Chińskie ryzyko dla ubezpieczycieli

0
1052

Jeszcze pięć lat temu samochody z logo BYD, Omoda czy Jaecoo wydawały się egzotyką. Dziś stają się codziennością. Jak podaje portal autoDNA, w samym I półroczu 2025 r. Polacy zarejestrowali aż 17 346 nowych samochodów marek chińskich – to o ponad 360% więcej niż w tym samym okresie roku poprzedniego.

Dynamika jest tak duża, że chińskie marki zaczynają być realną konkurencją dla koncernów europejskich i japońskich. Jednak ten spektakularny wzrost sprzedaży oznacza dla ubezpieczycieli ryzyko, którego dotąd nie doświadczali.

Długi cień części zamiennych

Największym problemem okazuje się dostępność części. Jak podkreślają analitycy autobaza.pl, magazyny producentów w większości wciąż znajdują się w Azji, a europejskie centra logistyczne dopiero się rozwijają. Efekt? Nawet prosta naprawa potrafi trwać tygodniami, a czasem miesiącami.

Brakuje również zamienników, bo rynek części niezależnych dla chińskich marek dopiero raczkuje. To sprawia, że warsztaty są skazane na oryginalne komponenty, a proces likwidacji szkód staje się nieprzewidywalny i kosztowny.

Elektryczna specjalizacja – nowe źródło ryzyka

Chińskie marki zdobyły przewagę w segmencie pojazdów elektrycznych i hybrydowych. Według danych zebranych przez autoDNA, samochody spalinowe stanowią w Polsce ok. 68% rejestracji chińskich pojazdów, ale już niemal co czwarty pojazd to hybryda, a prawie 9% to auta w pełni elektryczne. To właśnie ta grupa generuje szczególne wyzwania dla ubezpieczycieli.

Wymiana uszkodzonej baterii to koszt nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych, a dostępność nowych podzespołów jest ograniczona. Co więcej, producenci stosują odmienne rozwiązania techniczne, co utrudnia diagnostykę i wydłuża naprawy. Niezależne warsztaty rzadko podejmują się takich prac, gdyż brakuje im zarówno dokumentacji, jak i odpowiednich narzędzi. Klient zostaje więc zdany wyłącznie na autoryzowane punkty, których sieć w Polsce jest nadal skromna.

Składki kalkulowane w ciemno

Wzrost sprzedaży nie idzie w parze z dostępnością danych. Jak zauważają eksperci autoDNA, brakuje wiarygodnych statystyk dotyczących awaryjności, częstotliwości szkód czy realnych kosztów napraw chińskich pojazdów. To sprawia, że ubezpieczyciele kalkulują składki w warunkach wysokiej niepewności.

Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że importerzy nie zawsze utrzymują stabilne ceny części. Na końcowy koszt napraw wpływ mają wahania kursów walut, polityka celna czy nagłe zmiany w łańcuchach dostaw. Każde takie zaburzenie może z dnia na dzień zwiększyć koszt likwidacji szkody o kilkadziesiąt procent.

Między reputacją a realiami rynku

Klient, który czeka trzy miesiące na odebranie naprawionego auta, nie pyta o politykę logistyczną koncernu w Szanghaju. Najczęściej winą obarcza swojego ubezpieczyciela. Tymczasem to właśnie towarzystwa ponoszą koszty samochodów zastępczych i stają się pierwszą linią kontaktu dla zdenerwowanego kierowcy.

Ryzyko reputacyjne rośnie, bo każdy przypadek przeciągającej się likwidacji szkody podważa zaufanie do ubezpieczyciela, a nie do producenta.

Czy rynek dojrzeje?

Część problemów może rozwiązać lokalizacja produkcji w Europie. Jak podaje autoDNA, już w tym roku BYD rozpoczyna produkcję modeli Dolphin i Atto 3 na Węgrzech, a w planach są kolejne fabryki w Hiszpanii i Wielkiej Brytanii. To może skrócić łańcuchy dostaw i ustabilizować rynek części.

Jednak zanim nowe inwestycje osiągną pełną zdolność operacyjną, ubezpieczyciele wciąż będą musieli zmagać się z nieprzewidywalnymi kosztami i długotrwałą likwidacją szkód.

AW


5 największych wyzwań dla ubezpieczycieli związanych z chińskimi autami

  1. Dostępność części – długie terminy dostaw i brak zamienników utrudniają likwidację szkód.
  2. Koszt pojazdów zastępczych – przedłużające się naprawy oznaczają wysokie obciążenia finansowe.
  3. Brak danych historycznych – trudności w kalkulacji składek i ocenie ryzyka.
  4. Specyfika aut elektrycznych – drogie baterie i brak standaryzacji technologicznej zwiększają liczbę szkód całkowitych.
  5. Ryzyko reputacyjne – rozczarowanie klientów spada na ubezpieczycieli, choć źródło problemu tkwi w łańcuchach dostaw producentów.