Jedno z najczęstszych narzekań menedżerów, jakie słyszę, dotyczy problemu niskiego zaangażowania współpracowników. Osoby zarządzające mają wrażenie, że wszystko jest na ich głowie. Muszą myśleć za swoich ludzi, dawać im zadania i kontrolować, czy zostały właściwie wykonane.
Panuje ogólna opinia, że pracownik daje z siebie tylko to, co musi. Niedawno usłyszałem od jednego znajomego, który prowadzi dwie partnerskie placówki bankowe, że zawiódł się na swoim pracowniku, który pracuje u niego 12 lat. Otóż jak co miesiąc otrzymują listę klientów, do których muszą zadzwonić z propozycją kredytu lub innej usługi bankowej. Oczywiście, z założenia, te telefony powinien wykonywać pracownik w placówce. Ma za zadanie każdego dnia wypełnić odpowiedni formularz z informacją, ile telefonów wykonał i co z tego wyszło.
Mojego znajomego coś tknęło w środku (może szósty zmysł) i porównał bilingi z wypełnionymi przez pracownika dziennymi raportami. Okazało się, że wykonywał około 10% tego, co zaznaczał w raporcie. Mój znajomy całkowicie stracił zaufanie do swojego pracownika i obecnie ciągle go kontroluje, obawiając się powtórki z rozrywki. Co więcej, zadzwonił do kilku osób, które również prowadzą placówki partnerskie. Jego przygoda skłoniła je do sprawdzenia pracowników i okazało się, że każdy ma podobną sytuację.
Warto również dodać, że pracownik, oprócz podstawowej pensji ma możliwość odbioru premii, którą wylicza się na zasadach prowizji od całkowitej sprzedaży kredytów w danym miesiącu.
Oczywiście nie jest to sytuacja beznadziejna. Po to istnieje stanowisko menedżera, żeby właśnie pomagać pracownikom w osiągnięciu wysokiego stopnia zaangażowania w pracę.
Wracając do opisanego przypadku, zastanówmy się, co można by było zrobić, żeby zmienić nastawienie pracownika.
Zacznijmy od stwierdzenia, że negatywne podejście do zadań wypływa głównie z tego, że są odgórnie narzucane. Pracownik w żadnym stopniu nie uczestniczy w planowaniu swojej pracy, po prostu dostaje zadanie do zrobienia i każdy menedżer zakłada, że będzie ono zrealizowane.
Na każdym etapie naszego życia możemy odnaleźć liczne przykłady narzucanych zadań, które traktowaliśmy jak zło konieczne i kombinowaliśmy, jak się z nich wymiksować lub zrobić je na odczepnego. Poczynając od pracy domowej, na sprzątaniu swojego pokoju kończąc. Niestety co nie płynie z wewnętrznej potrzeby, zawsze będzie miało charakter czegoś, do czego się nas zmusza. Żeby zmienić taką sytuację, trzeba zacząć od zmiany świadomości.
Jeśli zacznie nam na czymś zależeć, to naturalnie będziemy dążyli do spełnienia swojej potrzeby. Jeśli ktoś pragnie zostać lekarzem, przygotowuje się do matury wielokroć intensywniej od tych, którzy chcą iść na studia, bo tak wypada. Jeśli chłopak poznał nową dziewczynę i dziś ona przychodzi do niego z wizytą, to on wysprząta swój pokój tak, że rodzice osłupieją. Wszystko zaczyna się od pragnienia i celu, który z niego wynika.
Jestem prawie pewien, że pracownik mojego znajomego żyje z miesiąca na miesiąc i nie ma określonych celów, do których dąży. W sytuacji, kiedy dostał zadanie będące trudnym i czasochłonnym wyzwaniem, robił wszystko, żeby się z niego wywinąć. W końcu otrzymuje pensję, a premia i tak pojawia się dzięki tym klientom, którzy sami przyszli do placówki (na marginesie, miesiąc, w którym wydarzyła się ta historia, był rekordowym pod względem realizacji planu sprzedażowego).
Brak celu zawsze spowoduje minimalne zaangażowanie. Dlatego tak ważna w pracy jest ścieżka rozwoju i menedżer, który umie do niego pobudzić swoich podwładnych.
Rozmawiajmy zatem ze współpracownikami o ich celach i pragnieniach. Ile chcą zarobić, na co mogliby wydać zarobione pieniądze, co planują kupić w tym roku, gdzie wyjechać na wakacje, jaki prezent na osiemnaste urodziny zafundować swojemu dziecku.
W momencie, kiedy pobudzone są pragnienia, pojawia się motywacja do działania. Taka osoba wręcz sama będzie kreowała pomysły związane z jej stanowiskiem pracy, które pomogą jej osiągnąć pożądane cele.
Jeśli już uda nam się rozbudzić motywację pracownika, najlepszym rozwiązaniem byłoby podzielenie się władzą. Dalej zadania narzucone będą narzucone. Dlaczego w takim razie nie oddać, choćby częściowo, inicjatywy w ręce współpracownika. Jeśli będzie chciał dodatkowo zarobić w danym miesiącu 2 tys. zł, zamiast od razu wrzucać na stół własne pomysły, zapytaj go o to, jaki ma pomysł na realizację swojego celu. Może się okazać, że stwierdzi dokładnie to, co chciałeś mu powiedzieć. Dzięki temu to będzie jego zadanie, a nie narzucone.
Rozmawiałem kiedyś z taksówkarzem, który podwoził mnie na lotnisko i zapytał, którą drogą chcę jechać. Odpowiedziałem, żeby wybrał, a on przedstawił dwie alternatywy i „zmusił” mnie do dokonania wyboru. Kiedy podczas jazdy spytałem go, dlaczego tak robi, stwierdził, że dla świętego spokoju. Gdyby to on wybrał drogę i wpadlibyśmy w korek spowodowany wypadkiem, to wina byłaby jego. Kiedy to ja wybrałem daną trasę, on ma większy spokój w pracy, ponieważ jak to określił – „klient się nie rzuca”.
Adam Kubicki
adam.kubicki@indus.com.pl