Sezon jachtowy chyli się ku końcowi. Z dnia na dzień żagli na horyzoncie będzie coraz mniej, a i potężne (wielo)litrowe jednostki jachtów motorowych słychać będzie coraz rzadziej. I choć śpiew studentów i dźwięk ich gitar słyszeć będziemy jeszcze we wrześniu, to powoli można rezerwować stanowisko do zimowania i termin slipu.
W ostatnim moim artykule dzieliłem się z tobą, drogi czytelniku, przypadkami „ciężkimi” z likwidacji szkód w jachtach (GU nr 30). Jednostka, która zatonęła na skutek uderzenia skutera wodnego czy uszkodzenia kadłuba innego skutera. Sprawy rzadkie i technicznie skomplikowane.
Dlatego dziś opowiem o szkodach, jakie występowały dotychczas najczęściej w tym sezonie. Jest to forma uzupełnienia informacji, które miałem przyjemność przedstawić podczas webinaru na żywo pt. „Jaka szkoda” realizowanego przez „Gazetę Ubezpieczeniową” we współpracy z Crawford Polska. (link do webinaru: https://bit.ly/32Y3QjC)
Problem 1: Złamany maszt
Moje doświadczenie pokazuje, że najczęstszy typ szkody na jachcie żaglowym to złamany maszt – i nie jest to tegoroczne odkrycie. Poprzednie lata także były zdominowane przez tego typu zdarzenia. Jak do nich dochodzi?
Najczęściej podczas składania masztu „na biegowo”. Załoga zbliża się do przeszkody typu most czy kanał, którego pokonanie wymaga złożenia masztu. Sternik – steruje, pozostali – składają maszt bez zatrzymania jachtu. Dochodzi do falowania (co biorąc pod uwagę wycieczkowce czy jachty motorowe zwalniające lub właśnie rozpędzające się przed przeszkodą nie jest trudne), załogant odpowiedzialny za linę do opuszczania masztu (fał talii bramki) wypuszcza tę linę, a maszt upada (oby na podporę, a nie na głowy załogantów), co powoduje jego złamanie tuż za linią podpory.
Efekt: przerwany urlop, przymusowy powrót do portu, czas oczekiwania od dwóch do kilku dni (zależnie od dostępności części w sklepie i możliwości wymiany elementów ze starego masztu).
Przyczyna: najczęściej pośpiech i brak uwagi.
Jak uniknąć: przed podejściem do przeszkody, która wymaga złożenia masztu, polecam odpłynąć od szlaku, w miarę możliwości znaleźć osłonięte miejsce, rzucić kotwicę i pozwolić, aby jacht się ustabilizował (obrócił dziobem do wiatru czy falowania). Dopiero wtedy, z zachowaniem zasad bezpieczeństwa, złożyć maszt, zabezpieczyć go na podporze i pokonać przeszkodę.
Cała operacja – choć brzmi jak masa czasu – zajmie 20–30 minut, a pozwoli zminimalizować ryzyko utraty dni drogocennego urlopu!
Średni koszt szkody: ok. 1800 zł wzwyż – zależnie od modelu jachtu.
Problem 2: Przekładnia napędowa
Oto drugi najczęstszy przykład szkody – tym razem na jachcie motorowym. Konstrukcja jachtu motorowego – czyli napędzanego wyłącznie silnikiem (wbudowanym lub zaburtowym) zakłada przeważnie, że najniższym (znajdującym się najgłębiej) elementem jest właśnie przekładnia napędowa zakończona śrubą. Dlatego wszelkie przypadki spotkań jednostki z dnem kończą się uszkodzeniami tego elementu, a nie kadłuba jachtu.
Najczęstszy opis okoliczności zdarzenia: „W trakcie płynięcia po (tu nazwa jednego z mazurskich jezior) doszło do nagłego uderzenia w przeszkodę podwodną (lub uderzenia w dno). Po zdarzeniu uruchomiliśmy ponownie silnik i powoli spłynęliśmy do portu, bo cała łódź wpadała w wibracje”.
Po dopłynięciu do portu i podniesieniu jachtu z wody okazuje się, że śruba napędowa jest wyszczerbiona, a obudowa przekładni uszkodzona mechanicznie. Po rozmontowaniu i analizie układu wałków i zębatek następuje ich kwalifikacja do dalszego użytku – m.in. przy użyciu specjalistycznej aparatury pomiarowej.
Efekt: konieczność przerwania urlopu, wyjęcia jachtu z wody, demontażu i rozmontowania przekładni, następnie zamówienia odpowiednich podzespołów (poszczególnych zębatek czy wałków) lub całej przekładni – zależnie od zakresu uszkodzeń i zasadności ekonomicznej dla naprawy.
Czas naprawy: od kilku do kilkunastu dni – zależnie od dostępności części zamiennych.
Przyczyna: niestety tak jak w przypadku masztów, przyczyną uszkodzeń przekładni jest często brak uwagi. Użytkownicy nie zawsze uruchamiają echosondę, nie ustawiają alarmu na wypadek przekroczenia głębokości granicznej lub zwyczajnie ignorują powiadomienia („przecież w zeszłym roku tu płynęliśmy bez problemu”), a poziom wysokości wód to rzecz zmienna…
Jak uniknąć: przede wszystkim uważając i uruchamiając aparaturę pomiarową na jachcie. Czy wchodząc w zakręt, którym jechaliśmy rok wcześniej tym samym samochodem, analizujemy warunki na drodze? Tak – mogła pojawić się dziura, zakręt mógł być nieco inaczej wyprofilowany, w końcu mój samochód mógł ulec niewielkim – ale znaczącym – zmianom w parametrach technicznych, co będzie mieć wpływ na przebieg pokonywania zakrętu.
Podobnie jest na jachcie: woda może być płytsza, przekładnia mogła być inaczej wytrymowana, mogłem mieć mniejsze obciążenie bagażami. Tak jak nie jeździmy samochodem „na pamięć”, tak też nie pływajmy „na pamięć”.
To wszystko ma ogromne znaczenie. Po co marnować czas na naprawy w porcie, jeśli można pływać w słońcu?
Tego właśnie tobie, drogi czytelniku, życzę. Mniej przymusowego czasu w porcie, a więcej na wodzie!
Bartosz Pudełko
specjalista Crawford Polska