Do szpitali trafiają ofiary leczenia zdalnego za pomocą telekonsultacji. Lekarze natomiast obawiają się odpowiedzialności za błędy medyczne, szczególnie że w ostatniej z tarcz antykryzysowych zaostrzone zostały kary, a nie uwzględniono specyficzności czasu, w jakim działały placówki medyczne podczas pandemii.
Minister zdrowia i prezes NFZ od kilku tygodni nawołują podmioty lecznicze do otwarcia drzwi dla pacjentów i zmniejszenia liczby teleporad na rzecz wizyt osobistych. Resort zdrowia zadecydował nawet, że szpitale, przychodnie i poradnie specjalistyczne otrzymają już od lipca dodatkowe finansowanie w wysokości 3 proc., które ma zachęcić je do przywracania pełnej dostępności do publicznej służby zdrowia.
Niewykluczone, że rządzący zdają sobie sprawę, jak dramatyczne skutki przyniosło zamknięcie placówek medycznych na czas epidemii i przejście na zdalne leczenie pacjentów. Lekarze bowiem coraz śmielej mówią o „ofiarach epidemii”, ale niekoniecznie tych pacjentach, którzy zachorowali na koronawirusa.
– W szpitalu powiatowym przy zachodniej granicy Polski obserwuję pacjentów leczonych nietrafnie za pomocą telemedycyny. To są także ofiary leczenia przez sanepid, do którego się bezskutecznie zgłaszały, prosząc o wykonanie testów w kierunku koronawirusa. Pomocy ze strony służb się nie doczekały, a sanepid kazał im czekać. W efekcie pacjenci trafiają do szpitali w stanie zagrożenia życia i zdrowia – mówi dr Jacek Miarka, szef Naczelnego Sądu Lekarskiego. Podkreśla, że telemedycyna jest przydatnym narzędziem, ale może być wykorzystywana w leczeniu najwyżej około 20 proc. pacjentów, gdyż reszta powinna być bezpośrednio zbadana przez lekarza.
Medycy obawiają się pozwów ze strony pacjentów. A do prawników już trafiają osoby poszkodowane przez zamknięcie szpitali i przychodni. – Mam przypadek pacjenta, któremu przyjęcie do szpitala uzależniono od wyniku testu w kierunku COVID-19. Chory miał objawy udaru, a w tym przypadku konieczna jest jak najszybsza pomoc. W efekcie diagnoza udaru została postawiona dopiero po blisko 10 godzinach, kiedy wiadomo, że leczenie powinno być wdrożone w ciągu około 4,5 godziny – mówi Jolanta Budzowska, radca prawny specjalizująca się w procesach o błędy medyczne.
Inna grupa chorych, która odczuła skutki zamknięcia placówek medycznych, to osoby z chorobami rzadkimi. W szpitalach są leczeni w ramach programów lekowych, które polegają m.in. na tym, że pacjent się zgłasza i dostaje dożylnie lek. W czasie pandemii wiele szpitali zamknęło się na realizację tych programów, terapia pacjentów została przerwana.
Lekarze walczyli, aby do kodeksu karnego nie weszła nowela art. 37a, wprowadzona do niego niespodziewanie pod koniec czerwca mocą tarczy antykryzysowej nr 4. Ten przepis podwyższa karę za nieumyślne spowodowane śmierci. Po zmianie art. 37a k.k. sąd ma już bardzo ograniczone możliwości wymierzania kary grzywny lub ograniczenia wolności zamiast kary pozbawienia wolności.
Być może wielu lekarzy zechce się powoływać na wypadek ewentualnych pozwów na zwolnienie z odpowiedzialności w czasie epidemii ze względu konieczność leczenia zdalnego.
– Każdy musi być odpowiedzialny za swoją pracę, bez względu na to, w jakich warunkach ją wykonuje. W pewnym zakresie epidemia koronawirusa może dawać szerszą perspektywę wpływającą na ocenę działań personelu medycznego. Jeśli lekarz udziela teleporady, to musi jej udzielić w sposób prawidłowy. Wówczas, gdy stwierdza, że wywiad z pacjentem jest niewystarczający, powinien zlecić dalsze działania – choćby skierować pacjenta na SOR – mówi adwokat dr Agnieszka Zemke-Górecka, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Białymstoku.
Więcej:Prawo.pl z 10 lipca,Katarzyna Nowosielska Patrycja Rojek-Socha, „Lekarze obawiają się kar za błędy popełnione w trudnym czasie pandemii”
https://www.prawo.pl/zdrowie/odpowiedzialnosc-lekarzy…
(KS)