Nie wstydźmy się, że ubezpieczenia to służba

0
902

Pani Olu, nie chcę, żeby to głupio zabrzmiało… – mówi do mnie po wywiadzie szef jednej z ogólnopolskich multiagencji. – Ale chcielibyśmy zrobić coś dobrego. Nie po to, żeby się lansować czy coś… po prostu szukamy pomysłu.

Lubię takie rozmowy i lubię ludzi, którzy szukają pomysłu, żeby zrobić coś dobrego! Wszystko wskazuje na to, że ośrodek dla dzieci i młodzieży po próbach samobójczych „Usłyszeć na czas” znajdzie kolejnych patronów.

Branża ubezpieczeniowa w dużej mierze opiera się na rozmowach na trudne tematy – choroby, śmierć, wypadki, pożary, utrata majątku – to codzienność ubezpieczeniowców.

Umiejętność rozmowy, a przede wszystkim słuchania, to podstawa skutecznej analizy potrzeb. I nie chodzi tu tylko o odfajkowanie ustawowego obowiązku, ale o zrozumienie, w jakiej sytuacji znajduje się siedząca przed nami osoba i jakiej ochrony może realnie w życiu potrzebować.

Technologia może zastąpić człowieka przy większości czynności, ale empatyczne słuchanie wciąż jeszcze przekracza jej możliwości. Czasem przekracza również ludzkie możliwości. Jesteśmy nauczeni branżowego „wymądrzania się”, a tymczasem warto rozważyć perspektywę służby ludziom i firmom.

Być może słowo „służba” brzmi niepokojąco. Masz prawo pomyśleć: „nie zamierzam być niczyim służącym”. Znajomy agent na pytanie, czym się zajmuje, odpowiada: „zabezpieczam rodziny na wypadek trudnych życiowych sytuacji”. Gdy przychodzą pierwsze świadczenia, szybko się okazuje, że ubezpieczenia to nie jakaś abstrakcja, ale przykładowo konkretna suma na leczenie nowotworu. Albo jej brak.

I nie ma nic wstydliwego w tym, że jako branża służymy ludziom i firmom w radzeniu sobie z tym, co trudne do przewidzenia. Nie tylko coś sprzedajemy, ale również służymy.

Aleksandra E. Wysocka