Bydło, pastuch i polisa – zagadka czternastu buhajów

0
860

Zaledwie kilkanaście godzin. Tyle minęło od momentu zawarcia polisy do zdarzenia, które miało pochłonąć życie 14 dorodnych buhajów. Elektryczny pastuch, rzekome porażenie prądem i ogromne straty hodowcy.

Brzmi jak dramat rolnika, ale dla śledczych – jak gotowy scenariusz do sprawdzenia, czy ktoś nie próbuje ugrać zbyt wiele na ubezpieczeniu.

Krowy padły, a polisa była świeża

Zgłoszenie wyglądało poważnie: 3 sierpnia 2022 r. o 7:30 w gospodarstwie w Przęsinie padło 14 sztuk bydła. Przyczyną miał być elektryzator, który „śmiertelnie poraził zwierzęta”. Hodowca, pan Krzysztof M., miał polisę chroniącą jego stado. Problem w tym, że umowę ubezpieczenia zawarł… 2 sierpnia o 20:40, czyli zaledwie kilkanaście godzin przed tragedią.

Czy to przypadek? A może wyjątkowy pech – albo wyjątkowy zbieg okoliczności?

Ślady w gospodarstwie

Detektyw wynajęty przez ubezpieczyciela rozpoczął pracę od przesłuchań. Rozmawiał z właścicielem, jego rodziną oraz weterynarzem. Zeznania nie były jednoznaczne.

Elektryczny pastuch, który miał być źródłem porażenia, znajdował się w gospodarstwie od dawna. Jednak nikt wcześniej nie zgłaszał problemów z jego działaniem. Co więcej – oględziny miejsca nie wykazały typowych śladów po przepięciu czy zwarciu.

Czy rzeczywiście mogło dojść do porażenia prądem? A jeśli tak – dlaczego tylko część zwierząt padła, a inne wcale nie ucierpiały?

Opinia ekspertów: nauka kontra narracja

Do sprawy włączyli się naukowcy z SGGW, którzy przeanalizowali dokumentację. Ich raport wskazywał jasno: polisa została zawarta tuż przed zdarzeniem, zakres ochrony obejmował także nietypowe ryzyka, a same okoliczności porażenia prądem nie miały jednoznacznego potwierdzenia.

Krótko mówiąc: to, co zgłaszał hodowca, nie musiało być zgodne z rzeczywistością.

Pytania bez odpowiedzi

Czy padnięcie bydła było rzeczywistym nieszczęśliwym wypadkiem? Czy ktoś wykorzystał system ubezpieczeń, aby przerzucić straty – albo nawet je upozorować? Dlaczego tak perfekcyjnie zbiegły się w czasie moment zawarcia polisy i dramatyczne zdarzenie?

Jedno jest pewne: dla ubezpieczyciela była to sprawa, w której każdy szczegół miał znaczenie. Bo gdy stawką są setki tysięcy złotych odszkodowania, granica między nieszczęśliwym wypadkiem a próbą wyłudzenia bywa wyjątkowo cienka.

Takie historie pokazują, jak ważna jest ścisła współpraca zakładów ubezpieczeń z detektywami i ekspertami technicznymi. To oni, pracując ramię w ramię, oddzielają fakty od fikcji, przypadek od celowego działania – i chronią rynek przed nadużyciami.

Marcin Markowski
prezes zarządu
Biuro Bezpieczeństwa Biznesu ALFA Sp. z o.o.
marcin.markowski@bbbalfa.com