Wszechobecne reklamy muszą zwrócić się w marży i opłatach, a łaska pośrednika na pstrym koniu jeździ. Dlatego kiedy klient przychodzi do banku po „hipotekę”, to jedyne, co może mu przeszkodzić w uzyskaniu kredytu, to zdolność kredytowa.
Nie ma tu miejsca na dłuższą rozmowę o prawidłowym zabezpieczeniu polisami życiowymi, rzetelną ankietę czy badania medyczne. „Życiówka” ma nie przeszkadzać.
Jeśli jednak jako agenci pozostawimy klienta na łaskę i niełaskę ubezpieczenia bankowego, ten uproszczony proces może zemścić się na nim w różnoraki sposób.
Pre-ex
Podstawowym mechanizmem upraszczającym zawarcie umowy jest wyłączenie odpowiedzialności za zdarzenia spowodowane chorobami istniejącymi już przed wzięciem kredytu. Choć przede wszystkim ma to zapobiegać nadużyciom, to potrafi uderzyć też w przestrzegających zasad społecznych kredytobiorców. Boleśnie przekonała się o tym rodzina spod Tarczyna. (Nazwy miejscowości zmienione.)
Wzięli oni kredyt hipoteczny zabezpieczony polisą z „pre-exem”. Pani zmarła na złośliwego raka piersi, a towarzystwo odmówiło wypłaty, zgodnie z prawdą wskazując, że klientka kilka lat temu miała już niegroźną łagodną zmianę nowotworową. Fakt, że została ona całkowicie wyleczona zabiegiem chirurgicznym i że zmiany nie pojawiały się przez kilka lat, później nie miał tu znaczenia.
I tak za mało
Polisa może być jednak problemem nawet wtedy, kiedy działa. Usypia bowiem czujność klienta, który jest przekonany, że kredyt „jest zabezpieczony”. Klient z Warki miał nawet więcej niż jedno ubezpieczenie: poza polisą bankową chroniony był również umową grupową w pracy. Dlatego też, gdy urodziło mu się chore dziecko i żona zrezygnowała z wykonywania zawodu, by się nim zajmować, nie widział potrzeby dodatkowego zabezpieczenia. Gdy zachorował na nowotwór złośliwy, otrzymał wypłatę za wystąpienie poważnej choroby (kilka tysięcy złotych). Radioterapia i postępująca choroba spowodowały jednak u niego niezdolność do pracy. Otrzymał drobną wypłatę z tytułu niezdolności, a umowa grupowa została rozwiązana.
Po śmierci ubezpieczenie bankowe zadziałało, ale tylko częściowo spłaciło dług. Gdy przystępował do kredytu, suma, już wtedy obejmująca tylko saldo kredytu, została rozłożona pomiędzy dwoje małżonków. Później jednak to tylko on pracował. Wdowa została z chorym dzieckiem, połową długu i brakiem zdolności kredytowej.
Wyłączenia zawsze wrogiem
Wiadomo, że ubezpieczenie bankowe z reguły ma więcej wyłączeń niż indywidualne, ponieważ częściowo zastępują one brak pełnej ankiety medycznej. Życie pisze różne scenariusze, a ten przypadek sprawił, że w pierwszej kolejności zacząłem wątpić, czy naprawdę miał miejsce.
Kredyt hipoteczny został wzięty przez małżeństwo z Pomorza. Głównym kredytobiorcą i dostawcą zdolności był mąż, marynarz. Podczas rejsu na Morzu Śródziemnym z nieustalonego powodu doszło u niego do zatrzymania akcji serca i zgonu. Statek zawinął do najbliższego portu, a ciało zostało zapakowane w cynkową trumnę i wysłane samolotem do kraju. Procedura nakazuje dokonanie sekcji zwłok. W ramach badań toksykologicznych wykazano alkohol we krwi, mimo że sam zmarły nie był znany z picia, a jego koledzy zaznaczali, że nie pili alkoholu na statku. W świetle wyłączenia w polisie bankowej odmówiono wypłaty świadczenia.
Gdzie tu kontrowersja? Otóż, jak wskazują sami patomorfolodzy, ciało wystawione na procesy gnilne może wytwarzać alkohol samoistnie. Praca naukowa pt. Alcohol in decomposed bodies: postmortem synthesis and distribution opublikowana w listopadzie 1993 r. w amerykańskim „Journal of Forensic Sciences” wskazywała, że na 268 przebadanych ciał w 117 przypadkach zachodziła pewność lub podejrzenie, że alkohol pojawił się samoistnie, a zbadane stężenie wynosiło średnio 0,6 promila. Czy wspomniany klient podczas transportu stał się ofiarą tego zjawiska i czy rodzina wybroniła się w sądzie, już się nie dowiedziałem.
Pani nie jest stroną
Ubezpieczenie kredytowe zwykle ma formę grupową, gdzie ubezpieczającym jest bank i to on formalnie jest właścicielem polisy. Małżeństwo z Wrocławia kupowało mieszkanie. Wiedząc, że zdolność i tak pochodzi tylko od małżonka, kredyt wzięli wyłącznie na niego. Po śmierci kredytobiorcy towarzystwo odmówiło spłaty, powołując się na argument pre-ex: pan dwa lata przed wzięciem kredytu był dwa razy u kardiologa. Wizyty były profilaktyczne, nie zdiagnozowano u niego żadnych schorzeń i nie leczył się. Wystarczyło to jednak, aby zaliczyć odmowę.
Stanowisko zakładu mogłoby ulec zmianie w postępowaniu reklamacyjnym, zwłaszcza że przesłanka była krucha. Wdowa zgłosiła się więc do towarzystwa, ale jej wniosek nie został nawet przyjęty, ponieważ formalnie nie była stroną umowy – kredyt był tylko na zmarłego, polisa należała do banku, a małżeństwo miało rozdzielność majątkową. Gdy skierowała pismo do banku, również dostała odmowę: formalnie bank nie miał obowiązku prowadzenia postępowania w jej imieniu. Klientce pozostało złożyć do sądu wniosek o ustalenie jej interesu prawnego w sprawie, jeszcze zanim zakończy się postępowanie spadkowe.
Było i nie ma
Rynek bankowy nie jest statyczny – banki łączą się albo dzielą. Nie zawsze do przekształceń dochodzi bezobjawowo dla klienta. Gdy jeden z warszawskich klientów przystępował do kredytu hipotecznego, warunkiem jego udzielenia było przedstawienie cesji ubezpieczenia na bank lub przystąpienie do oferty grupowej. Wybrał to drugie ze względu na łatwość i stosunkowo niską cenę. Kredyt był regularnie spłacany, nawet gdy klient trochę podupadł na zdrowiu i potrzebował przejść zabieg na zastawkach serca. Rok po tym bank został sprzedany i podzielony.
Klient dowiedział się, że jego ubezpieczenie bankowe będzie kończyło się z kolejną jego rocznicą, ale to nie zwalnia go z obowiązku ubezpieczania się na życie. W obliczu braku zdolności ubezpieczeniowej klientowi pozostało albo przenieść kredyt do innego banku, ponosząc koszty, albo zataić swoją chorobę przed ubezpieczycielem z rynku.
Michał Mazurek
starszy regionalny koordynator
Działu Ubezpieczeń na Życie i Ubezpieczeń Zdrowotnych
Phinance