Skąd się wzięła luka?

0
1287

Luka to coraz częściej pojawiające się w mediach zagadnienie, które tak naprawdę jest z nami nie od dzisiaj. Istnieje ono w zasadzie od momentu narodzin wolnego rynku, a może o wiele dłużej. Dziś trudno nam udowodnić, kiedy narodziła się luka, bo analizowanie starszych spraw pod tym kątem zazwyczaj nie jest możliwe.

Luka ubezpieczeniowa to nazwa, która ma być chwytliwa medialnie i zrozumiała dla każdego, kogo ten problem może dotknąć – zarówno dla osoby fizycznej, jak i przedsiębiorcy. W języku nieco bardziej precyzyjnym, branżowym – chodzi po prostu o niedoubezpieczenie.

Nazwa „luka” nieco wprowadza w błąd, bo zjawisko to jest zagadnieniem znacznie szerszym niż samo niedoubezpieczenie. Może dotyczyć wszystkiego, czego dobremu ubezpieczeniu brakuje – a więc ryzyk, zdarzeń powodujących szkodę czy przedmiotów ochrony, których zabrakło w umowie ubezpieczenia. Dlatego na potrzeby tego komentarza skupię się na jej istocie, czyli właśnie niedoszacowaniu wartości ubezpieczonego mienia. Jest to jedna z głównych przyczyn możliwego niedoubezpieczenia, która nie jest efektem świadomej decyzji ubezpieczonego.

Pomijamy więc przypadki ubezpieczenia „na pierwsze ryzyko”, w których przyjęty limit może nie wystarczyć, gdy szkoda będzie większa, niż się spodziewaliśmy. Siłą rzeczy musimy też pominąć całą ugruntowaną od lat praktykę rynku detalicznych ubezpieczeń mieszkań, gdzie orzecznictwo w sprawach spornych doprowadziło do zakazu stosowania zapisów dotyczących niedoubezpieczenia, uznając taką praktykę za abuzywną.

Krótki rys historyczny „luki”

Jeszcze w latach 90. luka objawiała się np. w postaci akceptacji wartości księgowych netto, co na dzisiejszym rynku jest już nie do pomyślenia. Życie bardzo szybko zweryfikowało takie praktyki, a brokerzy, dbając o swój wizerunek i dochowując staranności zawodowej, zaczęli odradzać ten rodzaj wartości. Wskazywali na możliwość otrzymania odszkodowania równego 0 zł, w zgodzie z zapisami umowy ubezpieczenia i przy pełnej odpowiedzialności ubezpieczyciela za zdarzenie.

Potem nastąpił okres zróżnicowanych wartości – księgowych brutto, odtworzeniowych i rzeczywistych, który w zasadzie trwa do dzisiaj. Jednak realia polityczne i gospodarcze od lutego 2022 r. spowodowały konieczność weryfikacji niektórych prostych dotąd rozwiązań.

Przyjęcie wartości księgowej jako podstawy ustalenia sum ubezpieczenia od zawsze było kuszące jako rozwiązanie najprostsze. W takiej sytuacji jedynym wysiłkiem deklarującego sumy jest sporządzenie wydruku księgowego środków trwałych. Przez lata zarówno brokerzy, klienci instytucjonalni, jak i underwriterzy wierzyli, że wskutek przeszacowań wartości księgowych otrzymane w ten sposób sumy są zbliżone do wartości odtworzenia mienia. I w dużym stopniu to jest prawda, o ile w umowie ubezpieczenia nie ma zapisów o proporcjonalnym potrącaniu z wartości księgowej przy szkodach częściowych. Oraz o ile nie mamy do czynienia ze szkodą całkowitą.

Ta pierwsza praktyka raczej odeszła w niebyt. Rynek brokerski wiele lat temu odszedł od potrąceń na rzecz wypłat w kwocie odtworzenia w granicach wartości składnika majątku trwałego, dotkniętego szkodą. Czyli płaci się za naprawę lub wymianę tyle, ile ta naprawa kosztuje w dniu zaistnienia szkody (lub w dniu decyzji o odszkodowaniu, zależnie od zapisów umowy).

Gorzej, gdy mamy do czynienia ze szkodą całkowitą i znamy dokładnie wartość składnika majątku zniszczonego całkowicie w wyniku szkody. Tu górną granicą jest wartość księgowa tego składnika, która raczej w 100% przypadków jest niższa niż koszt odtworzenia. W ostatnich miesiącach – dramatycznie niższa. I tu dotykamy sedna sprawy – tego, co działo się przez ostatnie kilka lat, a w ostatnim roku gwałtownie przyśpieszyło.

