Śledząc dyskusje „zwykłych ludzi” wokół sztucznej inteligencji, można by dojść do wniosku, że nowa technologia stwarza dwa główne zagrożenia dla świata: pozbawi nas miejsc pracy i umożliwi dzieciom oszukiwanie w pisaniu wypracowań.
Co ciekawe, to drugie zagrożenie jest dla wielu osób bardziej złowróżbne, tak jakby to właśnie zdolność do odtwórczego kompilowania treści miała być fundamentem bycia człowiekiem i była dowodem na dobre wykształcenie. Z mojej perspektywy sztuczna inteligencja może spokojnie pastwić się nad dziełami literackimi i dociekać, co też autor miał na myśli. Owszem, niewiele z tego przyjdzie korzyści dla kogokolwiek, ale podobnie jest niestety ze znacznym odsetkiem szkolnych wypracowań.
Bo przecież edukacja powinna w pierwszej kolejności uczyć samodzielnego i krytycznego myślenia, prawda? Zamiast zakazywać korzystania z nowych narzędzi, dobrze by było uczyć młodych ludzi posługiwania się nimi, czyli w pierwszej kolejności zadawania sensownych pytań, na które sztuczna inteligencja ma odpowiadać.
Jeśli chodzi o drugie zagrożenie, czyli eliminację niektórych miejsc pracy, to tu sytuacja jest bardziej złożona. To trochę tak, jak było z historią transportu. Wybaczcie brutalne porównanie. Pojawienie się samochodów w miastach w XIX wieku stopniowo wyeliminowało z rynku pracy osoby, które specjalizowały się w usuwaniu z ulic końskich odchodów, będących produktem ubocznym powozów i dorożek. Teraz podobnie – w pierwszej kolejności zagrożone są powtarzalne, odtwórcze zadania, za którymi mało kto będzie tęsknił, tak jak niekoniecznie tęskniono za czyszczeniem ulic i łajna.
Niektóre zadania i prace znikną? Owszem. Pojawią się jednak nowe. A umiejętność posługiwania się nowymi narzędziami będzie na pewno silną przewagą konkurencyjną na rynku pracy. Nie płaczmy więc nad wypracowaniami, tylko uczmy się zwinnie przemieszczać w nowym świecie.
Aleksandra E. Wysocka