EIB: Zwiększenie dostępności usług wyzwaniem dla benefitów zdrowotnych

0
660

Rosnące koszty świadczeń i usług medycznych oraz braki kadrowe utrudniają dotrzymanie obietnicy krótkich terminów oczekiwania na wizyty w przychodniach, finansowanych z prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych. W ocenie ekspertów EIB konsekwencją tej sytuacji może być to, że w 2024 r. na znaczeniu zyska model refundacji świadczeń realizowanych poza siecią placówek dostępnych w ramach ubezpieczenia.

– Tym, co przekonuje obecnie pracodawców i pracowników, jest obietnica dostępu do lekarzy bez konieczności wyczekiwania w wielotygodniowych kolejkach. Szybkie badania diagnostyczne, które są tak ważne, kiedy coś nam doskwiera. Natychmiastowy dostęp do rehabilitacji, koniecznej by wrócić do formy. Przegląd stanu zdrowia, żeby czuć się bezpieczniej. Czy sprawnie zrealizowane badania medycyny pracy wymagające oderwania pracownika od obowiązków tylko na jeden dzień. To jest kierunek, w którym zmierza każdy dostawca programów opieki medycznej. Tylko czy w starzejącym się społeczeństwie ten cel jest w ogóle możliwy do osiągnięcia? – zastanawia się Tomasz Kaniewski, dyrektor Biura Ubezpieczeń na Życie EIB.

Ktoś musi trzymać stetoskop

Według danych OECD w Polsce  na 10 tys. mieszkańców przypada 34 lekarzy, co plasuje nas poniżej średniej (37). W Niemczech jest ich 45, w Czechach 43 a na Słowacji – 37. Taka sytuacja nie sprzyja rozładowaniu kolejek, także w prywatnych placówkach.

– Często słyszę od operatorów medycznych, że chcą zatrudnić więcej lekarzy, ale ich po prostu w Polsce nie ma. To zwiastun zadyszki, którą już złapało NFZ. Powoli zaczyna ona dotykać też rynek ubezpieczeń zdrowotnych oraz pakietów medycznych. Ponadto coraz więcej samodzielnych placówek prywatnych z większą niż dotychczas rezerwą podchodzi do współpracy z ogólnopolskimi operatorami, żeby móc lepiej zadbać o „swoich” lokalnych pacjentów. Zwiększenie dostępności usług w benefitach zdrowotnych będzie zatem ważnym wyzwaniem w 2024 r. – dodaje Tomasz Kaniewski.

Co mogą zrobić pracodawcy, żeby utrzymać atrakcyjność benefitów?

W ocenie EIB rozwiązaniem tego problemu mogłoby być powszechniejsze niż dotychczas stosowanie refundacji wydatków medycznych poniesionych poza siecią partnerów operatora benefitu. Jest jednak jedno „ale”. W zdecydowanej większości umów zawartych w Polsce taka formuła oznacza co najmniej 30% udział własny pacjenta. W skrajnym przypadku może on sięgać nawet 75%, jeśli koszt wizyty u specjalisty wynosi np. 300 zł, a zwrot cennikowy to jedynie 70–80 zł.

– A gdyby ograniczyć się wyłącznie do dostarczenia usługi finansowej? Proste i jasne zasady dla pacjenta – leczy się, gdzie chce i gdzie sam znajdzie dostępność. Po wizycie bierze rachunek, a określona jego część jest zwracana na konto. Czerpiąc z europejskich wzorców, pewnie konieczne byłoby ustalenie udziału własnego, a może również limitów wydatkowych. Czy to jest jednak model dla każdego? Z pewnością nie, ale z doświadczenia wiem, że dla części grup byłby ciekawą alternatywą. A jak wiadomo – im szerszy wachlarz dostępnych rozwiązań, tym większa szansa, że odpowiemy na potrzeby pracowników – mówi Tomasz Kaniewski.

(AM, źródło: Brandscope)