Pandemia, wojna i inflacja napędzają lukę

W ciągu ostatnich trzech lat nastąpiło bardzo silne, dodatkowe odchylenie wartości odtworzenia od wartości księgowych brutto. Głównie to skutek inflacji, spowodowanej czynnikami zewnętrznymi, tj. wojną i rosnącymi gwałtownie cenami surowców energetycznych, a także transportu i produkcji.

Swoje dołożyła także pandemia Covid-19, która spowodowała przerwanie łańcuchów dostaw, opóźnienia, brak komponentów do produkcji, obniżenie konkurencyjności przez zniknięcie z rynku niektórych dostawców, którzy nie przetrwali. Wszystko to złożyło się na dodatkowy wzrost cen. Wpływ miały także czynniki wewnętrzne, na przykład decyzje polityczne rzutujące na naszą gospodarkę.

Jednak przepisy o rachunkowości są sztywne i nie uwzględniają takich zjawisk, więc wartości księgowe po prostu zostały w miejscu, wciąż jednak stanowiąc pokusę – z kilku powodów. Pierwszy z nich to oczywiście prostota uzyskania podstawy ustalenia sum ubezpieczenia. Drugi to koszt sporządzenia wyceny do wartości odtworzeniowej przez rzeczoznawcę i jej pracochłonność.

Nie bez znaczenia jest to, że w obecnych czasach wyceny te są ulotne – wycena majątku zrobiona dzisiaj już za kilka miesięcy może być nieaktualna. Nie mówiąc o jej aktualności przy odnowieniu umowy ubezpieczenia, czyli zwykle – za rok.

I wreszcie ostatni powód – szkód całkowitych w majątku korporacyjnym nie ma na rynku aż tak dużo, żeby spowodować popłoch wśród dużych przedsiębiorców oraz negatywnie wpłynąć na wyniki całego rynku. Z tego też powodu trudno się spodziewać, że wymuszony zostanie oddolny ruch, który spowodowałby masowe odejście w kierunku bardziej wiarygodnych metod ustalania sum ubezpieczenia. Poza tym w polskich realiach – jaki miałby być to kierunek?

W rozwiniętych krajach Europy Zachodniej, np. w Niemczech i Austrii, od lat 70. XX wieku istnieją tabele, na podstawie których przedsiębiorcy, samorząd terytorialny, po prostu wszyscy – mogą sobie wskaźnikami przeliczyć wartość odtworzenia swojego mienia. Na marginesie – z rozmów ze specjalistami Grupy VIG w Wiedniu wywnioskowałem, że i te tabele w obecnych czasach stają się mało wiarygodne. Jednak faktem jest, że tamtejsze rynki wartości księgowych nie akceptują i nam przyglądają się dosyć nieufnie. Sygnalizują też problemy, z których doskonale zdajemy sobie sprawę, ale nic nie możemy z nimi zrobić. No, prawie nic, o czym w kolejnej części.

Czynnikiem w jakiś sposób wymuszającym na polskich przedsiębiorcach inne podejście niż podawanie wartości księgowych jest obecność zagranicznego kapitału. Ci, którzy go „wpompowali” na nasz rynek i oczekują rozwoju oraz zysków, nie mogą sobie pozwolić na ryzyko strat. A właśnie to oznaczałoby przerwanie działalności z powodu braku środków na odbudowę lub przyjęcie na siebie znacznej części ryzyka finansowego związanego ze szkodą w mieniu. Zagraniczni inwestorzy oczekują więc, żeby umowa ubezpieczenia była skonstruowana tak, by zapewnić pełną odbudowę w możliwie krótkim czasie, a to wymusza stosowanie wartości odtworzeniowych.

Firmy wyłącznie polskie, które są świadome sytuacji i zagrożeń związanych z niewystarczającą sumą ubezpieczenia, starają się nadążyć za tym trendem. Jest to zauważalna tendencja, dotycząca w szczególności spółek skarbu państwa (chociaż nie wszędzie). Najgorzej sytuacja wygląda w jednostkach samorządowych (gminy, powiaty, miasta) oraz w mieniu użytkowanym przez instytucje budżetowe, np. w ochronie zdrowia i oświacie. W tych jednostkach często brakuje pieniędzy na wiele potrzebnych projektów i powołanie rzeczoznawcy do oszacowania wartości majątku raczej nie jest możliwe.

