Rozmowa z Łukaszem Wawrzeńczykiem, prezesem Grupy Profika
Aleksandra E. Wysocka: – Na polskich ulicach widać coraz więcej specjalistycznych aut zastępczych…
Łukasz Wawrzeńczyk: – My dbamy, żeby naszych aut nie było widać! Zdecydowanie stawiamy na neutralność. Ciągnik siodłowy czy „dostawczak” to nie słup ogłoszeniowy. Klienci wolą neutralne pojazdy, i to jest dla nas decydujące, nawet jeśli przez to rezygnujemy z dodatkowej reklamy.
Uważam, że w tej branży nie należy się skupiać na autopromocji, ale na profesjonalizmie. Żeby odpowiedni pojazd jak najszybciej dotarł do poszkodowanego, pozwalając mu na powrót do działań biznesowych.
Czy pandemia wpłynęła na zmniejszenie liczby szkód, które skutkują wynajmem specjalistycznego pojazdu zastępczego, takiego jak samochód dostawczy czy ciągnik siodłowy?
– Tak było na samym początku pandemii, jednak z czasem liczba szkód wróciła do normy. Zauważam inny trend. Zarówno ubezpieczyciele, jak i ich klienci bardzo uważnie kalkulują wszystkie koszty. To zrozumiałe, tylko trzeba zawsze uważać, żeby oszczędności nie były kosztem jakości usług.
W assistance, szczególnie specjalistycznym, liczy się terminowość i precyzja. Dla klienta to oznacza możliwość szybszego powrotu do działalności biznesowej. Z perspektywy ubezpieczyciela wysoka jakość assistance to wysoka satysfakcja klienta. Szkoda jest momentem, gdy klient mówi „sprawdzam”. Jeśli ubezpieczyciel ma odpowiedniego partnera, to zda ten egzamin.
Wysoka jakość wcale nie oznacza, że ubezpieczyciel musi przepłacać. My postawiliśmy na bardzo przejrzysty cennik skonstruowany zgodnie z zasadą „płacisz za to, z czego faktycznie korzystasz”. I to jest fair.
Zasady fair play powinny obowiązywać wszystkich uczestników rynku. Czasem się jednak zdarza, że dochodzi do wyłudzeń. Czy fraudy to duży problem?
– Największym problemem są zawsze niewykryte fraudy! Ich koszt trudno oszacować, nawet w przybliżeniu. Nasze wieloletnie doświadczenie pozwala istotnie zminimalizować prawdopodobieństwo przeoczenia „fikcyjnej” szkody. Wiemy też ze znacznym prawdopodobieństwem, czy klient powinien otrzymać taki specjalistyczny pojazd zastępczy, o jaki wnioskuje. Nie zawsze tak jest. Nasza wiedza przydaje się ubezpieczycielom w kontaktach z poszkodowanymi.
Dodam coś, co powinno być zupełnie oczywiste, ale na naszym rynku niestety nie jest. Nie handlujemy roszczeniami. Nie współpracujemy z kancelariami odszkodowawczymi. Według mnie to po prostu nie byłoby fair. Chwilowy zysk nie jest wart utraty wiarygodności i naruszenia zaufania, jakie wypracowaliśmy z ubezpieczycielami.
To podejście wynika też z faktu, że jesteśmy firmą rodzinną, której zależy na wieloletnich relacjach opartych na partnerstwie i zaufaniu. Nie jesteśmy zależni finansowo od żadnego zewnętrznego inwestora i nie musimy dążyć do zysku za wszelką cenę.
Ubezpieczyciele cenią nas również za elastyczność i umiejętność błyskawicznego dostosowywania się do zmieniających się warunków rynkowych.
Jakie macie plany biznesowe na ten rok?
– Dalszy rozwój, ale zawsze oparty na dostarczaniu istotnej wartości biznesowej naszym partnerom. Jeszcze raz podkreślę, że planujemy zawsze w dłuższej perspektywie. W ubiegłym roku podpisaliśmy kilka istotnych umów z największymi graczami na rynku, ale wciąż widzimy dalsze pole do rozwoju.
Chcemy, żeby nasza firma była dla ubezpieczycieli synonimem rzetelnego, obopólnie korzystnego biznesu, opartego na jasnych zasadach i wzajemnym zaufaniu.
Dziękuję za rozmowę.
Aleksandra E. Wysocka