Nasi klienci coraz bardziej cenią sobie wygodę i oszczędność czasu związane ze spotkaniami online. Z tego powodu wielu doradców ubezpieczeniowych wybrało pracę zdalną w domowym zaciszu. Jednak praca z domu to nie tylko miękkie kapcie i kawa w ulubionym kubku. Jest i druga strona medalu.
Na naszą efektywność i równowagę psychiczną pracownika zdalnego w bezpiecznym domu czyha kilka niebezpieczeństw. To pułapki, które warto nauczyć się omijać. Podzielę się z wami kilkoma dobrymi nawykami, które pozwoliły mi się uporać z tym tematem.
Pułapka nr 1
uważaj, jak zaczynasz
Wielu z nas, myśląc „home office”, ma w głowie: „Nareszcie się wyśpię!”. Oto i pierwsza pułapka. Łóżko zawsze kusi, by zostać w nim jeszcze pięć minut. Tymczasem to, jak rozpoczynamy dzień, ma ogromny wpływ na to, jak będzie wyglądała cała jego reszta. W książce Narzędzia tytanów Tim Ferris co rusz podkreśla wagę porannej dyscypliny, która pozwoliła ludziom sukcesu wejść na wyżyny w swoich dziedzinach. „Tytani” sukcesu zaskakująco często wdrażają poranne rytuały – punktualną pobudkę, staranne zaścielenie łóżka czy zestaw ćwiczeń. Jak podkreśla autor, to odpowiednio nastraja nas mentalnie, sprawia, że mózg automatycznie wchodzi w tryb efektywności. Stajemy się systematyczni i konsekwentni.
Mój poranny rytuał to trening. Dzięki wysiłkowi fizycznemu zapewniam lepsze ukrwienie tkankom, a więc i mózgowi, przed którym kilka godzin solidnej pracy. Ćwiczenia zapewniają mi również wyrzut endorfin, hormonów szczęścia. Zamiast kilkakrotnie przedłużanej drzemki i zaspanego spojrzenia wlepionego w monitor zyskuję doskonałe samopoczucie i mnóstwo energii do zawodowych zmagań. Po ćwiczeniach wyprawiam dzieci do szkoły i od razu siadam do pracy.
Pułapka nr 2
prokrastynacja
To słowo klucz. Drugą pułapką czyhającą na nas w domu jest bowiem prokrastynacja, czyli odkładanie spraw na później. Dotyczy to szczególnie obowiązków zawodowych, za którymi nie przepadamy (np. nielubianego przez wielu doradców telefonowania do klientów). W domu zawsze jest coś do zrobienia, a to, czego nie lubimy, z chęcią zamienimy na coś neutralnego, jak np. domowe porządki. To też jest przecież potrzebne, prawda? Jeśli mamy naturę perfekcjonisty, trudno nam nie zauważać kosza pełnego brudnego prania czy dywanów, którym przyda się odkurzanie.
To bardzo podstępna pułapka, daje nam bowiem złudzenie bycia efektywnym – czas mija, zawodowe zadania pozostają niewykonane, a nasza motywacja, by się z nimi zmierzyć, spada z każdą godziną. Nie ma tu żadnej większej filozofii – należy po prostu zajmować się wszystkim od razu, niezależnie od tego, czy lubimy to robić czy nie. Bez wykrętów pod postacią domowych obowiązków. Jeśli najmniej lubiane zawodowe zadanie wykonamy na samym początku dnia, w zamian otrzymamy potężny zastrzyk motywacji na kolejne godziny.
Pułapka nr 3
praca a rodzina
Życie zawodowe i rodzinne to dwa osobne wszechświaty. Gdy dom staje się dla nas również miejscem pracy, zachowanie równowagi między nimi wymaga nie lada wyczucia, samoświadomości i przede wszystkim dobrej organizacji. Gdy granice między sferą prywatną a zawodową zaczną się zacierać, możemy znaleźć się we frustrującej sytuacji, w której nie będziemy potrafili skupić się na zawodowych obowiązkach w czasie pracy ani poświęcić uwagi bliskim i zrelaksować się w czasie wolnym.
Mam na to jedną receptę – wyznaczenie granic – przestrzennych (mam własny gabinet) i czasowych (w danych godzinach bez względu na wszystko skupiam się na pracy). Ważne, by nasz umysł otrzymał wyraźny sygnał, że w danym miejscu (nie musi to być gabinet, wystarczy część pokoju z biurkiem i laptopem) przechodzimy w „tryb biurowy” – zajmujemy się wyłącznie pracą. Znacznie skróci to czas wdrażania się codziennie w zawodowe zadania, poprawi nasze skupienie i efektywność. Po pracy przechodzimy do „strefy rodzinnej” – np. na kanapę w salonie czy do kuchni. To wszystko brzmi banalnie, ale działa. Im więcej wypracujemy tego typu zdrowych nawyków, tym mniej będziemy musieli walczyć ze sobą, by przełączyć się w tryb pracy. Zamiast marnować siły na walkę ze sobą, będziemy to robić automatycznie.
Moim nawykiem jest np. wykorzystywanie czasu pomiędzy spotkaniami online na załatwianie spraw, które dzień wcześniej zapisuję na swojej liście (tworzenie list to też świetny nawyk). Są to najczęściej telefony, zaległości klientów, dokupienia czy kwotacje, czyli bieżąca obsługa, praca z zespołem oraz praca koncepcyjna. Nie wychodzę z gabinetu i nie zajmuję się sprawami prywatnymi, dopóki nie wykreślę wszystkiego z tej listy. Dopiero wtedy z czystym sumieniem „wracam z pracy do domu”. To pozwala mi zachować higienę psychiczną.
Oczywiście zdarzają się wyjątkowe sytuacje, gdy np. w czasie prywatnym oddzwania do mnie klient, który wcześniej nie mógł rozmawiać. Staram się nie odbierać takich telefonów po godzinie 17.00. Taka okresowa niedostępność to dla klientów wyraźny sygnał, że w naszej relacji nie jestem uniżonym sługą, tylko partnerem – fachowcem, oferującym unikalną wartość – specjalistyczną wiedzę i wieloletnie doświadczenie. Z kolei ja, nie odbierając po określonej godzinie, zyskuję coś bezcennego – przestrzeń, by nabrać sił.
Nikt nie jest święty
Sama mam czasem ochotę poleniuchować. Myślę, że nie ma w tym niczego złego, o ile tylko szczerze odpowiemy sobie na pytanie: Czy naprawdę jesteśmy przepracowani, czy może próbujemy uniknąć stresującego zawodowego wyzwania? W przypadku pierwszej odpowiedzi relaks będzie zbawienny i pozwoli szybciej wrócić na właściwe tory. W drugim przypadku odsuwanie obowiązków w czasie nie da nam nic prócz wyrzutów sumienia. Zdecydowanie przyjemniejsza jest świadomość, że przez kilka godzin daliśmy z siebie wszystko.
Podsumowując, nie taki diabeł straszny. Jeśli tylko zadbamy o wypracowanie dobrych nawyków i higienę psychiczną, praca zdalna odwdzięczy się nam dużą swobodą w organizowaniu zawodowych zadań, wygodą i komfortem w kontaktach z klientami oraz tym wyjątkowym rodzajem satysfakcji płynącym z samodyscypliny i jej efektów.
Katarzyna Pilczuk
prezeska PSRDU, członkini MDRT