Przejdźmy na Pru! To hasło było motywem przewodnim całodziennej serii wydarzeń w czasie Konferencji Sprzedaży Prudential. Patrząc na nowe reklamy i myśląc o przekazie zmienionej marki, zastanawiałam się, co to oznacza w relacjach i kontaktach międzyludzkich. Dlatego postanowiłam porozmawiać z kilkoma osobami, których sylwetki zaznaczyły się mocno w trakcie tego wydarzenia. Teraz już wiem, że w tym haśle nie ma nic udawanego. Że pod marką Pru kryją się świetni ludzie z krwi i kości. Pełni emocji, ale także otwarci i pozytywni. Poznajcie ich! Oto Ladies & Gentlemen from the Pru!
Aleksandra E. Wysocka: – Jak udało Ci się odnieść sukces – i to po raz kolejny?
Agnieszka Popławska: – Jestem przekonana, że w tej branży nie ma rzeczy, które się „udają”. One się „zdarzają”, ale tylko wtedy, gdy o to zadbasz. Patrzyłam na najlepszych, postanowiłam, że będę w tym gronie, i po raz kolejny tego dokonałam. Systematycznie układam i zmieniam zasady swojej pracy, by maksymalizować jej efektywność. Od dwóch lat widzę, że moje spotkania zupełnie „nie spadają”. Chyba że je sama przesunę.
W czasach, gdy wielu konsultantów ma jedno spotkanie dziennie lub co drugi dzień, Ty mówisz o zapełnionym kalendarzu i nawet przesuwaniu spotkań.
– Po prostu lubię, gdy dzień pracy jest taki, że się dużo dzieje, mam dużo spotkań. Mam swoje plany i marzenia. Nie zrealizuję ich, siedząc nad kolejną kawą. Trzeba po prostu podreptać nóżkami.
No właśnie. Plany i marzenia. Jakie one są w Twoim przypadku?
– Planuję rozwijać zespół i docelowo pracować z moją rosnącą strukturą poprzez poziom menedżerów w niej. Ale jednocześnie chcę pozostać dla ludzi, których do tej pracy zapraszam i przekonuję autorytetem w sprzedaży. Sprzedaż to zawód, który pozwala spełniać marzenia i ambicje – i to pragnę przekazać. Dlatego będę robić wszystko, by jako sprzedawca pozostać na poziomie MDRT. To mój plan na najbliższe dwa lata.
Ale Twoje życie to przecież nie tylko praca, więc nie odpuszczę pytania o Twoje – Agnieszki (a nie dyrektora agencji) marzenia.
– Marzę, by mój synek mógł realizować swoje marzenia w spokojnym świecie. I to jest oczywiście najważniejsze, ale po drodze jest zawsze wiele mniejszych marzeń. Jest wiele rzeczy, które chciałabym jeszcze dopracować w domu w ogródku, by świat, jaki tworzę dla swoich najbliższych, był piękny. To są takie moje siły napędowe z dnia na dzień.
Czyli nie zamierzasz zwolnić?
– W życiu! Moi ludzie chcieliby mnie dogonić, więc ciągle muszę biec do przodu. Mam charakter sportowca, lubię dążyć do celu, czasem się ścigać. Taki typ. Za rok zamierzam dobiec jeszcze dalej. Ale jestem przekonana, że będę czuła oddech swojego zespołu na plecach. A to oznacza tylko jedno – że wszyscy zajdziemy dalej! I tego im i sobie życzę!
Jesteś „dwuzawodowcem”, a jednak odbierasz dyplom za najlepszą sprzedaż…
Piotr Cegła: – Ludziom się wydaje, że bycie dwuzawodowcem to wykonywanie obu zawodów na 50%. Moje korzenie tkwią w sporcie, więc mój sposób funkcjonowania to robić wszystko na 100%.
Czy więc Twój dzień ma 200% doby, czyli 48 godzin?
– Nie chodzi o wydłużanie doby. Raczej o pełne wykorzystanie czasu, jaki mamy do dyspozycji. W jakiś intuicyjny sposób zaprzęgam do tego wszystkie moje cechy charakteru: ambicję, wytrwałość, pracowitość, organizację i pasję. A gdy jest naprawdę trudno, pomagają mi pokora i dystans do siebie.
