Z powodu rosnącej inflacji luka ubezpieczeniowa stała się ostatnio bardzo modnym tematem, ale jak wiadomo, nie jest to zjawisko nowe. Można powiedzieć, że luka ubezpieczeniowa istnieje tak długo, jak długo istnieją ubezpieczenia.
Jeżeli cofniemy się tylko do początku lat 90. XX w., to przypomnimy sobie, że luka ubezpieczeniowa była wtedy znacznie większa niż dziś. Inflacja przekraczała obecne poziomy, a polisy z sumami opartymi na wartości księgowej netto czy z zakresem ubezpieczenia ograniczonym tylko do ryzyk Flexa plus ewentualnie huragan i powódź były na porządku dziennym. Ochronę Business Interruption (BI) kupowali głównie klienci z kapitałem zagranicznym, a wielu z obecnie funkcjonujących produktów czy klauzul nie było jeszcze w ofercie ubezpieczycieli. Nowoczesny rynek ubezpieczeniowy dopiero powstawał, brokerów na rynku było niewielu, a świadomość ubezpieczeniowa klientów była minimalna. Trudno się więc dziwić, że luka ubezpieczeniowa była wtedy tak znaczna.
W kolejnych latach, wraz z rozwojem gospodarczym, profesjonalizacją branży oraz wzrostem świadomości i tym samym wymagań klientów luka stopniowo malała. Jednak nawet w czasach gospodarczej prosperity i zerowej inflacji nie zniknęła, bo w praktyce trudno sobie wyobrazić jej całkowity brak. Nie jest jednak problemem samo istnienie luki, ale jej wielkość, zarówno w skali rynkowej, jak i u konkretnego klienta.
Czym tak naprawdę jest luka?
Lukę ubezpieczeniową można definiować na wiele sposobów. Patrząc przez pryzmat klienta, można powiedzieć, że jest to różnica pomiędzy tym, co i jak powinien mieć on ubezpieczone (zgodnie ze sztuką), a parametrami ochrony ubezpieczeniowej, którą faktycznie posiada.
Tak więc luka ubezpieczeniowa to nic innego jak „pusta przestrzeń” w ochronie ubezpieczeniowej przedsiębiorstwa. To ochrona ażurowa, płytka, nieadekwatna do potrzeb danej firmy − w danej sytuacji ekonomicznej, rynkowej czy idąc dalej, nawet geopolitycznej. Każdy z tych czynników może przecież rodzić różne dodatkowe potrzeby ubezpieczeniowe, których w normalnej sytuacji nie byłoby albo byłyby mało istotne z punku widzenia bezpieczeństwa firmy i nie wymagałyby transferu do ubezpieczyciela.
Można powiedzieć, że żadna luka w ochronie nie jest problemem, dopóki nie powstanie szkoda ją ujawniająca, ale to nie jest do końca prawda. Mała luka faktycznie nie jest dla klienta istotnym zagrożeniem. Lecz duża stanowi już znaczne ryzyko finansowe dla klientów i jednocześnie stwarza ryzyko wizerunkowe i reputacyjne dla ubezpieczycieli i brokerów. Trudno bowiem oczekiwać, żeby klient był zadowolony, jeżeli nie otrzyma odszkodowania lub będzie ono znacznie niższe od wartości faktycznie poniesionej szkody. Wtedy, jeżeli nawet luka powstała w efekcie świadomej decyzji i wyboru klienta, to „moralna” wina i tak spadnie przecież na ubezpieczyciela i brokera.
Są różne luki, ale ich skutek jest jeden
Luka ubezpieczeniowa to zjawisko znacznie szersze, niż się wydaje. Na rynku można zauważyć tendencję do ograniczania tej problematyki do najbardziej kluczowego jej aspektu, czyli za niskich sum ubezpieczenia czy tylko do ubezpieczeń mienia. A luka ubezpieczeniowa dotyczy znacznie szerszego spektrum.
