Rozmowa z Bernardem Mycielskim, zastępcą dyrektora Biura Likwidacji Szkód w Concordii Ubezpieczenia (Grupa Generali)
Aleksandra E. Wysocka: – Podobno 2019 r. był jednym z najtrudniejszych lat szkodowych dla Concordii, a przecież nie słyszeliśmy nic o spektakularnych kataklizmach… co więc się wydarzyło?
Bernard Mycielski: – Tak, to prawda, w historii działania firmy Concordia 2019 r. był drugi pod względem liczby zgłoszonych szkód. A zgłoszone ryzyka i ich częstotliwość spowodowały, że był to najbardziej pracowity sezon w historii firmy. Nie było spektakularnych kataklizmów, jednak bardzo niekorzystny przebieg pogody w sezonie generował ogromną liczbę szkód, które nakładały się na siebie.
Po niewielkiej liczbie szkód z ujemnych skutków przezimowania, nastąpiła fala przymrozków w północnej części Polski. Przymrozki te dodatkowo charakteryzowały się dużą powtarzalnością od kwietnia do końca maja. Do tego w czerwcu nagły wzrost temperatur zahamował rozwój i plonowanie zbóż oraz rzepaków. To w połączeniu z brakiem opadów generowało zgłoszenia suszowe. Równolegle od maja do końca października występowały gradobicia, lokalne nawałnice w postaci deszczy nawalnych i huraganów.
Te nawarstwiające się zjawiska pogodowe powodowały duże spiętrzenie pracy tuż przed samymi żniwami.
Co jest największym wyzwaniem w likwidacji szkód rolnych?
– Największym wyzwaniem w likwidacji szkód w uprawach jest zapewnienie sprawnej obsługi klientów w okresie spiętrzenia się prac. Przypada to najczęściej w okresie tuż przed zbiorami, kiedy to nawarstwiają się oględziny końcowe z wcześniejszych zgłoszeń i bieżące zgłoszenia.
W jaki sposób najnowsze technologie mogą wspierać likwidację szkód w rolnictwie?
– Najnowsze technologie mają różne zastosowania, ale ich głównym zadaniem jest wspomaganie rzeczoznawców w dotarciu do niedostępnych miejsc, wykonaniu precyzyjnych i szybkich obliczeń powierzchni lub ustalenie skali zjawiska.
Czy drony i satelity mogą zastąpić żywego rzeczoznawcę?
– Na dzień dzisiejszy nie ma takiej możliwości, aby zastąpić rzeczoznawcę. Stopień oceny strat często polega na bardzo subtelnych niuansach, których nie sposób odróżnić za pomocą obrazów satelitarnych czy też z dronów. Jest wiele symptomów, które czasami tylko przypominają szkodę, a źródło ich powstania jest inne niż to podlegające ubezpieczeniu.
Stosowanie dronów jest oczywiście koniecznością, ale sam dron nie oceni szkody. Na przykład do oceny szkód w polu kukurydzy drony są bardzo przydatne. Dwumetrowa roślina zasłania człowieka. Dron obmierza działkę i miejsca uszkodzone. Na podstawie widma widzialnego i niewidzialnego jest w stanie określić także rodzaj szkody. Jednak gdy potrzebna jest większa precyzja, człowiek jest niezbędny.
Szacowanie szkód w oparciu o zdjęcia satelitarne jest wsparciem przy likwidacji szkód suszowych.
Nawiązując właśnie do wspomnianych szkód suszowych – przeprowadziliście pilotażowy program dotyczący ryzyka suszy. Na czym dokładnie polegał i jakie są wnioski z pilotażu?
– Pilotaż polegał na sprawdzeniu możliwości obsługi i metod oceny strat spowodowanych suszą w zbożach. Wynik pilotażu nas zadowala, gdyż już po pierwszym sezonie wiemy, że zastosowane przez nas metody są właściwe, a wsparcie przywołanym wyżej monitoringiem satelitarnym jest niezbędnym elementem tego procesu.
Jakie macie plany i wyzwania w obszarze likwidacji w 2020 r.?
– W 2020 planujemy dalej doskonalić procesy likwidacyjne. Zamierzamy przeprowadzić digitalizację niektórych z nich, co znacznie skróci czas realizacji wypłat odszkodowań. Mamy nadzieję, że spowoduje to jeszcze większe zadowolenie naszych klientów i będziemy mogli być ich partnerem w sukcesie i wtedy, kiedy mają problemy i nas potrzebują – czyli partnerem na całe życie.
Dziękuję za rozmowę.
Aleksandra E. Wysocka