konwentykli, ale II Kongresu Brokerów w Mikołajkach, który odbył się w maju 1999 roku, nie zapomnę do końca życia.

Jak już wspomniałam, „Gazeta” ukazała się w lutym 1999 roku; byłam wówczas zielona jak trawa na łące, nie znałam nikogo na rynku. I nagle otrzymuję zaproszenie na Kongres Brokerów do Mikołajek, skierowany do redaktor naczelnej Bożeny M. Dołęgowskiej-Wysockiej. Otrzymałam delegację służbową, na tylnych siedzeniach mego nowego lanosa miałam kilkaset sztuk „Gazety Ubezpieczeniowej”. Nie pamiętam, kto to taszczył potem na górę. Nie mieliśmy żadnego stoiska, jak zasłużona „Asekuracja&Re”, siedziałam na krześle przed kongresowymi drzwiami, przede mną był ten stos gazet, a ja rozdawałam je na prawo i lewo. Potem Natalia Skipietrow wyznała, że obserwowała, jak kręciłam się z błyskiem (to ładniej) lub raczej obłędem w oczach.

Jako pierwszego poznałam osobistego asystenta Pawła Jakubika, wówczas w Gerlingu Życie. Byłam wdzięczna, że podzielił się ze mną połową kiełbaski z rożna, którą oferowało Stowarzyszenie na przywitanie kongresowiczów, bo do mnie już cała kiełbaska „nie doszła”. Potem ten gryz kiełbasy zaowocował pierwszym moim kontraktem, właśnie z Pawłem Jakubikiem (pozdrawiam!) i Gerlingiem Życie. Poznałam wtedy oficjalnie Tomasza Mintofta-Czyża, ówczesnego prezesa Stowarzyszenia. Do tej pory widzę miejsce, w który podaliśmy sobie dłonie i uśmiechnęli do siebie. Ten jego uśmiech nigdy się nie zmienił. Mądry, dobry człowiek. Został naszym trzecim „Człowiekiem Roku Ubezpieczeń”. Potem poznałam Jacka Kliszcza. Z pierwszego spotkania zapamiętałam elegancki zapach, cygaro i jakiś drogi trunek w barze, ale najbardziej pamiętam Jacka (także został naszym „Człowiekiem Roku”), gdy poszliśmy razem do szpitala do śmiertelnie chorego wieloletniego pracownika i jego duszy – Juliusza Janczura. Łukasza Zonia polubiłam od pierwszego wejrzenia. Przeżyłam przez niego stres, o którym nic nie wie, ale teraz się dowie. Jego portret „Człowieka Roku Ubezpieczeń” był malowany dwa razy. Łukasz dostał ten drugi… Pamiętam także niezliczone pogaduszki z dyrektorem Marcinem Kapińskim, zawsze ciepłym i chcącym pomóc, w czymkolwiek.

Na którymś z kongresów latałam helikopterem z ówczesnym prezesem PIU Jerzym Wysockim, a potem tańczyłam z nim na statku. Kto pierwszy rzucił, że to mój mąż? I że „obstawiliśmy” oboje ubezpieczenia, on w PIU, ja w „Gazecie Ubezpieczeniowej”? Nie wiem. W każdym razie dostałam kilka kondolencji po Jego śmierci… Mój prawdziwy mąż, red. Adam W. Wysocki, też już nie żyje od trzech lat…

Ale mówmy o sprawach radosnych. Dziś mamy jubileusz Stowarzyszenia, tak ważnego podmiotu polskiego rynku ubezpieczeniowego. O ile byłby on uboższy, o ile mniej barwny, gdyby nie nasi brokerzy.

Życzę Wam kochani, jako redaktorka-seniorka „Gazety Ubezpieczeniowej”, abyście nigdy nie spuszczali z tonu, abyście byli tacy, jacy zawsze byliście: merytoryczni, dobrzy i – zwyczajnie – fajni.

100 lat!

Mirosława Dołęgowska-Wysocka
redaktorka-seniorka GU