Zaufaj mi, jestem agentem

0
905

Przeglądając wyroki sądowe, natrafiłem na sprawę o szczególnym charakterze. Była ona poniekąd skutkiem zaufania, jakim klientka obdarzyła pośrednika od wszystkiego – ubezpieczeń, funduszy inwestycyjnych, emerytur, kredytów i czego tam jeszcze.

Postępowanie w sprawie potwierdziło starą maksymę, niesłusznie podobno przypisywaną wiecznie młodemu Leninowi (usłyszał ją prawdopodobnie od starego towarzysza i sponsora rewolucji w Rosji, generała Ericha Ludendorffa) – zaufanie jest dobre, ale kontrola jeszcze lepsza. Podważyło slogan wykreowany przez jednego z ubezpieczycieli – zaufanie, które procentuje.

Ponieważ żyjemy w czasach zwariowanych, w których przestają działać zasady do tej pory będące podstawą stosunków międzyludzkich, takie jak właśnie zaufanie, deklaracja, słowo, a w szczególności słowo honoru – ufajmy, zachowując minimum ostrożności.

Zaufany agent pracował dla dużej multiagencji, miał długoletnie doświadczenie zawodowe, odpowiednią wiedzę potwierdzoną certyfikatami, osiągnięcia zawodowe. O tym w sprawie nie wspomniano, ale zapewne posiadał też tzw. urok osobisty. Stał na czele lokalnej struktury sprzedażowej jako jej menedżer. Był agentem w rozumieniu ustawy o kredycie hipotecznym i nadzorze nad pośrednikami kredytu hipotecznego i agentami, a także osobą wykonującą czynności agencyjne, o której mowa w ustawie o pośrednictwie ubezpieczeniowym, prowadził ewidencjonowaną działalność gospodarczą pod własną firmą i w momencie zdarzeń objętych pozwem łączyła go z multiagencją o zasięgu ogólnopolskim umowa pośrednictwa finansowego i koordynowania, na mocy której wykonywał czynności z zakresu pośrednictwa kredytowego, pośrednictwa produktami ubezpieczeniowymi i pośrednictwa ubezpieczeniowego.

Jako agent-lider lokalnej struktury sprzedażowej był uprawniony do kontaktów z zarządem multiagencji, ale nigdy nie powierzono mu stanowiska dyrektora i nie uprawniono do używania pieczęci z takim tytułem. Świadczone przezeń usługi miały na celu doprowadzenie do zawarcia umowy pomiędzy klientem a podmiotem współpracującym, tj. bankiem, funduszem inwestycyjnym i zakładem ubezpieczeń, z tego tytułu otrzymywał wynagrodzenie prowizyjne. W związku z jego czynnościami zawodowymi nigdy nie było skarg ze strony klientów. Osiągał bardzo dobre wyniki finansowe, a przeprowadzane kontrole nie wykazywały żadnych nieprawidłowości. Obsługiwał duży portfel klientów, którzy do niego wracali. Postrzegany był jako godny zaufania i pomocny, miał dobrą opinię.

Późniejsza powódka wraz z mężem też mieli zaufanie do agenta, a to z uwagi na pomyślną współpracę w zakresie pośredniczenia w kredycie mieszkaniowym. W kilka lat później, gdy byli zainteresowani kredytem hipotecznym na zakup nowego mieszkania, zaufany agent przedstawił powódce kilka ofert kredytu, a w ślad za nimi e-mailem przesłanym ze skrzynki służbowej ofertę bankowej lokaty terminowej. Poinformował powódkę, że firma oferuje nowe usługi w postaci lokat bankowych.

Powódka wraz z mężem sprawdziła oferty lokat w innych placówkach finansowych i uznała, że oferta jest korzystna. Rezygnując z zakupu nowego domu, przeznaczyła na korzystną lokatę sumę 100 tys. zł, która po upływie sześciu miesięcy miała przynieść zysk w kwocie 1800 zł, czyli 3,6% w skali roku. Warunkiem było jej utrzymanie przez wskazany okres.

Umowa została zawarta za pośrednictwem pozwanego, drugą jej stroną miał być bank. Kwota została przelana na rachunek wskazany w umowie, będący… prywatnym rachunkiem agenta. Czynności dokonano w oddziale multiagencji. Umowę opatrzono pieczęcią multiagencji oraz pieczątką imienną agenta, jako dyrektora oddziału.

Przed upływem terminu lokaty strony podpisały aneks, dzięki któremu umowa została przedłużona o kolejne sześć miesięcy; oprocentowanie wzrosło do 3,9%, zaś zysk do kwoty 3900 zł. Aneks ponownie opatrzono pieczęcią firmową i pieczęcią rzekomego dyrektora oddziału.

Podczas tzw. współpracy powódka kontaktowała się wyłącznie z zaufanym agentem. Gdy minął okres przewidziany dla lokaty, zainwestowany kapitał wraz z zyskiem nie wpłynął na konto powódki. Telefon do agenta nagle przestał działać; nie raczył także oddzwaniać. Zaniepokojona, wezwała „zaufanego” do zwrotu środków pieniężnych wraz z odsetkami, a następnie wystąpiła z wezwaniem do multiagencji, podając, że jest zobowiązana do naprawienia szkody wyrządzonej przez osobę podlegającą jej kierownictwu.

Ta nie uznała swojej odpowiedzialności za działania agenta, podnosząc, że jako pośrednik kredytowy nie prowadzi i nie może prowadzić działalności w zakresie zakładania lokat bankowych. Powiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez agenta. Taką czynność podjęła również powódka.

Procedura sądowa trwała ok. 3 lat. W jej trakcie przewinęło się wiele interesujących wątków formalnych wskazujących na zobowiązania multiagencji wobec poszkodowanej za bezprawne działania pośrednika albo o ich braku. Co do winy sprawcy – wątpliwości nie było.

Ostatecznie sąd apelacyjny wykazał jej odpowiedzialność wynikającą z treści art. 430 Kodeksu cywilnego, w związku z podleganiem agenta kierownictwu pozwanego i obowiązkiem stosowania się do jego wskazówek.

Powódka odzyskała to, co miała stracić. Pozwana spółka zapewne rozliczy się z agentem, który jak się okazało, był uzależniony od hazardu i naraził wielu klientów na poważne straty finansowe. W tym konkretnym przypadku zaufanie klienta zostało wystawione na szwank i nie zaprocentowało…

Na podstawie: sygn. akt I ACa 289/20 z 24 lutego 2021 r.

Sławomir Dąblewski
dablewski@gmail.com