Traktując temat trochę akademicko, należałoby lukę ubezpieczeniową podzielić na kilka jej rodzajów czy części składowych. Ten najbardziej „popularny” rodzaj nazywam luką wartościową. Występuje ona wtedy, gdy suma ubezpieczenia jest istotnie niższa od wartości ubezpieczeniowej przedmiotu ubezpieczenia, ale również wtedy, jeżeli limity odszkodowawcze, np. kluczowych klauzul rozszerzających, są zdecydowanie za niskie w stosunku do potrzeb konkretnego klienta.
Przy szkodzie częściowej konsekwencją dużej luki wartościowej będzie odszkodowanie obniżone o stopień niedoubezpieczenia – zgodnie z zasadą proporcji (oczywiście z zastrzeżeniem zabezpieczeń ograniczających skutki niedoubezpieczenia, zawartych w OWU i klauzulach dodatkowych). Przy szkodzie całkowitej wypłata zostanie ograniczona do wysokości sumy ubezpieczenia zniszczonego mienia, ale z uwagi na znaczne niedoubezpieczenie odszkodowanie nie pokryje w pełni kosztów odtworzenia czy zakupu nowego mienia.
Kolejnym rodzajem luki, który nadal niestety występuje, jest luka zakresowa. O takiej luce mówimy, gdy klient nie ubezpiecza mienia w pełnym zakresie ryzyk dostępnych w ramach danej polisy lub rezygnuje z określonych rodzajów ubezpieczeń, zapewniających komplementarność ochrony (np. nie ubezpiecza utraty zysku). Konsekwencja takiej luki to oczywiście brak odszkodowania, jeżeli szkoda powstanie na skutek nieubezpieczonego ryzyka czy w wyniku przerwy w działalności.
Dokonując dalszej systematyki, można wyróżnić lukę przedmiotową. Powstaje ona, jeżeli klient nie ubezpiecza całego majątku, tylko wybrane jego składniki lub w BI ubezpiecza tylko jakąś część składową ubezpieczeniowego zysku brutto, np. tylko koszty wynagrodzeń. W biznesie korporacyjnym luka przedmiotowa nie jest już obecnie największym problem, ale nie przeszła jeszcze do historii.
Konsekwencją tej luki będzie oczywiście brak odszkodowania, jeżeli szkoda powstanie w nieubezpieczonym mieniu. A przy szkodzie z BI, odnosząc się do podanego przykładu, pokryte zostaną tylko koszty wynagrodzeń. Reszta kosztów stałych i utracony zysk z działalności oczywiście nie będą podlegać odszkodowaniu.
Ostatnim rodzajem luki, który należy wymienić, jest luka czasowa. Jest ona charakterystyczna dla ubezpieczeń BI i jest skutkiem nieadekwatnej długości maksymalnego okresu odszkodowawczego.
Konsekwencją takiej luki będzie brak pokrycia tej części strat w zysku brutto, które powstały już po wygaśnięciu maksymalnego okresu odszkodowawczego, bo okazał się za krótki i szkoda w zysku nie zmieściła się w jego ramach. Powody nieoczekiwanego wydłużenia się szkody BI mogą być różne, np. zerwanie łańcuchów dostaw i deficyt określonych materiałów potrzebnych do odbudowy czy prowadzenia produkcji po jej wznowieniu, a nawet bardzo niskie temperatury uniemożliwiające prowadzenie budowy.
Nikt nie jest bez winy
Przyczyn powstawania i poszerzania się luki ubezpieczeniowej jest wiele. Głównymi są teraz wysoka inflacja oraz nieprzemijająca chęć klientów do oszczędzania na kosztach ubezpieczeń. Nawet gdy wszystko dookoła drożeje, to klienci chcą wydawać na ubezpieczenia nie więcej niż w roku ubiegłym, a najlepiej mniej. Wpływ na taką sytuację ma również ciągły brak wystarczającej wiedzy klientów na temat konsekwencji niedoubezpieczenia i proporcjonalnego obniżenia odszkodowania. Znaczne działania edukacyjne w tym zakresie podejmują brokerzy, ale nie zawsze udaje się im przekonać klientów do swoich racji.