Co robi rynek z luką?

Na szczęście mamy brokerów. Gdyby nie ich oddolna inicjatywa i świadomość wagi doradztwa, które ma ogromny wpływ na sytuację klienta po szkodzie – pewnie dziś nie mielibyśmy tylu pomysłów na złagodzenie wpływu powiększającej się rozbieżności między wartościami księgowymi i odtworzeniowymi.

Do wybuchu wojny w lutym 2022 r. pomysły były w miarę ukształtowane i akceptowane przez rynek. Wśród nich była klauzula leeway łagodząca zasadę proporcji, a także klauzula inflacyjna w różnych wariantach. W większości przypadków był to wariant prokliencki, łagodzący wpływ inflacji przy wypłacie odszkodowania, ale niemający wpływu na aktualizację sum ubezpieczenia (a więc składki), wraz ze wzrostem kosztów materiałów i robocizny. Do tego klauzule sumy prewencyjnej, kontrowersyjna klauzula wyrównania sum ubezpieczenia (to ta o „rozsmarowywaniu” nadwyżek z innych składników mienia na ten, na który zabrakło przy szkodzie).

Od lutego 2022 r. nastąpił moment refleksji i wzrostu wskaźników regulujących niedoszacowanie – wyższy wskaźnik inflacji w klauzuli inflacyjnej, wyższe prewencyjne sumy ubezpieczenia (idące w dziesiątki mln zł w porównaniu z dotychczasowymi pojedynczymi milionami).

Jednak chyba najciekawszą odpowiedzią brokerską (zresztą nie tylko brokerską, bo i nieliczne towarzystwa ubezpieczeń też wprowadziły ten pomysł) na problem niewystarczających sum ubezpieczenia jest stworzenie kalkulatora opartego na wiedzy eksperckiej rzeczoznawców majątkowych. Przelicza on wartość odtworzenia budynku na podstawie wprowadzonych dość szczegółowych parametrów. Są to: wiek, metody budowy, przeznaczenie, wykonane remonty, użyte materiały i wiele innych czynników.

Pomysł bardzo dobry, ale nieco ułomny, bo dotykający tylko problemu niedoubezpieczenia budynków. Urządzenia i maszyny ani inne składniki mienia już nie są tym objęte – ale od czegoś trzeba zacząć. Pomysł ten wciąż wymaga dopracowania, bo z naszych obserwacji i porównania wyników dla wycenianych obiektów z wycenami dla takich samych obiektów wykonanymi przez rzeczoznawców wynika, że przed twórcami jest jeszcze sporo pracy. Algorytm jednak nie uwzględnia wielu czynników, które mogą zmienić obraz wyceny, np. obecności specjalistycznych fundamentów pod konkretne maszyny wewnątrz budynku. Im starszy obiekt, tym również większa rozbieżność wycen. Istnieje też możliwość przyjęcia do wyceny różnych obiektów wzorcowych, mimo bogatego i szczegółowego osłownikowania obiektów w programie do wyceny.

Nawiązuję do konkretnego przykładu dużego polskiego brokera, który zaproponował rynkowi takie rozwiązanie. Na początek dla tych najbardziej potrzebujących i posiadających najprostsze obiekty, czyli dla jednostek samorządowych i budynków używanych przez usługowe podmioty miejskie.

Podobne kalkulatory powstały też w czołowych towarzystwach na polskim rynku i porównania wyników pokazują dużą zbieżność. „Ceną” za wkład pracy zespołu rzeczoznawców współpracujących z tym brokerem jest konieczność akceptacji odstąpienia od stosowania zasady proporcji – fundamentalnej zasady rynkowej w korporacyjnych ubezpieczeniach mienia.

Po analizie wyników jednak okazuje się również, że odstępstwa wartości wycen są w większości w górę, więc ta cena nie jest wygórowana, stanowi raczej zdroworozsądkowe podejście do sprawy. Zwłaszcza w kontekście zapisów kodeksowych, zgodnie z którymi nadubezpieczenie nie powoduje wypłaty ponad faktycznie poniesioną szkodę. Bezprzedmiotowa staje się też dyskusja o dodatkowych klauzulach łagodzących zasadę proporcji – dzięki czemu umowa ubezpieczenia staje się krótsza i bardziej przejrzysta. Trzeba jednak pamiętać, że chodzi tylko o budynki… więc droga jest jeszcze długa.

