Ryzykonomia. Realniej o onlajnie

0
718

Pandemia Covid-19 to, jak wieszczą niektórzy, czas wielkiej zmiany. „I nic nie będzie już tak jak wcześniej”. Zmieni się biznes, społeczeństwo i sami ludzie. Tu należy zauważyć, że to parcie na zmianę „nie klei się” z gospodarczym optymizmem różnych analityków.

Choć analitycy wieszczą kolosalne spadki PKB na czas epidemii, to zaraz po niej (ach, kiedy?) już widzą „odbicia od dna” i „szybkie odrabianie strat” przez żądne konsumpcji społeczeństwa.

Na razie jednak marne są na to widoki, do potwierdzenia czego wystarczy wizyta w najbliższej galerii, które mimo że już otwarte, uparcie świecą pustkami. Jak mi bowiem powiedziała w rozmowie pewna sprzedawczyni, biznes im „kapie”. Potwierdzają to nawet menedżerowie takich firm jak LPP (Reserved). Jeden z prezesów w wywiadzie dla mediów ujawnił niedawno, jak jeden ze sklepów sieci w polockdawnowy poniedziałek sprzedał 1 (jedną) sztukę towaru.

Ale jako się rzekło, wszyscy zakładają, że epidemia musi się kiedyś skończyć, i widać to już po radosnych masach w parkach i na plażach. Wszystko wróci do normy, więc sprzedaż też.

Piękny to optymizm i ważny dla społeczeństwa, które już łakomie konsumuje „dar” epidemii, jakim jest wprowadzona w zakresie niespotykanym dotąd praca i nauka online.

Technicznie rzecz biorąc, praca zdalna nie jest nowym pomysłem, ale dopiero konieczność powszechnego zamknięcia przetransferowała miliony pracowników, szkolniaków i żądnych wiedzy przedegzaminacyjnej studentów w świat cyfrowej interakcji. Ich nauczycieli siłą rzeczy też.

Jak analizuje Światowe Forum Ekonomiczne (WEF), pandemia wypchnęła z „realnych” szkół prawie 1,2 mld uczniów i studentów świata, z których co najmniej część spędza czas, od rana klikając w różne „zumy”, „emestimsy”, „hangautsy”, „skajpy” i inne komunikatory.

Ile młodych to robi i z jakim efektem, nie wiadomo dokładnie nawet na niewielkim polskim podwórku, bo sami słyszeliśmy, kiedy na pytanie dziennikarki o dzieci „zniknięte” z klas po przejściu do sieci pewna dzielna kurator odpowiedziała rezolutnie, że „jest to niedopuszczalne”. Ale dokładnych liczb nie zna.

Nie da się więc ukryć, że nauczanie zdalne mimo wielu zalet ma jednak pewne wady, jak choćby dziwnie niedostrzegany, a kluczowy dla „ludzkiej” nauki, brak bezpośredniej, fizycznej interakcji pomiędzy uczniem i nauczycielem. To akurat dla autora poniższego i innych „realnych” byłoby dobrą wiadomością, bo jeszcze przed pandemią wielu wieszczyło przejęcie katedr przez sztuczną inteligencję i odesłanie belfrów do lamusa historii.

Krótko puentując temat onlinowego nauczania, które ma przecież także szkoleniowy, biznesowy wymiar: stawiamy tezę, iż nie można skopiować metod nauczania z realu do online i oczekiwać tych samych rezultatów. Konieczne jest zupełnie inne podejście. Ale jakie, tego zdaje się na razie w systemach edukacyjnych nie widać. Optymistycznie mamy się otwierać i wszystko będzie wracać do normy.

Wielkim wygranym onlajnu zdaje się być też wielki biznes, który dzięki Covid mógł odesłać miliony pracowników do domów. Wielu się może i ucieszyło, bo to piękna okazja do cięcia kosztów teraz i później. Większa elastyczność, koniec owocowych czwartków i darmowej kawy z korporacyjnymi pogaduszkami.

Również niejeden pracownik zapewne pomyślał, że dobrze będzie pobyć w domu z rodzinką i zabawić potomstwo, jednocześnie oferując online nowe polisy czy inne produkty. Zdaje się jednak, że i ten początkowy entuzjazm już minął i płaczące w tle dzieciątko powoduje obustronny stres uczestników transakcji. W domu pracę trudniej zorganizować, kot miauczy, kasza kipi, no i te interakcje. A raczej ich brak, bo w końcu Aronson pisał: człowiek to „zwierzę społeczne”. A widział ktoś zwierzę zadowolone z onlajnu? No właśnie.

Ciekawe są też analizy Internet Institute z Uniwersytetu w Oxfordzie. Na przykład zapotrzebowanie na pracę zdalną wielkiej już przecież społeczności freelancerów znacznie spadło po okresowym wzroście na początku epidemii. I to w stosunku do lat poprzednich. A wyjaśnienie jest proste, bo czy online, czy w realu, wszystkie firmy mają mniej pracy. I dla własnych, i tych zewnętrznych online pracowników.

Kwitną natomiast różne sklepy internetowe. W USA pandemiczna sprzedaż online wystrzeliła o 49% w stosunku do lat poprzednich. Niektórzy wieszczą, że to już stały trend, bo „świat się zmienia”. Inni zaś twierdzą, że ludzie nie mogą doczekać się bezcelowego sobotniego włóczenia się po alejach centrów handlowych i zagadywania pomocnych subiektów/ek.

I bądź tu mądry, w realu czy online.

dr Jerzy Podlewski
www.ryzykonomia.pl