Prawda jest taka, że kalkulacja ekonomiczna klienta i chęć utrzymania go przez brokera nadal jeszcze wygrywają, chociaż znam brokerów wypowiadających pełnomocnictwa, jeżeli klient nie przyjmuje słusznych argumentów. Takich klientów jest niestety wielu. Nadal jako wartości odtworzeniowe podają kwoty, które mają niewiele wspólnego z wartościami odtworzeniowymi. W przypadku w miarę nowego mienia wartości księgowe brutto „przerabiają” na wartości nowo odtworzeniowe, bo tak jest najprościej – wystarczy przepisać kwoty, a broker nie zawsze ma możliwość, żeby to zweryfikować.
Takie „upraszczanie” stwarza ryzyko niedoubezpieczenia, szczególnie w aktualnych realiach, gdy koszt odtworzenia nawet nowego budynku jest istotnie wyższy już w dniu oddania go do użytku. A szkoda może przecież powstać ostatniego dnia polisy. Wtedy odbudowa będzie miała miejsce w kolejnym roku, kiedy wcale nie musi być taniej.
Również sami ubezpieczyciele przyczyniają się w pewnym stopniu do powstawania luki, stosując wyłączenia i ograniczenia odpowiedzialności. Jest to najczęściej skutek uwarunkowań reasekuracyjnych czy też ostrożnościowej polityki uderwritingowej względem określonych branż szczególnie narażonych na szkody.
Nie ma luki, nie ma problemu
Od kilku miesięcy cała branża prowadzi akcję uświadamiającą, skoncentrowaną na zachęcaniu klientów do przeszacowywania i urealniania sum ubezpieczenia. Na rynku funkcjonują już specjalne kalkulatory przygotowane pod tym kątem. Wszystko to daje konkretne efekty, ale jeszcze dalekie od oczekiwań i problem niedoubezpieczenia nieruchomości i maszyn nadal jest duży.
W przypadku środków obrotowych czy zysku brutto w BI sytuacja wygląda trochę lepiej. Można powiedzieć, że tu sumy z roku na rok podwyższają się same, bo wzrosty cen przekładają się automatycznie na koszty produkcji, a w efekcie na ceny wytwarzanych przez klienta produktów. Rośnie więc obrót, a wraz z nim kwota ubezpieczeniowego zysku brutto kalkulowana na jego bazie. Lecz żeby uniknąć problemów, należy pamiętać o uwzględnieniu planowanych wzrostów w latach kolejnych, adekwatnych do maksymalnego okresu odszkodowawczego.
Według szacunków rynkowych siedmiu na dziesięciu klientów podwyższa sumy ubezpieczenia mienia przy odnowieniu polisy, ale tylko trzech–czterech robi to tak, jak należy, tzn. skutecznie eliminuje ryzyko niedoubezpieczenia i jego skutki.
Z praktyki rynkowej wiemy, że dotychczas konsekwencje luk ubezpieczeniowych były w pewnym stopniu minimalizowane poprzez wypłaty ex gratia. Jednak teraz, w dobie systematycznego spadku rentowności ubezpieczeń korporacyjnych i walki ubezpieczycieli o wyniki techniczne, takie kulancyjne gesty są i będą coraz rzadsze w przypadku braku odpowiedzialności polisowej.
Ubezpieczyciele coraz częściej trzymają się zasady „płacimy uczciwie, ale tylko tyle, ile się należy i kiedy się należy, płacimy tylko za to, za co klient zapłacił składkę”. Dlatego ograniczanie rozmiaru luki ubezpieczeniowej leży nie tylko w interesie klientów, ale także ubezpieczycieli i pośredników, bo wtedy ominie nas wiele problemów i nieprzyjemnych sytuacji.
Zbigniew Jęksa
dyrektor ds. rozwoju ubezpieczeń korporacyjnych
InterRisk