Jak wynika z naszych rozmów, rozwiązanie to spotkało się z ostrą krytyką ze strony innych brokerów. Twierdzą oni, że najbardziej wiarygodnym sposobem na lukę jest jednak wycena, niekoniecznie uzyskana od rzeczoznawcy – ale w postaci ofert odbudowy zebranych z rynku pośród firm wykonawczych na danym terenie.

To jest dobre rozwiązanie – zgoda, ale to również wymaga nakładu czasu na zebranie ofert, porównanie ich i uwzględnienie specyfiki miejsca. I w odróżnieniu od programu brokerskiego jest jednorazowe – przy odnowieniu umowy ubezpieczenia, w warunkach narastających i zmiennych w czasie kosztów materiałów oraz robocizny wymaga powtórzenia całej operacji. Program natomiast, dzięki temu, że mają do niego dostęp współpracujący rzeczoznawcy, na bieżąco aktualizuje otrzymywane wartości.

Nie sposób też wspomnieć o stopniu, w jakim mamy do czynienia przy przejściu z wartości księgowych brutto na odtworzeniowe oraz z dotychczasowych odtworzeniowych na zaktualizowane w przypadku budynków wycenianych w ten sposób. Przykłady pokazały, że o ile w przypadku aktualizacji wartości odtworzenia są to wzrosty rzędu 120 do 140%, to dla wartości księgowych mamy do czynienia ze wzrostami od 300 do 400%.

Pojawia się oczywiście ryzyko, że jednostka samorządowa posiadająca konkretny budżet na składkę, przyzwyczajona do poziomu cen z poprzednich lat może oczekiwać, że składka pozostanie niezmieniona lub niewiele wzrośnie. To może być trudno akceptowalne dla zakładu ubezpieczeń – dlatego tak ważna jest uświadamiająca rola brokera w całym procesie. Musi on wytłumaczyć konieczność zapłaty znacznie zwiększonej składki, adekwatnej do urealnionego ryzyka.

Co z luką robi Wiener?

Pierwszą naszą reakcją na gwałtownie rosnące koszty materiałów i robocizny były wytyczne wskazujące na konieczność stosowania klauzuli inflacyjnej (zadziałaliśmy więc prokliencko).

W kolejnych miesiącach naszej codziennej pracy kładliśmy też nacisk na aktualizację sum ubezpieczenia oraz stosowanie zwiększonych limitów w klauzuli prewencyjnej sumy ubezpieczenia. Taką sumę traktuje się jako wartość na dzień zawierania umowy nieprzypisaną do konkretnego składnika majątku, ale z naliczoną od niego składką tak, jakby już stanowił taki składnik. Oczywiście istnieje czynnik niepewności, że jednak nie wystarczy – dlatego od samego klienta i jego brokera zależy, na jakim wiarygodnym poziomie należałoby ustalić taki limit, żeby okazał się wystarczający.

Minusem tego rozwiązania jest też to, że limit jest wyczerpywalny, w przeciwieństwie do zaktualizowanej sumy w wartości odtworzeniowej, która jest automatycznie przywracana do pierwotnej wysokości po odtworzeniu mienia. A od wyczerpywalnego limitu trzeba znowu dopłacić składkę za odtworzenie go.

Po zapoznaniu się z opisanym wyżej rozwiązaniem w postaci oprogramowania liczącego aktualne wartości odtworzeniowe uznaliśmy je za bardzo dobry krok w kierunku urealnienia sum ubezpieczenia dla budynków w odniesieniu przynajmniej do jakiejś części rynku.

Od połowy ubiegłego roku prowadziliśmy też szeroką kampanię edukacyjną „Docenisz, gdy wycenisz”, która przybliżała konsumentom i przedsiębiorcom zjawisko luki. W ramach kampanii przeprowadziliśmy badanie opinii, które miało za zadanie sprawdzić świadomość Polaków dotyczącą luki.

Byliśmy inicjatorami artykułów i komentarzy w mediach, które łącznie dotarły do ponad 2,8 mln osób. Rozpoczęliśmy także współpracę ze znanym blogerem Maciejem Samcikiem, który wspólnie z Wienerem edukował czytelników Subiektywnie o Finansach.

Tomasz Szejnoch
dyrektor Biura Ubezpieczeń Majątkowych
Wiener