Jak się domyślam, ta kombinacja zjednuje Ci sympatię klientów?
– Sympatia nie wystarczy, by sprzedać ubezpieczenie na życie. 100% zaangażowania w sprzedaż to dla mnie wysoki poziom empatii, etyka pracy, profesjonalizm i dyskrecja w kontakcie z klientem oraz nieustanne pogłębianie wiedzy. W ubezpieczeniach relacja budowana jest na dobre i na złe. A może nawet bardziej na złe? Dlatego jest niesłychanie ważne, by klient czuł się bezpieczny i zaopiekowany w każdym momencie.
Gdy stajesz w świetle reflektorów, ludzie widzą w Tobie przede wszystkim sprzedawcę. Ale przecież to tylko jedna strona Twojego zawodowego wizerunku.
– Ponieważ grałem w piłkę nożną, naturalne jest dla mnie stawianie na zespół. Ale nieskromnie powiem, że odkrywam w sobie lidera takiego zespołu, menedżera. Komunikatywnego, kreatywnego, pomocnego, ukierunkowanego na cel. Wiem, skromne to nie jest, ale prawdziwe. Bo ja też jestem prawdziwy.
Gdyby patrzeć przez pryzmat piłki nożnej, to co jest dla Ciebie mistrzostwem świata?
– Tak jak w piłce nożnej – puchar dla drużyny. Spełniłem się już jako sprzedawca, więc teraz czas na budowę jednej z największych struktur konsultantów Prudential w Polsce. Etycznej i rzetelnie wypełniającej swoje obowiązki grupy ludzi z pasją do tego zawodu, z którą mógłbym się dzielić swoim podejściem i praktykami w tym zakresie.
Opis tej roli nazywa się grającym trenerem?
– Zdecydowanie tak. Na pewno pozostanę aktywny na sprzedażowym boisku. Tylko tak będę miał kontakt z klientami i rynkiem. Ale więcej czasu będę spędzał przy linii bocznej, obserwując, korygując, układając strategie zwycięstwa dla moich ludzi. Chcę pomóc drużynie i zobaczyć sukces moich ludzi w Prudential!
Moniko, zamknęłaś rok 2021 4. miejscem w gronie liderów w kategorii sprzedaży struktury bezpośredniej.
Monika Dziobak: – To był mój pierwszy pełny rok w roli menedżera. Chociaż znalezienie się tuż za utytułowaną trójką liderów i przed wieloma osobami z dłuższym stażem uznaję za sukces, to nie ukrywam, że rozbudziło to mój apetyt na medal.
Co oprócz miejsca na podium zaostrza Twój apetyt na sukces?
– Nagrody nie są celem samym w sobie. Jeżeli mówimy o zaostrzaniu apetytu, to solą w pracy są moi klienci i często słyszane podziękowania za to, że zadbałam o przyszłość finansową ich oraz najbliższych. A znaczenia niewątpliwie nadaje jej praca z zespołem. W sprzedaży sukces odnoszą indywidualiści. Inteligentni, ale i emocjonalni. W tym kociołku ciągle bulgocze, ale w takiej mieszance tkwi prawdziwy smak.
Jaką miałaś wizję zespołu, decydując się na ścieżkę menedżerską?
– Wiedziałam, że będę poszukiwać osób, które z pasją, zaangażowaniem, pozytywnym nastawieniem podchodzą do życia i biznesu. I to są cechy wspólne. Poza tym każdy jest inny i przychodzi tu realizować jakieś potrzeby, ambicje, aspiracje, marzenia. A moją rolą jest czasem pomóc im nadać kształt lub biznesowe wymiary i wspierać.
Wsparcie to takie ładne, okrągłe słowo. Ale co się za nim kryje?
– Swoją rolę postrzegam przez pryzmat tego, jak w Prudential nazywany jest menedżer. To LIDER SPRZEDAŻY, który – tak jak w kolarstwie – przyjmuje na siebie największy opór wiatru, osłania kolegów, pozwalając im na maksymalne wykorzystanie potencjału. I tak jest u mnie. Najważniejszy jest dla mnie sukces każdego członka zespołu i to on sprawia mi największą satysfakcję.
