Budowanie profesjonalnej marki osobistej wymaga podejmowania ciągłych wyzwań. Gdy w czasie pandemii w internecie zaczęło się robić tłoczno, by wyróżnić się z tłumu, rozpoczęłam nową przygodę związaną z tworzeniem materiałów na YouTube, trudną sztuką przeprowadzania wywiadów (również na żywo), jak i oswajaniem lęku przed przemówieniami publicznymi (nie tylko po polsku!).
Była to droga wyboista, ale i bardzo rozwojowa. Idę nią nadal, a moja marka osobista jest dziś mocna jak nigdy wcześniej.
Marka osobista – marka wyjątkowa
Po co nam marka osobista? By pracować mądrze, ale nie ciężko. Cenię sobie harmonię między życiem zawodowym a prywatnym, więc już kilka lat temu, zanim w sieci zaczęło robić się tłoczno, zaczęłam budować profesjonalny wizerunek, oparty w dużej mierze na działaniach internetowych. Dziś marka osobista wykonuje za mnie lwią część pracy promocyjnej.
W postpandemicznym świecie, gdy większość zawodowych aktywności przenieśliśmy w tryb online, znaczenie marki osobistej ogromnie wzrosło. Z jednej strony przewagę miały i mają marki budowane od dawna, stabilne i wiarygodne. Z drugiej – zewsząd jak grzyby po deszczu wyrastają nowe, nad których rozwojem czuwają zespoły profesjonalnych PR-owców, copywriterów i grafików. By wyróżnić swoją markę, znów trzeba zrobić coś inaczej niż cała reszta.
Przez kryzys do rozwoju
Sytuacja kryzysowa popycha nas często do przekroczenia własnych granic, więc i do rozwoju. W moim przypadku oznaczało to oswojenie nowych narzędzi komunikacji. Moja pierwsza „odezwa” w formie wideo skierowana do doradców i agentów miała miejsce w początkach pandemii, gdy zamknięci w domach pogrążaliśmy się w czarnych myślach. Bez profesjonalnego sprzętu, z telefonem ustawionym na stercie książek i duszą na ramieniu przystąpiłam do kilkunastu prób nagrania czegoś, co bez wstydu mogłabym wypuścić w świat.
Skoczyłam na głęboką wodę, ponieważ wiedziałam, że to ważne. W całym kraju moje koleżanki i koledzy po fachu próbowali odnaleźć się w nowej sytuacji. Chciałam dać od siebie coś wartościowego, więc udostępniłam nagranie, w którym po prostu opowiedziałam, w jaki sposób teraz pracuję, które rozwiązania się u mnie sprawdzają.
Byłam pionierką, działałam bez przygotowania. Wizerunkowo sporo ryzykowałam, jednak było warto. Gratulowano mi nie tylko pomysłu, ale i odwagi. Dziękowano za sprawdzone, konkretne rozwiązania. Mój strach z każdym kolejnym nagraniem ustępował miejsca satysfakcji, płynącej z przekazywania ludziom wartościowych treści. Z czasem podszkoliłam warsztat „youtuberki”, wytrenowałam dobrą dykcję i opanowałam odpowiednią mowę ciała. W nowej roli czułam się coraz pewniej. Marka osobista budowała się „przy okazji” autentycznego zaangażowania.
Działaj pomimo strachu
Gdy opanowałam tworzenie filmów w domowym zaciszu, przyszedł czas na kolejne kroki – internetowe rozmowy na żywo, prowadzenie wywiadów z ekspertami. Każda z tych nowych ról wywoływała we mnie mnóstwo stresu, jednak największym generatorem strachu i jednocześnie przełomem były występy przed dużą publicznością.
Jeśli nie macie w planach wystąpień przed setkami osób, podpowiem, że ja też nie miałam. Na początku mojej zawodowej drogi zabranie głosu podczas zebrania w gronie kilku osób sprawiało, że się zacinałam i czerwieniłam jak burak. A jednak zaczęłam przygodę ze speechem na scenie, najpierw przed niewielką, a potem coraz większą publicznością. Wiedziałam, że dla mojej marki osobistej to ogromny krok naprzód.
Stawianie sobie wyzwań głęboko nas zmienia. Wydobywa z nas umiejętności, o które się nie podejrzewaliśmy. Moja droga od zestresowanej i roztrzęsionej Kasi do tej, która dziś na scenie w ogóle nie pokazuje po sobie stresu, nie była łatwa, ale pokonywanie własnych ograniczeń dało mi coś bezcennego – pewność siebie. Cieszę się, że moi klienci (obecni i potencjalni) mają możliwość śledzenia tej przemiany. Widzą wtedy we mnie człowieka z krwi i kości, który popełnia błędy, jednak nie poddaje się w dążeniu do bycia lepszą wersją siebie.
Lek na strach? Autentyzm
Sieć umożliwia interakcje na nieograniczoną skalę. Wszystko, co publikujemy, może zostać natychmiastowo skomentowane. Może to budzić zrozumiałe obawy. Na ten lęk istnieje jeden lek – autentyzm. Najważniejsze jest dla mnie, by mój wizerunek w sieci był autentyczny, budowany świadomie i konsekwentnie. Płyną z tego konkretne korzyści. Jak w życiu – jeśli będziemy zachowywać się nieprofesjonalnie, możemy zostać skorygowani – mniej lub bardziej dosadnie. Na hejt trzeba sobie „zasłużyć”. Co może się stać, gdy w sieci mówimy dokładnie to, co na żywo? Cóż, jedni nas polubią, inni nie. Jednych do siebie przekonamy, innych niekoniecznie. Strach wyparuje, gdy nauczymy się rozsądnie formułować swoje komunikaty.
Umiejętnie budowana marka osobista w sieci może przemówić skuteczniej niż my sami. Było tak z jedną z moich klientek. Przekonana, że każdy doradca ubezpieczeniowy to naciągacz, za nic nie chciała umówić się ze mną na spotkanie. Poprosiłam wtedy, byśmy przerwały rozmowę i by wyszukała mnie w internecie. Moja sieciowa marka w ciągu kilku minut poradziła sobie z wszystkimi jej obiekcjami. Nikt, kto przeczyta, że należę do niespełna 1% najlepszych doradców ubezpieczeniowych na świecie i jestem specjalistką w swojej dziedzinie, nie przejdzie wobec tych faktów obojętnie. Klientka oddzwoniła do mnie z zupełnie innym nastawieniem, umówiłyśmy się na spotkanie.
Efekty cię zaskoczą
Cieszę się, że w odpowiednim momencie skoczyłam na głęboką wodę, sięgając po zupełnie nowe kanały komunikacji. Wystawiłam się na krytykę, ale i usłyszałam mnóstwo ciepłych słów, także od osób spoza branży. Takie działania jak żadne inne pokazują naszym potencjalnym klientom, kim naprawdę jesteśmy i na co nas stać.
Obecnie coraz częściej to nie ja szukam kontaktu z klientami, ale oni sami go poszukują. Coraz chętniej też udzielają mi rekomendacji. Myślę, że ludzie docenili to, że budując swoją markę, odważyłam się być sobą. Do czego i was zachęcam, bo jestem zdania, że inna droga zwyczajnie nie ma sensu.
Katarzyna Pilczuk
prezeska PSRDU, członkini MDRT