W 2023 r. poszkodowani zgłosili 1,76 mln szkód komunikacyjnych z polis OC i AC, a towarzystwa ubezpieczeniowe wypłaciły 17,9 mld zł odszkodowań z ubezpieczeń komunikacyjnych OC i AC (według danych PIU). Po drogach naszego kraju z roku na rok jeździ coraz więcej samochodów, co ma bezpośredni wpływ na zwiększenie liczby szkód, jak również na rosnące kolejki napraw w warsztatach blacharsko-lakierniczych.
Na koniec 2023 r. w Polsce zarejestrowanych było 27,347 mln samochodów osobowych, czyli o 2,5% (672 tys.) więcej niż na koniec 2022 – zgodnie z danymi podanymi przez IBRM Samar. Aż 7,25 mln samochodów to tzw. martwe dusze, czyli samochody określone w CEPiK jako archiwalne.
Po odjęciu „martwych dusz” nadal w naszym kraju mamy ponad 20 mln aktywnych i na co dzień poruszających się po drogach samochodów, a liczba samochodów osobowych przypadających na 1000 mieszkańców wynosi aż 533.
Już nie ze szwagrem
W naszym kraju mamy aktywnych ok. 6000 warsztatów blacharsko-lakierniczych, czyli teoretycznie na każdy warsztat przypada 293 szkód rocznie, które trzeba naprawić. Oczywiście mam świadomość, że spora część poszkodowanych wybiera wypłatę na podstawie kosztorysu ofertowego i często stara się naprawić samochód we własnym zakresie lub z pomocą znajomego czy kogoś z rodziny, dochodzą szkody całkowite lub w przypadku kosmetycznych uszkodzeń, właściciel postanawia nie naprawiać uszkodzenia.
O ile szkody całkowite były, są i będą, tak samo jak wypłaty kosztorysowe bez naprawy, tak moim zdaniem trend naprawiania we własnym zakresie lub „ze szwagrem” będzie zanikał. Wynika to z coraz nowocześniejszego parku samochodowego i konieczności posiadania odpowiednich narzędzi, wiedzy czy oprogramowania, aby taki samochód naprawić. Tutaj dochodzimy do sedna i tego, że zarówno klienci indywidualni, jak również towarzystwa ubezpieczeniowe, firmy leasingowe czy CFM-y będą musiały zwracać się do zakolejkowanych na dwa–trzy miesiące do przodu warsztatów, aby przyjęły „jeszcze tę jedną naprawę”.
Problemy warsztatów blacharsko-lakierniczych
Uważam, że warsztaty blacharsko-lakiernicze borykają się obecnie z wieloma problemami i mają przed sobą masę wyzwań, jednak stoją również przed wielką szansą. Zaczniemy oczywiście od strony negatywnej i powiemy sobie o problemach.
Jest ich sporo i szczerze podziwiam właścicieli i osoby zarządzające warsztatami blacharsko-lakierniczymi, że udaje im się pokonywać przeszkody i z powodzeniem prowadzić oraz rozwijać swoje biznesy.
Z pewnością jednym z głównych problemów w prowadzeniu warsztatu blacharsko-lakierniczego są lawinowo rosnące koszty energii. Jak wiadomo, w takim warsztacie zapotrzebowanie na energię jest bardzo duże (ogrzewanie kabiny lakierniczej czy narzędzia używane do napraw zużywają bardzo duże ilości prądu). Wzrost rachunków za poszczególne nośniki energii może czasami przyprawić o zawrót głowy: prąd – wzrost o 60–70% (pomimo korzystania z instalacji fotowoltaicznej); gaz – wzrost o 300%; olej opałowy – wzrost o 150%.
Oprócz rosnących kosztów energii bardzo dużym problemem jest również brak blacharzy i lakierników. Niestety system nauczania zawodowego praktycznie nie istnieje i zdecydowana większość szkół zawodowych oraz techników nawet nie uruchamia klas o profilu blacharz-lakiernik. Potencjalni przyszli blacharze i lakiernicy są najczęściej „wrzucani” do klas razem z przyszłymi mechanikami czy nawet kucharzami.
Osobiście uważam, że zarówno blacharze, jak i lakiernicy mają coś z artystów i trzeba włożyć zdecydowanie więcej trudu, czasu i nauki, aby nauczyć się fachu. Z tego względu bardzo mało osób dociera do końca szkoły, a nieliczni, którym się to udaje, często opuszczają nasz kraj i wyjeżdżają na Zachód w poszukiwaniu wyższych zarobków. Właściciele warsztatów często biorą sprawy w swoje ręce, sami finansując klasy w szkołach czy przyuczając osoby do zawodu blacharza czy lakiernika we własnym zakresie – niestety często efekt jest taki sam.
Kolejnym problemem są coraz wyższe ceny zakupu samochodów oraz koszty ich finansowania w związku z utrzymującymi się wysokimi stopami procentowymi. Świadomość klientów jest coraz wyższa i coraz więcej osób oczekuje samochodu zastępczego na okres naprawy – można powiedzieć, że jest to standardem. Dla warsztatów utrzymywanie parku samochodów zastępczych to bardzo duże obciążenie, natomiast obecna polityka klimatyczna UE sprawia, że ceny samochodów rosną i rosnąć będą. Oprócz tego producenci ograniczają gamę modelową i kończą produkcję wielu atrakcyjnych cenowo modeli segmentu A czy B, idąc w stronę dużo droższych modeli z segmentu SUV.
Dołóżmy do tego presję płacową spowodowaną przez inflację, nadal nierozwiązane problemy z dostępnością części zamiennych (przez co czasy napraw i kolejki wciąż się wydłużają), często brak sukcesji i zamykanie się warsztatów niezależnych, konsolidacje w dużych grupach dealerskich, regulacje prawne nakładające coraz więcej obowiązków na warsztaty (w szkodach z OC) oraz nacisk towarzystw ubezpieczeniowych na oszczędności oraz wynik techniczny i otrzymujemy bardzo niekorzystne środowisko do prowadzenia biznesu i funkcjonowania warsztatu.
Jednak z drugiej strony…
Warsztaty, które znajdą sposób na funkcjonowanie w tym środowisku, stoją przed ogromną szansą. W ciągu kilku lat mogą zacząć „rozdawać karty”, dyktować warunki współpracy i będą coraz częściej słyszeć od TU, leasingów i CFM: „Kochane naprawy przyjmij, warsztacie”.
W Innovation Group Poland kładziemy bardzo duży nacisk na współpracę z warsztatami wchodzącymi w skład naszej sieci naprawczej. Jako pierwsza firma na rynku, w 2016 r. z inicjatywy Grzegorza Czekiela powołaliśmy Radę Serwisów, która już od ośmiu lat wspiera nas swoimi opiniami oraz doświadczeniem. Jestem przekonany, że w nadchodzących latach rola Rady Serwisów w funkcjonowaniu IGP pozostanie kluczowa i pozwoli nam lepiej funkcjonować w tym wciąż zmieniającym się i wymagającym rynku napraw powypadkowych.
Lucjan Butrym
dyrektor Obszaru Rozwoju Biznesu
Innovation Group