Taka gotowość do pomocy w zawodowych zmaganiach pochłania jednak ogromne zasoby energii…
– Tej na szczęście mi nie brakuje. Z przyjemnością zacytuję osoby z mojego zespołu: pewna siebie, pozytywna, zawsze uśmiechnięta, pomocna i wspierająca, zawsze można na nią liczyć, konkretna i konsekwentna. Jeżeli udaje mi się w tej roli pogodzić uśmiech i ciepło z konsekwencją, to chyba wybrałam dobrą ścieżkę kariery.
Zespół jest ważny dla Ciebie. A co z Twoimi marzeniami?
– Chciałabym tak pracować, by moje dzieci patrzyły na spełnioną i zadowoloną mamę. To daje mi siłę do wspierania realizacji ich marzeń. Marzę o tym, by nie zgubić równowagi i ciągle znajdować czas na sportowe pasje. Takie rzeczy „nakręcają” mnie od środka, pozwalają wziąć głęboki oddech i ruszać w kolejny etap zawodowej podróży: zbudować najlepszy zespół w Polsce, wypromować menedżerów w swojej strukturze i być nadal najlepszą konsultantką dla swoich klientów.
Twój sukces to dobry przykład kariery ambitnego człowieka. Co się na nią składa?
Jakub Kubica: – Najpierw była sprzedaż ubezpieczeń. Teraz to jest bardziej służba wobec moich ludzi. Przekonywanie, że sprzedaż to pełnoprawny zawód, że praca w ubezpieczeniach to pełnowartościowa ścieżka kariery. A potem codzienna praca. I szkolenie, aż pewnie staną na nogi.
Jak ich przygotowujesz do tych codziennych zmagań?
– Po pierwsze, jestem codziennie w biurze. Spotykając się, dostrzegamy gorsze i lepsze dni, braki i problemy. Możemy więc wszystko szybko naprawić, poprawić i wtedy jestem spokojny. Organizuję też regularne spotkania i szkolenia, bo sprzedawcy potrzebują energii płynącej z ludzi i od ludzi.
W Twojej strukturze jest już ponad 80 osób. W kraju, w którym ubezpieczenia też są różnie postrzegane. Jak to robisz?
– Kandydat przychodzący do oddziału widzi tętniące życiem zawodowym biuro. Patrzy na ludzi, którzy PRACUJĄ. Widzi warsztaty na sali szkoleniowej. Ma możliwość spojrzenia przez szybę na spotkanie z klientem (czyli klienci SĄ!). Co ważne, to spełnieni, zadowoleni ludzie z mojej struktury zachęcają innych do podjęcia współpracy z nami.
W Twojej strukturze jest coraz więcej menedżerów myślących o rozwoju. Nie boisz się tych awansów?
– 2–3 lata temu się bałem. Tylko wtedy nie do końca rozumiałem, że krótkoterminowa strata finansowa to zysk w dłuższym czasie. Dziś dorosłem do pokazywania ludziom ścieżki awansu, bo mój biznes – a tak patrzę na moją agencję – ciągle się rozwija. A ja razem z nim.
A co jest najtrudniejsze w takim rozwoju?
– Wycofywanie się. Dawanie ludziom przestrzeni do samodzielności. Zaufanie menedżerom, że zrobią coś równie dobrze jak ja, a może nawet lepiej. Chciałbym każdemu dać receptę, co ma robić i jak ma robić. I dopiero, gdy ten ktoś się buntuje, przypominam sobie, jaki sam byłem niepokorny.
Podwójne pierwsze miejsce rok temu, podwójne pierwsze miejsce w tym roku. Co dalej?
– Podwójne pierwsze miejsce w 2023 roku? A na poważnie, chcę nadal rozwijać swoją agencję. Widziałem naprawdę duże struktury Prudential w Azji i te 80 osób, które mam dziś, kiedyś wydawały się nieosiągalne. Dziś, powiedzmy, 200 osób wydaje się nieosiągalne. Ale z takim zespołem to bardzo realne marzenie!